środa, 1 lutego 2017

Od Jackoba cd. Madeleine

- Napij się ze mną - mówi kobieta jakby z odrobiną rozkazu. Przypominając sobie sam smak tego ohydztwa od razu się skrzywiłem, od zawsze miałem słabą głowę do alkoholu więc nie zamierzałem się teraz schlać a później rano trzeźwieć i jęczeć z powodu kaca, który z pewnością dopadł by mnie bez dwóch zdań.
- Nie piję... - westchnąłem wsadzając zmarznięte ręce do kieszeni, w jakimś stopniu zwolniłem dzięki czemu ciężkie glany zmniejszyły wydawany odgłos niemal do minimum co dawało wrażenie, że nikt tu się nie szlaja.
- Dziwny jesteś... - mruknęła po chwili zastanowienia - A może się boisz? - zapytała chytrze się uśmiechając, gdy zeszliśmy na niższe piętro. Na te słowa zacisnąłem pięści a moja linia ust wyrównała się w długą kreskę jednak nie trwało to długo, bo dzięki mojemu silnemu opanowaniu znowu przybrałem dawną mimikę twarzy.
- Nie mogę się schlać, bo muszę być w gotowości 24/7, nawet kiedy obudzą mnie w środku nocy i nie będę pamiętał jak się nazywam nie mogą ode mnie wyczuć alkoholu - starałem się jakoś to wytłumaczyć, chodź wątpiłem czy to zrozumie - Może jak będę mieć wolne to się skuszę - dodałem po chwili widząc wyjście, niepewnie przystanąłem opierając swój ciężar ciała na prawej nodze. Nagle do moich uszu dobiegł szybki stukot butów, ktoś biegł w moją stronę więc natychmiastowo obróciłem się na pięcie i wbiłem wzrok w schody by ocenić kim jest sprawca hałasu. Wiktoria wykorzystała chwilę mojej nieuwagi i gdzieś zwiała, nie przejmując się tym i wiedząc, że prędzej czy później i tak ją wywęszę czekałem aż młoda sylwetka zbiegnie z ostatnich stopni schodów.
- Panie Dorian dowódca Blackfrey Pana wzywa - wydusił z siebie niemal wypluwając płuca. Z tego co pamiętałem nazywał się Andersen, Edward Andersen... Uczył się jeszcze fachu co było widać po jego kondycji jak i nie przystosowanym do obecnych warunków mundurze.
- Co się stało? Wiesz gdzie jest? - zadaje spokojnie dwa najpotrzebniejsze pytania.
- Nie zdradzono mi szczegółów, ale chyba chodzi o morderstwo... Piętro trzynaste - powiedział ledwie słyszalnie a ja od razu rzuciłem się biegiem ku podanemu miejscu. Nie sprawiło mi to już żadnych trudności w końcu gdy człowiek codziennie robi to samo to da się jakoś przyzwyczaić. Po kilku minutach znalazłem się już przy moim dowódcy i przyjacielu, dopalał właśnie papierosa patrząc się co jakiś czas w rozświetlony pokój.
- Co jest? - zapytałem zaglądając do środka gdzie zobaczyłem trupa kobiety z roztrzaskaną głową. Śmieszny widok, znowu mam wahania emocjonalne przez co nieznacznie się uśmiecham i powstrzymuje się od prychnięcia śmiechem.
- To jest - mruczy wskazując ruchem głowy zwłoki - Widzę, że dzisiaj w dobrym humorku - dodaje po chwili odchylając głowę i wypuszczając dym papierosa co niezmiernie mnie zirytowało.
- Płuca sobie popsujesz - mruknąłem przesuwając się by zrobić miejsce kolejnemu lekarzowi.
- Przesadzasz - prycha cicho.
- Wiadomo kto zaatakował? - spytałem zerkając już teraz na czarny worek.
- Dostała w głowę co najmniej trzy razy, wrogi obóz nie miał dzisiaj szans się tu dostać poza tym co ona by wiedziała - mruczy niezadowolony.
- Wiadomo coś jeszcze? - dociekałem masując prawy nadgarstek co nie było oznaką zakłopotania, lecz znudzenia, te schematy z użyciem morderstwa pojawiały się tak często, że zdawały się być kolejną cechą życie w naszym marnym świecie.
- Z magazynu skradziono wódkę i bimber - odpowiada wzdychając - Kolejne pijaki na wartach - dodaje a w jego oczach widać złość nie do opisania. Niby dwie rzeczy, które nie są na pierwszy rzut oka ze sobą związane a jednak mi przychodzi na myśl pewna osoba, która zrobiła by dla tego świństwa wszystko. Wiktoria - pomyślałem i nie wyjaśniając ruszyłem z powrotem na dół do miejsca gdzie widziałem ją po raz ostatni. Czas rozpocząć kolejne polowanie - przeszło mi przez myśl kiedy otwierałem drzwi budynku.

<Madeleine?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz