- Ktoś tu się obudził - zaśmiał się mężczyzna widząc jak się przeciągam.
- Ile sapałem? - spytałem zdezorientowany drapiąc się po głowie.
- Osiem dni - odpowiedział mi z godnie z prawdą, ponieważ w jego głosie nie było słychać ani krzty kłamstwa. Dziwiłem się, że nie naskoczył na mnie z powodu stanu zdrowia Will'a, bo spotkałem się już z wieloma przypadkami polegającymi na tym, iż dostawałem od rodziny poszkodowanego niezły opieprz i groźby, w których głównie mówiono mi, że mnie zabiją...
- A co z Willem? - zapytałem zmartwiony stanem brata, który spał w miarę spokojnie.
- Tak jak ty cały czas śpi, ale lekarze mówią, że dojdzie do siebie - uśmiechnął się w moją stronę i w tym idealnym momencie na salę wszedł ojciec a brat zaczął się wybudzać po prostu szczęście w nieszczęściu! Ojciec usiadł na krześle oraz wbił we mnie te swoje piwne ślepia, które stety albo niestety odziedziczyłem. Przyglądał mi się uważnie a ja w tej ciszy pomiędzy nami bardzo dokładnie mogłem usłyszeć osłabiony głos brata. Serce waliło mi jak oszalałem a ja nie wiedziałem co mam zrobić! Najchętniej za to gapienie dałbym mu z liścia, lecz był moim tatą i założycielem więc musiałem się jakoś powstrzymać. Nagle gdy rozmowa Will'a i jego ojca się skończyłam czułem, że zaraz pomiędzy mną a mężczyzną, którego byłem młodszą kopią będzie spięcie no i oczywiście musiałem wykrakać.
- Reker?! Czy Ty w ogóle kiedyś myślisz?! - warknął na mnie a ja poczułem, że oczy zaczynają mi się szklić, ale najgorsze w tym wszystkim było podniesienie ręki w górę jakby chciał mnie zaraz uderzyć. Nie wytrzymałem... wszystko wróciło od nowa i czarno-biała rzeczywistość wróciła. Skuliłem się i zacząłem drżeć z przerażenia, po chwili do tego stanu dołączyły łzy oraz szybkie oddychanie. Tak bałem się własnego ojca tak jak w tedy kiedy wróciłem z poligonu... Dla inny oziębły dupek, lecz przy ojcu stawałem się nikim. On był Siergiejem a ja zwykłym, nic niewartym kundlem, który miał być niezniszczalnym żołnierzem. Nie wiem kiedy pojawiła się Kiara i rozkazała mu wyjść i mnie uspokajać, jej dotyk zawsze jakoś magicznie na mnie działał oraz pomagał wracać do trzeźwego myślenia. Tuliłem się do niej niczym małe dziecko i wypłakiwałem się jej na ramieniu powtarzając ciągle jak ja się boję a w odpowiedzi dostawałem tylko "cicho skarbie... już dobrze... nikt już na ciebie ręki nie podniesie a jeśli tak to spotka się ze mną!". Czułem jak zmęczenie bierze nade mną górę i zaczynam zasypiać w jej ramionach gdzie po krótkiej chwili już smacznie chrapałem.
****
Następnego dnia znowu przyszedł i po raz kolejny podniósł rękę na co prawie moje serce wyskoczyło z piersi tylko, że tym razem zamiast płakać po prostu mu zwiałem. Wiedząc, iż tak czy siak mnie dopadnie wróciłem po godzinie niczym kundel, który uciekł właścicielowi. Spuściłem głowę a na kołdrę spadło kilka łez.
- No dalej uderz mnie! Zasługuję na karę! - jęknąłem przez łzy próbując przygotować się na atak. Cały drżałem, bałem się go jak ja się go cholernie bałem!
<Will? :3 Zrobisz jakiś wyrzuty Michaelowi? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz