poniedziałek, 27 lutego 2017

Od Ashleya CD Kiara

Znowu to nad nim zapanowało, a on nie mógł się temu oprzeć. Nie ważne, jak się starał. Wystarczyła chwila, z pozoru niegroźna, a on stracił panowanie. Resztkami woli chciał się odsunąć. Wypuścił Kiarę z ramion, a jej ciało upadło z łaskotem na podłogę. Odsunął się dwa kroki w tył, patrząc z na swoje dłonie ubrudzone w krwi.
Nie! Zatrzymaj to! – krzyczał głos w jego głowie, ale on nie potrafił. To... coś było zbyt silne. Z sekundy na sekundę wzrok przyćmiła mu czerwona mgiełka, a Kiara nie była już przyjaciółką, a ofiarą, ofiarą pełną ciepłej krwi. Znowu zaczął słyszeć i czuć rzeczy, których nie powinien. Szuranie stóp, ciurkanie wody, bicie serc. A wszystko przyćmiła pierwotna rządza dostania się do źródła pożywienia.
Zasyczał cicho przez kły, wpatrując się czerwonymi ślepiami w swoją ofiarę. Ruszył powoli, nie spiesząc się. Chciał widzieć przerażenie w jej oczach, gdy podchodził. Chciał czuć puls, który gwałtownie skoczył z przerażenia. Chciał się nacieszyć widokiem bezbronnej ofiary, której za chwile wbije kły w szyję. To wszystko sprawiło, że po jego plecach przebiegł dreszcz podniecenia.
Dziewczyna podniosła się ledwo i ostatkiem sił podbiegła do okna, ale Ash był szybszy. W trzech długich susach pokonał dzielącą ich odległość. Złapał ją i z łatwością rzucił nią na drugi koniec pokoju, gdzie z słodkim jękiem bólu wylądowała na kanapie. Podszedł do niej, pochylając się lekko do przodu, jak dzikie zwierzę. Nie pozwolił jej na dalszą ucieczkę. Po prostu złapał za jej nadgarstek, a ofiara krzyknęła z bólu. Nakręcił się przez to jeszcze bardziej. Niech krzyczy.
Pchnął ją na kanapę i nachylił się, by dotrzeć do jej szyji. Dziewczyna jednak dalej się nie poddawała. Kopnęła go wbrzuch, a mu się to spodobało. Zero byłoby zabawy, gdyby ofiara się nie szarpała. Syknął i oblizał usta, nie mogąc się doczekać ugryzienia. Usiadł na niej okrakiem, wykorzystując swój większy ciężar. Złapał jej nadgarstki i umieścił je nad jej głową. Nachylił się i w końcu wgryzł się w to samo miejsce co wcześniej.
Pociągnął pierwszy słodki ły szkarłatnej cieczy, a ofiara pod nim się wiła z agonii, którą jej sprawiał. Jednak nic nie cieszyło go tak bardzo jak łzy i jęki pełne bólu. Mógłby to słuchać godzinami. Wzgryzł się mocniej, o mało nie rozrywając delikatnej skóry. Smakował jej przerażenia i rozpaczy. To było coś niesamowitego. Taka słodka...
Gdy się nasycił, wyciągnął kły z szyi dziewczyny i spojrzał na jej twarz. Brązowe kosmyki posklejały się od krwi, a jej twarz była w siniakach, które sam jej zafundował w katedrze. Choć nie wyglądało to nawet w części tak źle jak rana na szyi. Wszystko to składało się na pięknie makabryczny obraz. 
Puścił jej nadgarstki, gdy zaczął wracać do zmysłów. Czerwona mgiełka zniknęła, a wszystko przycichło. Ash już mógł sam kierować swoim ciałem. Dyszał ciężko, patrząc z przerażeniem na to, co zrobił Kiarze. Co zrobił ponownie.
Zszedł szybko z dziewczyny i ukucnął przy zakrwawionej kanapie. Boże, co ja zrobiłem? – spytał się w myślach, chowając twarz w dłoniach. Ona mu zaufała, uratowała i nigdy nie przestała w niego wątpić, a on co? Zaatakował ją jak zwierze, czerpiąc przyjemność z jej przerażenia i bólu. Zachowywał się nie lepiej niż ich prześladowcy w domu dziecka. Znęcał się nad nią. Cholera.
Poszedł do małego pomieszczenia obok, które miało imitować łazienkę. Chwycił najczystsze ręczniki jakie miał i zaczerpnął wody z baniaka. Musiał zrobić trzy głębokie oddechy, by w końcu uspokoić drżenie rąk. Wrócił do salonu i dalikatnie umył Kiarę z krwi i piachu, a następnie założył bandaż na szyję. Tylko tyle mógł dla niej teraz zrobić. Podłożył pod nieruchome ciało szatynki nowy, niezakrwawiony koc i ułożył ją ostrożnie na nim. Przykrył ją ciepłą narzutą i odsunął się od niej. Przejchał wzrokiem po twarzy Kiary i poczuł złość na samego siebie. Czy naprawdę był takim potworem, by zaatakować swoją przyjaciółkę? Najwyraźniej.
Miał ochotę w coś uderzyć lub kogoś zabić. Poczuł mrowienie w pięściach i zacisnął zdenerwowany zęby. Stał się potworem, który terroryzował jego małą Kiarcię. Teraz to nie była tylko zwykła ochota, a nieodparte pragnienie. Wyszedł, trzaskając drzwiami.

Jak się okazało, stado jeleni było wspaniałym workiem treningowym. Siedział na drzewie jak ta puma i obserwował spokojnie pasące się stadko. W jeden chwili był na gałęzi, a w drugiej wbijał kły w szyję zwierzęcia. Krew wprawdzie nie była tak dobra jak u ludzi, ale rozszarpywanie gardła jeleniowi okazało się cholernie satysfakcjonujące.
Do tego nie mógł się wyzbyć dyskomfortu, który odczuwał, jak tylko wyszedł na światło słoneczne. Gdy był w cieniu ten problem znikał. Może naprawdę zmieniłem się w wampira?
Usłyszał za sobą jęk, więc automatycznie się obrócił, stawiając czoło jednemu zombie. Podniósł brwi zdziwiony. Żadnej hordy, a do tego był dzień. Ciekawe. Stwierdził, źe musi coś sprawdzić. Gdy zombie się do niego zbliżył, Ash go ominął i złapał od tyłu jedną ręką za jego głowę, a drugą za ramię. Skrzywił się, czując okropny odór, ale musiał sprawdzić, czy moźe pić jego krew. Jeśli jest wampirem, będzie musiał ją pić by przeżyć, tak? Zatkał nos i wbił kły w szyję niemarłego. Boże, to jest chore.
Pociągnął pierwszy łyk, starając się nie zwymiotować od smrodu i natychmiastowo się oderwał od trupa, kaszląc krwią. Złapał się za gardła, gdy poczuł, że się dusi i opadł na kolana. Myślał, że za chwilę wypluje płuca, a ta chwila nieuwagi kosztowała go ciosem pazurami w plecy od zombiaka. Zirytowany odepchnął całą swoją siłą żywego trupa, który z jękiem rozbił się na drzewie. 
Okey, Ash po tym eksperymencie wiedział trzy rzeczy. Jeden: zombie i on to nie najlepsze połączenie, dwa: cała ta sytuacja była chora oraz trzy: gdy był osłabiony zaczynał się smażyć na słońcu.

Parę jeleni i niedoszły gwałciciel później – zakpił w myślach, niezauważony wchodząc do mieszkania z przygotowanym do pieczenia mięsem dla Kiary. Zanim odważył się wrócić do dziewczyny, najadł się do pożygu. Nadal nie rozumiał tej popapranej sytuacji, ale wiedział, że na pewno nie chce skrzywdzić przyjaciółki. Za ,,ofiarę główną" posłóżył mu jakiś mężczyzna, który właśnie zaciągał jakąś młodą nastolatkę do lasu. Facet nawet nie zauważył, kiedy Ashley wyszedł zza drzewa i wbił kły w jego szyję, zdążył jedynie wrzasnąć, zanim jego ciało sflaczało w dłoniach... wampira.
– Brawo, Ash, zostałeś wampirem – mruknął pod nosem i zirytowany trącił nogą kawałek drewna. Spojrzał na nieprzytomną dziewczynę i zaburczał coś niezrozumiałego. Miał jedynie nadzieję, że niedługo się obudzi.
Jednak te ,,niedługo" okazało się trzema dniami, podczas których Ash zdążył przygotować sporo jedzenia, najeść się do syta, pozostać niezauważonym i znaleźć coś, co w teorii miało go powstrzymać od zaatakowania Kiary. Tym czymś były kajdanki i łańcuch, który ukradł ze zbrojowni. Idoci się nawet nie zorientowali, hehe. Plan opierał się na tym, że miał się przykuć do wielkiego kaloryfera przy drzwiach, który służył aktualnie jako szafka i coś w rodzaju wieszaku. Choć grzejnik przestał spełniać swoją pierwotną funkcje dobre kilka lat temu, był cholernie pożądnie zamontowany, tak że nawet słoń, by go nie ruszył. Przynajmniej jakieś pocieszenie.
Gdy zauważył, że Kiara się budzi, szybko przyniósł jej szklankę wody i talerz z jadzeniem, który postawił na skrzynce, słóżącej jako tymczasowy stolik kawowy. Sam podszedł do kaloryfera, gdzie leżał cały potrzebny sprzęt. Prawy nadgarstek przykuł kajdankami do żebra grzejnika, a dodatkowo wzmocnił jeszcze to łańcuchem. Naparł z całej siły na metal, który wydał złowrogi pomruk, ale nie puścił. Ash rzucił kluczyki na skrzynko-stolik.
Przykuty i najedzony do pożygu nie skrzywdzi Kiary. Nie ma szans. Teraz będzie mógł właściwie przeprosić dziewczynę.

< Kiara? XD Ty opisujesz wejście smoka Rekera jkbc xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz