środa, 1 lutego 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Dzisiaj nawet w pustce czułem ból, może nie taki jak w świecie żywych, ale wdawał się on doskonale we znaki. Z myślą, że spotkam ojca poderwałem się niemal natychmiastowo z ziemi i zacząłem czujnie się rozglądać, w końcu nigdy nie wiedziałem co mu tam strzeli do głowy. Nagle zauważyłem jakąś sylwetkę, chodziła zakłopotana nie wiedząc co się z nią dzieje więc nabrałem niepewności, ponieważ mój ojciec nigdy się tak nie zachowywał. Automatycznie sięgnąłem do kieszeni, ale broni tam nie było, zawiedziony zacząłem posuwać się w stronę nieznajomego. Chodź wiedziałem, że w tym świecie nie da się zrobić krzywdy cielesnej, która odbiłaby się na moim prawdziwym ciele to miałem jeszcze jakieś obawy. Stał do mnie plecami więc wykorzystałem sztukę bezszelestnego poruszania się i chwyciłem go za prawe ramię w oczekiwaniu, że się do mnie obróci. Mężczyzna chwilowo się spiął, ale postanowił spełnić moje oczekiwania i... i zobaczyłem twarz mojego kata, zdziwiło go pewnie tylko to, że się nie bałem... Tak właściwie to nie miałem się już czego bać on nie żył a ja miałem się wręcz świetnie, nie licząc tylko ran na całym ciele i krwi, która gdy mówiłem dłuższe zdania ciekła mi z ust jak woda. 
- Twoja żona jest wstrząśnięta tym co robiłeś - zrobiłem mu pierwszy wyrzut na sumieniu. 
- Skąd ty to możesz wiedzieć skoro nie żyjesz? - zapytał próbując ukryć rozpacz co szło mu dość maranie.
- Błąd ja jeszcze żyję tylko mnie tu ściągnięto i to nie pierwszy raz - wytłumaczyłem z hardością w oczach na co on zacisnął pięści, bo pewnie chciał zamienić się ze mną miejscami. 
- Wy nic nie rozumiecie to były tylko rozkazy! Gdybym się mu sprzeciwił wylądowałbym w grobie wraz z żoną i dzieckiem, nie chcieliśmy wam robić krzywdy, ale on obserwował to całe przedstawienie - warknął wściekły, lecz się na mnie nie rzucił.
- Ej! Nie spinaj się tak, bo ci żyłka pęknie! - zaśmiałem się cicho - Jak ci nie pasuje to sobie ją tutaj ściągnij i pogadaj z nią na osobności, dziecko też tu może przyjść jak chcesz - dodałem by zaraz nie oberwać.
- Nie chcę ich zabijać - wysyczał na co miałem ochotę zrobić face palm'a, ale jakoś się powstrzymałem i popatrzyłem mu prosto w oczy.
- Jeśli bardzo chcesz to kiedy śpią postaraj się na nich skupić i ściągniesz ich tutaj jako połowy dusz czy coś w tym stylu, nie umrą tak samo jak ja - tłumaczyłem najprościej jak można by ten tępak zrozumiał każde słowo.
- Spróbuje - westchnął jakby się rozluźniając - Dziwi mnie tylko to, że przez te tortury nie pisnęliście ani słowa a na dodatek nawet nie błagaliście i łkaliście o śmierć - dodał po chwili zastanawiając się nad tą rzeczą, która wydawała mu się jakaś straszna.
- Te wasze tortury nie mogą się porównywać z tym co przeszliśmy jeszcze przed apokalipsą - rzekłem zgodnie z prawdą od razu uciekając myślami od tamtych wydarzeń, które i tak pomimo leków i innych pomocy zostawią na zawszę ranę w mojej psychice. 
- Musieliście przejeść przez niezłe piekło skoro tak mówisz - odparł na co skinąłem głową.
- Ja już lecę pamiętaj o tym by porozmawiać szczerze z żoną - powiedziałem widząc, iż zaczynam znikać, widziałem, że poruszył wargami mówiąc jakby pożegnanie czy coś podobnego, ale nie potrafiłem już usłyszeć co, bo zacząłem mrużyć oczy. Na oddziale jak zawsze panowało za ostre jak na mój gust światło, do którego powoli i dzięki mruganiu zacząłem się przyzwyczajać. Do moich uszu zaczęły też dochodzić różne dźwięki, których na razie nie mogłem do niczego dopasować. Białe ściany, kroplówki... byłem już w domu przez co chciałem skakać z radości, ale byłem na to za słaby. Z trudem i z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji podniosłem się do siadu, rozejrzałem się czujniej po tym miejscu i zauważyłem najpierw Kiarę a potem śpiącą kobietę z dzieckiem na co jeszcze bardziej odetchnąłem z ulgą. Chciałem się jakoś odezwać do narzeczonej, która akurat na mnie spojrzała, ale nie mogłem, bo w ułamku sekundy przysunąłem swoją rękę do ust i powstrzymałem odruch wymiotny, na szczęście puścił a ja mogłem podziwiać krew na kocu ukochanej.
- Nic ci nie jest? - zapytała z troską widząc moją reakcje.
- Nie, nie przejmuj się! Co ci się stało? - tym razem to ja zadałem pytanie, lecz dopadł mnie kolejny odruch wymiotny, czułem, że zaraz zwymiotuję jeśli to się nie skończy, ale postanowiłem nie martwić tym Kiary, która i tam miała już swoje problemy.

<Kiara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz