niedziela, 26 lutego 2017

Od Reker'a cd. Will'a

Obudziłem się znowu na oddziale medycznym i muszę przyznać, że rany po pociskach nie bolały zbyt mocno więc nawet odważyłem się zerwać do siadu. Nie uwierzycie, ale nie czułem żadnego dyskomfortu! Po prostu siedziałem jak normalny człowiek patrząc w białą ścianę na przeciwko siebie. Rozejrzałem się też po sali gdzie od razu w oczy rzucił mi się Will i jego ojciec, który powoli przestawał być dla mnie strasznym potworem za czym na pewno stał złoty pył!
- Ktoś tu się obudził - zaśmiał się mężczyzna widząc jak się przeciągam.
- Ile sapałem? - spytałem zdezorientowany drapiąc się po głowie.
- Osiem dni - odpowiedział mi z godnie z prawdą, ponieważ w jego głosie nie było słychać ani krzty kłamstwa. Dziwiłem się, że nie naskoczył na mnie z powodu stanu zdrowia Will'a, bo spotkałem się już z wieloma przypadkami polegającymi na tym, iż dostawałem od rodziny poszkodowanego niezły opieprz i groźby, w których głównie mówiono mi, że mnie zabiją...
- A co z Willem? - zapytałem zmartwiony stanem brata, który spał w miarę spokojnie.
- Tak jak ty cały czas śpi, ale lekarze mówią, że dojdzie do siebie - uśmiechnął się w moją stronę i w tym idealnym momencie na salę wszedł ojciec a brat zaczął się wybudzać po prostu szczęście w nieszczęściu! Ojciec usiadł na krześle oraz wbił we mnie te swoje piwne ślepia, które stety albo niestety odziedziczyłem. Przyglądał mi się uważnie a ja w tej ciszy pomiędzy nami bardzo dokładnie mogłem usłyszeć osłabiony głos brata. Serce waliło mi jak oszalałem a ja nie wiedziałem co mam zrobić! Najchętniej za to gapienie dałbym mu z liścia, lecz był moim tatą i założycielem więc musiałem się jakoś powstrzymać. Nagle gdy rozmowa Will'a i jego ojca się skończyłam czułem, że zaraz pomiędzy mną a mężczyzną, którego byłem młodszą kopią będzie spięcie no i oczywiście musiałem wykrakać.
- Reker?! Czy Ty w ogóle kiedyś myślisz?! - warknął na mnie a ja poczułem, że oczy zaczynają mi się szklić, ale najgorsze w tym wszystkim było podniesienie ręki w górę jakby chciał mnie zaraz uderzyć. Nie wytrzymałem... wszystko wróciło od nowa i czarno-biała rzeczywistość wróciła. Skuliłem się i zacząłem drżeć z przerażenia, po chwili do tego stanu dołączyły łzy oraz szybkie oddychanie. Tak bałem się własnego ojca tak jak w tedy kiedy wróciłem z poligonu... Dla inny oziębły dupek, lecz przy ojcu stawałem się nikim. On był Siergiejem a ja zwykłym, nic niewartym kundlem, który miał być niezniszczalnym żołnierzem. Nie wiem kiedy pojawiła się Kiara i rozkazała mu wyjść i mnie uspokajać, jej dotyk zawsze jakoś magicznie na mnie działał oraz pomagał wracać do trzeźwego myślenia. Tuliłem się do niej niczym małe dziecko i wypłakiwałem się jej na ramieniu powtarzając ciągle jak ja się boję  a w odpowiedzi dostawałem tylko "cicho skarbie... już dobrze... nikt już na ciebie ręki nie podniesie a jeśli tak to spotka się ze mną!". Czułem jak zmęczenie bierze nade mną górę i zaczynam zasypiać w jej ramionach gdzie po krótkiej chwili już smacznie chrapałem. 
****
Następnego dnia znowu przyszedł i po raz kolejny podniósł rękę na co prawie moje serce wyskoczyło z piersi tylko, że tym razem zamiast płakać po prostu mu zwiałem. Wiedząc, iż tak czy siak mnie dopadnie wróciłem po godzinie niczym kundel, który uciekł właścicielowi. Spuściłem głowę a na kołdrę spadło kilka łez.
- No dalej uderz mnie! Zasługuję na karę! - jęknąłem przez łzy próbując przygotować się na atak. Cały drżałem, bałem się go jak ja się go cholernie bałem!

<Will? :3 Zrobisz jakiś wyrzuty Michaelowi? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz