niedziela, 26 lutego 2017

Od Reker'a cd. Ashleya

Mogłem przewidzieć, że ten baran właśnie do tego zmierza, ale ja zwykle nie mogłem się sprzeciwić woli Wiliama i reszty, którzy na dodatek ustanowili mnie jego prywatną niańką... Myślałem, iż w tedy dziada uduszę, lecz wszystko działo się tak szybko, że nie zorientowałem się kiedy wylądowaliśmy za drzwiami sali konferencyjnej, ale wracając do teraźniejszości. Goniłem Asha pieszo a błoto z powodu dość częstych opadów brodziło mi spodnie do kolan. Zachowywałem się jak rozwścieczony pies gończy i powtarzałem ciągle w myślach, iż nie mogę go zabić, ale okaleczyć już tak co było jakby moim paliwem. Kiedy minęło około trzydzieści minut wreszcie go znalazłem i postrzeliłem w kolano, żeby nie miał szans ucieczki. Jego syknięcie z bólu sprawiło mi niezmierną radość i miałem ochotę na więcej, lecz jakimś ogromnym cudem skończyło się na wstrzyknięciu leku usypiającego. Martines, bo tak nazywał się jeden z towarzyszących mi żołnierzy sprowadził jakiegoś dzieciaka, który strasznie się szarpał i chyba go postrzelił.
- Zabiję was! - krzyknął chłopczyk na co cicho się zaśmiałem.
- Życzę powodzenia! Ale kim ty do cholery jesteś? - prychnąłem łapiąc Ashleya za mundur i przewalając go na plecy. Jeśli myśleli sobie, że go na rękach będę nieść to byli w dużym błędzie!
- Zabiliście go! - znowu krzyknął widząc jak ciągnę nieprzytomnego mężczyznę w stronę wieży.
- Jeszcze dycha... - mruknąłem - Weście go uśpijcie, bo zwariować można! - dodałem w stronę drużyny. Edward od razu wyciągnął strzykawkę i pomimo szarpania się dzieciak dostał odpowiednią dawkę i padł jak długi na ziemię. Z naszymi "kumplami" nie cackaliśmy się w ogóle! Ciągnąłem brązowowłosego po ziemi od czasu do czasu uważając by nie zarył tym pustym łbem w kamienie, bo to mogłoby się równać ze wstrząsem mózgu a ja chciałem go jeszcze trochę pomęczyć tak, żeby zapamiętał raz na zawsze, iż Duchom nie da się uciec. Kiedy dotarliśmy do wieży bez wahania wciągnąłem go do budynku no i chcąc nie chcąc po tych pieruńskich schodach musiałem sobie go przerzucić przez ramię, bo inaczej nie szło - Schudnij trochę - mruknąłem odczuwając jego ciężar przez, który zaciskałem zęby. Wróciliśmy do tej samej sali gdzie ostatnio a lekarze od razu się do niego dorwali i zaczęli zajmować się raną, która na moje oko nie wyglądała tak strasznie.
- Żadnego torturowania Blackfrey! - rzekł w moją stronę lekarz gdy zakończył zabieg na co się skrzywiłem.
- Jak mnie nie wnerwi to okej - fuknąłem widząc jak tym razem na sali pojawia się Wiliam, który chował coś za plecami - A ty tu czego? - zapytałem mrużąc oczy. Nagle złapał mnie za prawy nadgarstek na, którym zapiął jedną obręcz kajdanek a na lewym nadgarstku Asha drugą innymi słowy skuł mnie z tym idiotą. - Co jest?! - warknąłem próbując się uwolnić.
- To go nauczy uciekania... Nie możecie tego rozerwać ani przeciąć po prostu się nie da - westchnął na co posłałem mu gromiące spojrzenie.
- Co ja mam z nim spać?! - krzyknąłem oburzony całą sytuacją.
- To tylko tydzień... - dodał wychodząc.
- Zabiję cię! Wiliam słyszysz zabiję! - krzyknąłem za nim siadając na ziemi - Tylko nie z tym idiotą... - jęknąłem załamany.

<Ash? :3 Jesteśmy zgubieni ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz