środa, 1 lutego 2017

Od Reker'a cd. Nick'a

Przez ten tydzień czułem się niemal tragicznie, bo rana postrzałowa nie dało o sobie tak łatwo zapomnieć i w prawie każdej chwili zadawała mi ból jakby mówiła "Ja tu ciągle jestem". Z rehabilitacji zrezygnowałem całkowicie, bo wiedziałem, że i bez tego dam radę, ale wracając do teraźniejszości obudziłem się dzisiaj o dziesiątej i leniwie podnosząc się z łóżka poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Mojej ukochanej już dawno nie był, bo pracowała prawie od rana do późnego wieczoru na oddziale. Po przebraniu się w nowy i dużo wygodniejszy mundur, chciałem iść na śniadanie, ale w połowie drogi zaniepokoił mnie jakiś dziwny hałas na parterze więc postanowiłem to sprawdzić. Szedłem chyba z piętnaście minut, ale po dotarciu na miejsce nie zobaczyłem niczego szczególnego i wartego mojej uwagi co było mylnym spostrzeżeniem, miałem wlec już się z powrotem na górę, lecz usłyszałem szczekanie psa i to nie takiego zwykłego, bo Klifa! Pies podszedł do mnie i zostawił na podłodze fragment mojego ubrania, które jeszcze było zabarwione krwią po tamtym postrzale.
- Coś się stało Nickowi? - zapytałem a raczej stwierdziłem na co pies cicho pisnął - Cholera jasna! Szykujcie mi konia! - warknąłem w stronę stajennych na co oni szybko pognali po Persefonę. Wziąłem pierwszy lepszy plecak, który zabierały drużyny ratownicze i poczekałem chwilkę aż przyprowadzą tutaj moją klacz, na którą wsiadłem bez najmniejszego zawahania - Prowadź do pana - rozkazałem psu i sprytnie wykorzystałem okazję awarii bramy. Nie wiedziałem co mu jest i czego mam się spodziewać, ale widząc jak pies pędzi sądziłem, że to coś poważnego.
****
Po kilkunastu minutach dotarliśmy pod stary szpital, Klif nadal dzielnie mnie prowadził więc zeskoczyłem prędko z konia, który za mną podążył, ale kazałem mu się ukryć co doskonale zrozumiał dzięki moim gestom. Po następnych pięciu minutach zauważyłem Nicka, zemdlał i najprawdopodobniej ugryzł go jeden ze zdechlaków co wnioskowałem dzięki odciętemu kawałkowi stopy. Szybko przystąpiłem do akcji, lecz najpierw podałem mu dożylnie antyzyne wiecie tak na wszelki wypadek... później zająłem się raną co nawet mi dobrze szło, cóż lekcje Kiary nie poszły na marne! Na koniec usadziłem go pod ścianą i zaczynałem cucić po przez lekkie uderzanie w policzki.
- Halo ziemia do Nicka budzimy się - mówiłem spokojnie jak o pogodzie.

<Nick? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz