środa, 1 lutego 2017

Od Reker'a cd. Tamary

Szlak! Źle dobrałem słowa! - warknąłem na siebie w myślach. Co z ciebie za brat - pomyślałem jeszcze i poczułem mocne ukłucie w sercu, to było straszne więc aż oparłem przed ramiona na stole i spuściłem głowę. Znowu sprawiłem komuś przykrość co mnie niemal dobiło, wpatrywałem się jeszcze przez chwilę w odpychające mnie jedzenie, ale kiedy miałem wstać, bo już wszystkie oddziały opuściły stołówkę poczułem dotyk na ramieniu przez co zadarłem głowę i zobaczyłem Wiliama był zły co odbijało mu się w oczach, lecz nie chciał mnie skrzywdzić. Przybrałem obojętny wyraz twarzy a wkurzenie idealnie odbijało mi się w oczach co było pierwszym ostrzeżeniem by sobie poszedł.
- Czego chcesz? - mruknąłem pozostając w tej samej pozycji.
- Musimy pogadać o tym co zrobiliście wczoraj - odpowiedział mi z delikatną wrogością w głosie.
- Boże to była tylko głupia czekolada a robicie sceny jakbyśmy połowę wieży zabili - warknąłem zły. Próbował pociągnąć mnie za prawą rękę, ale skutecznie mu się wyrwałem i skrzyżowałem ręce na piersi patrząc mu się hardo w oczy co go trochę zaniepokoiło.
- Czemu nic nie zjadłeś? - zapytał nagle patrząc na nie dokończony posiłek.
- Nie twój interes - prychnąłem co jeszcze bardziej zdenerwowało mężczyznę, złapał mnie z nadgarstek i wyciągnął siłą ze stołówki, jego uścisk był tak silny, że moja cała dłoń pobladła z powodu braku krążenia krwi. - Jak stracę sprawność fizyczną to będzie twoja wina - warknąłem na co mnie chwilowo puścił, ale nadzieja wolności szybko przeminęła, bo złapał mnie za mundur i po niecałych dwóch minutach znalazłem się już na krześle przed jego biurkiem.
- Słuchaj robisz się bezczelny ostatni - rzekł niezadowolony siadając na obrotowym krześle.
- Chyba zapomniałeś jaki potrafię być - znowu warknąłem nie potrafiąc się pohamować od negatywnych emocji, które zaczęły przejmować nade mną władzę.
- Zapominasz z kim rozmawiasz - mruknął. Chciałem się już jakoś odszczekać, lecz usłyszałem skrzyp drzwi i do środka wparował Oliver i Tamara, była wkurzona tak samo jak ja więc nawet nie miałem zamiaru z nią dyskutować.
- Na prawdę tyle krzyku o głupie słodycze? - zapytałem nie zmieniając złowrogiego tonu głosu, który miałem stosować przez całe to głupie kazanie. Gadał coś tam o wychowaniu, kradnięciu i innych bzdetach, ale ja byłem w swoim świecie, nie obchodziło mnie to co on sobie myśli, ponieważ i tak mu przejdzie, pewnie zaraz będzie kazał nam iść do swoich pokoi i jak nieznośnym bachorom powie, że mamy przemyśleć swoje zachowanie.
- Jak się nazywasz? - spytał nagle a ja nie zdążyłem skontaktować ze światem żywych.
- Tak już idę - westchnąłem i wstałem.
- Nie słuchałeś - mruknął niezadowolony.
- Dasz mi kiedyś spokój - warknąłem - Ciągle robię wszystko źle wiesz jakie to żenujące? Skoro ci przeszkadzam to czemu nie powiesz mi to prosto w oczy? - zadałem mu retoryczne pytania i zerwałem ze swojej szyi nieśmiertelnik, który rzuciłem mu na biurko - Widzisz jakie to proste? Już mnie tu nie zobaczysz - warknąłem i wyszedłem zamykając z hukiem drzwi. Pewnym krokiem poszedłem do swojego pokoju i zamykając drzwi na klucz bezwładnie osunąłem się po ścianie. Okna były jeszcze pozasłaniane, bo nie zdążyłem tego zrobić kiedy wstałem, pustka i ciemność w jednym, miałem ochotę ze sobą skończyć więc wyciągnąłem nóż i przyłożyłem go sobie do żył na nadgarstku, ale w ostatniej chwili odrzuciłem ostrze, które wbiło się w podłogę i złapałem się za głowę. Głupi - warknąłem na siebie w myślach i zaczynałem się rozluźniać, jeść nie będę a o piciu pomyślę... Z pokoju na pewno nie wyjdę, bo wielki pan założyciel ma problemy i nie chce mnie widzieć...

<Tamara? :3 Powoli się załamuje...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz