poniedziałek, 27 lutego 2017

Od Will'a cd. Rous

Kiedy Rous bardziej się we mnie wtuliła, poczułem jak serce zaczyna mi walić! Nigdy tak się nie czułem w towarzystwie żadnej kobiety, a miałem już nie jedną! No... W wieży tylko miałem Sali na jedną, noc, ale po za tym to wszystko! Jednak przy niej czułem się jakiś taki zakłopotany i bałem się że mogę jej niechcący zrobić krzywdę... Czy ja już mówiłem jaka ona jest delikatna? Chyba tak, ale powtarzam to po raz kolejny! W porównaniu do mnie, ja jestem jak goryl... Cieszyłem się że mi zaufała. Gdybym mógł to bym skakał wtedy z radości, lecz pozwoliłem sobie tylko na szeroki uśmiech i wtuliłem twarz w jej piękne, miękkie włosy.
Boże nawet ne wiecie jak ja ją kochałem, mimo iż tak naprawdę jesteśmy ze sobą dwa dni! A ja, ją tak mocno kochałem i chciałem chronić ją jak lew, przed niebezpieczeństwami... Nigdy nie czułem niczego do żadnej kobiety, prócz chęci zaspokojenia głodu seksualnego, ale Rous to zmieniła! Dla mnie największym szczęściem było teraz gdy mogłem ją przytulić do siebie i żeby była blisko mnie! I z tą właśnie myślą zasnąłem i pogrążyłem się po praz pierwszy w długim oraz spokojnym śnie...
**
Obudziłem się taki radosny i wypoczęty jak nigdy! A widząc Rous która patrzyła mi tak spokojnie w oczy, uśmiechnąłem się ciepło i pocałowałem ją w czoło, lecz gdy spojrzałem na godzinę, to aż nie mogłem uwierzyć! Była piętnasta!!! Pierwszy raz w życiu spałem tak spokojnie i długo! Zawsze wstawałem o 7 albo 8 rano... no... maks 9 i tyle! Ale kiedy wypowiedziałem ze czas na obiad, Rous tak się przestraszyła, że schowała się pod kołdrę i zaczęła drżeć z przerażenia... Zrobiło mi się głupio, że przeze mnie się wystraszyła, bo jej wciąż było ciężko zbliżać się do ludzi!
Odkryłem ją delikatnie, na co jeszcze bardziej zadrżała, a ja ją delikatnie wziąłem i znowu do siebie przytuliłem niczym ojciec przerażone dziecko.
- Ci... Nie pójdziemy tam jeśli nie chcesz! Obiecuję! - powiedziałem uspokajająco - Chodźmy w takim razie na przejażdżkę, bo widzę że dzisiaj jest piękna pogoda! - dodałem na co się uśmiechnęła i energicznie pokiwała głową na zgodę. Wstaliśmy z łóżka, wyjąłem broń, którą przerzuciłem sobie przez ramię i gdy mięliśmy ruszać Rous posłała mi pytające i przerażone spojrzenie.
- Musze mieć przy sobie jakąś broń, bo nigdy nie wiadomo kiedy wróg może się pojawić, a ja chce żebyś byłą bezpieczna Rous! - powiedziałem i pocałowałem ją, na co lekko się uśmiechnęła. Poszliśmy do stajni, pomogłem osiodłam Rous konia, bo za bardzo nie wiedziała jak.... I wyjechaliśmy na koniach ze stajni.
- O! Otwierają bramy! Gazu! - powiedziałem na co z radością konie rzuciły się do biegu i po chwili byliśmy już za murami. Broń radośnie stukała czasami o mój pasek od spodni, na co nie zwracałem uwagi, bo jechałem obok Rous na swoim koniu, a ona po raz pierwszy na swoim własnym! Na drzwiach boksu już powieszono, że to Rous jest właścicielką konia, wiec cieszyłem się że prezent się udał, zwłaszcza że wyglądała na taką szczęśliwą!

< Rous?;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz