środa, 1 lutego 2017

Od Nick'a cd. Marty'ego

-Taaa... jestem z Niemiec!-Powiedziałem dumnie, po czym przez chwile przerwałem opatrywanie, gdyż znowu usłyszeliśmy uderzanie pazurów o beton, za milknęliśmy. Nagle zauważyliśmy, że zwierze nie przebiega dalej, tylko najpewniej wpatruje się w wyrwę. Marty wstrzymał oddech. Usłyszeliśmy tylko drapanie w dywan, który po chwili się podniósł.
-Klif!-zawołałem, a ucieszony psiak skoczył w moją stronę. Marty był oszołomiony i z lekko otwartą buzią patrzył, co się dzieje. Energicznie zacząłem głaskać Klifa po jego dość szorstkiej i brudnej sierści, po czym kazałem mu położyć się na jego miejscu, ten mimo prośby położył się tuż za mną, tak by nasze plecy dotykały się.Wróciłem do opatrywania rany Martego, który powoli dochodził do siebie, po dużej ilości dość nerwowych sytuacji.

Po skończonej pracy gwałtownym ruchem odwróciłem się w stronę psa tak, by się przestraszył, co podziałało natychmiastowo, pies nagle wstał i zaczął lizać mnie po twarzy, potem skoczył na mnie, przewracając mnie i wylizując mi twarz. Marty przypatrywał się nam jak kosmitą.
-Dobra chodźmy stąd... prosiłbym, żeby położenie tego miejsca zostało w tajemnicy...
Marty tylko skinął głową na zgodę.
-Noga przynajmniej mniej boli?
Znowu tylko lekkie kiwnięcie.

Po chwili oboje staliśmy już na zewnątrz, dałem znak Klifowi by, ostrzegał nas przed niebezpieczeństwami.
-To może tak na wszelki wypadek podamy ci Antyzyne...-zaproponowałem, a w odpowiedzi znowu dostałem jedynie kiwnięcie głową-Ej nie wyglądasz ze dobrze, pomogę ci...
Szliśmy obok siebie, Marty podpierał się o mnie, a Klif nieubłaganie plątał się nam pod nogami. Podczas trasy tylko raz spotkaliśmy zombii, z którym bezproblemowo się rozprawiliśmy i ruszyliśmy dalej. Dopiero gdy byliśmy już na miejscu, powstał pewien problem, a dokładniej to wielki mur, na którym dodatkowo umieszczony był drut kolczasty.
-Ehm...-sapnąłem, zmęczony „noszeniem” towarzysza-Damy rade! Klif!-zawołałem i szybkim ruchem podniosłem psa, po czym podrzuciłem go na sam szczyt muru. Klif bez problemu przecisnął się przez szpary w płocie i już na nas czekał.
Puściłem ciało chłopaka i zacząłem się wspinać, mur był dość gładki, jednak nie sprawiło mi to większych problemów. Położyłem się na brzuchu i wyciągnąłem rękę. Marty złapał ją i powoli zaczął się wdrapywać, dość szybko udało mu się wejść na górę, jednak teraz stała przed nami przeszkoda nico trudniejsza... ale w mojej głowie już ułożył się plan jak go skutecznie przejść.

Płot był w kształcie 1/2 Y, więc wystarczyło złapać się jednego słupka i szybkim ruchem przyciągnąć się do góry, potem szybko na rekach wstać i już, wystarczy przeskoczyć. Ja poradziłem sobie bez żadnych zastrzeżeń, jednak wyczerpany Marty nie miał na tyle sił, by wstać z rąk. Pomimo iż płot był strasznie gęsty, udało mi się wystawić ręce, by dać podparcie koledze.
-No... dajesz!-krzyknąłem, chcąc go zmotywować, co wyszło mi świetnie, gdyż już po chwili oboje staliśmy po drugiej stronie.
Powoli zmierzaliśmy do kolejki, która była ładny kawałek stąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz