wtorek, 28 lutego 2017

Od Kiary cd. Ashleya

Po tym jak Ash wgryzł mi się w szyję drugi raz, czułam że moje ciało tego nie wytrzyma... Czułam jak wszystkie siły zostają pożerane wraz z moją krwią, której i tak było już mało w moim krwiobiegu. Z każdą chwilą czułam się nawet w pustce coraz bardziej senna i zmęczona. Myślałam że zaraz serce mi stanie, bo biło tak straszne słabo!
Znowu czułam jak wampir pije moją krew w najlepsze i cieszy się że może skosztować ofiarę, z którą troszkę powalczył. "O nie! Następnym razem nie dam się tak łatwo, bo będę w pełni sił! I walka na pewno będzie długa!" postanowiłam w myślach, bo czułam że mimo wszystko Ash mnie nie zabije... Widziałam jak walczył ze sobą i tego nie chciał. Przed wypiciem całej po jej krwi powstrzymywało go to, że mnie znał, a ja traktowałam go ciągle jak przyjaciela i brata. A on o tym doskonale wiedział! Nie wiedziałam tylko jak mam mu pomóc... Wiedziałam że chłopak jest zagubiony i cierpi z tego powodu, iż nie wie co się z nim dzieje.
Teoretycznie powinnam być wściekła albo przerażona do granic możliwości przez Ash'a, za to co zrobił, lecz ja byłam taka, że nie poddawałam się łatwo! Inni pewnie by mnie nazwali idiotką czy wariatką, lecz ja potrafiłam się postawić albo chociaż sobie wyobrazić, jak się czuje chłopak w takiej sytuacji. Wiedziałam że nie mogę go zostawić, choć pewnie to nie będzie pierwszy taki jego atak, a ja za każdym razem będę się bać niestety... No sorry, ale raczej nie codziennie człowiek się spotyka z taką sytuacją, że wampir co po chwilę Ci się wgryza w gardło, by się nasycić Twoja własną krwią! Heoł! To jest chore...
"Czyli teraz że co? Ash już zawsze będzie polował na ludzi by wypić całą ich krew i zabijając ich przy tym?! I tak cały czas? Co noc? Eh... Dlaczego ja wtedy go nie przypilnowałam, kiedy kazałam ich rozkuć? Może wtedy by do tego nie doszło!" Obwiniałam się za krzywdę Ash'a, bo może mogłam coś zrobić by moi opiekunowie zajęli by się także im lecz ja wtedy akurat musiałam stracić ten cholerny głos na prawie dwa lata! "Dlaczego ja ciągle coś psuję bądź nie trafię czegoś zrobić?!" warczałam na siebie wściekle w myślach.
Leżałam tak na "podłodze" w pustce i gapiłam się w czarną otchłań. Zastanawiałam się co się dzieje z Rajankiem i moim ukochanym Rekerem... Jak ja za nimi tęskniłam! Nie zostawiłam mu żadnej wiadomości tylko po prostu zniknęłam! On będzie chyba na mnie wściekły... O nie.... Albo nie daj Boże będzie chciał skrzywdzić Ash'a, a do tego dopuścić nie mogę! Ash jest też moją rodziną i nie pozwolę żeby do czegoś takiego doszło! Tylko kiedy ja się obudzę?
- Auuuuu! - krzyknęłam nagle z bólu, czując jak wampir wyjmuje swoje kły ze mnie. Po policzkach spłynęły mi znowu same łzy. Jaki to był cholerny ból... "Będę się musiała do tego przyzwyczaić... Eh... Skoro człowiek do trucizny może się przyzwyczaić, to i do bólu, bo przecież nie jednokrotnie byłam na torturach i mnie nie złamali! A więc teraz trzeba się szkolić na pogromcę wampirów! Nie no po prostu zajebiście... Co później będzie? Wilkołaki i te różne stwory co z filmów?!" warknęłam nieco ostatnie zdania z irytacją w swojej głowie. Po chwili nagle zasnęłam i o dziwo pogrążyłam się w swoich spokojnych snach, co pozwalało mojemu organizmowi spokojnie wypocząć i nieco odzyskać dość mocno nadwątlone siły. Śniłam o tym jak jestem w bazie z synkiem i narzeczonym. Bawiliśmy się z nim na dworze, a on biegał radośnie po podwórku i uciekał przed swoim tatą, który udawał że nie może go złapać. O dziwo nasz synek wyglądał wtedy na 7-8 lat, więc się troszkę zdziwiłam, lecz widziałam że rośnie na wspaniałego mężczyznę! Miał tyle z wyglądu i cech ojca, ze aż czasami chciało mi się z tego śmiać, gdy się o coś obrażał...
Później śniło mi się że jestem znowu na misji ze swoimi ludźmi, lecz była to tym razem przeszłość, gdyż byłam ubrana w strój policyjny dla służb specjalnych. Wydawałam jakieś rozkazy i wkraczaliśmy do tego strasznego budynku, gdzie później nastąpił wybuch, a moi ludzie okryli się płomieniami na skutek wybuchu. Przeżyłam tylko ja i jeszcze dwóch moich ludzi, lecz reszta zginęła... Do tej pory gdy o tym myślałam, obwiniałam się że mogłam to przewidzieć, że będzie tam cholerna rura z gazem, której nie było na planach!
Jednak nie rozmyślałam nad tym długo, bo poczułam że zaczynam się budzić, co sprawiło że umysł starał się przeanalizować wszystko, by na końcu podsumować co się tak właściwie ze mną stało... pierwsze co zrobiłam, a raczej mój organizm to to, że powoli powracał mi słuch i uważnie zaczęłam nasłuchiwać, co wokoło mnie się dzieje. Słyszałam jakieś kroki i odgłosy uderzania o coś... Następnie doszedł węch, po którym stwierdziłam że dookoła czuć moją krew i jej metaliczny, duszący zapach. Dopiero po chwili odważyłam się otworzyć oczy, które były zamglone. Nic nie widziałam przez co się przeraziłam, że może uszkodziłam sobie wzrok podczas tej szamotaniny, lecz po chwili, z minuty na minutę wzrok zaczynał się coraz bardziej wyostrzać, aż w końcu w miarę normalnie widziałam. Powieki i ciało były tak żałośnie słabe, że ciężko mi było rękę podnieść, a co dopiero mówić o chodzeniu czy walce. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam że znowu jestem w tym samym miejscu, lecz moja rana została opatrzona, a ja leżałam na na ręczniku, na kanapie, przykryta starannie kocem, który dawał mi dużo ciepła.
Było mi zimno gdy wstałam na siłę, częściowo zrzucając z siebie koc, a mięśnie strasznie bolały... "No tak! Przecież odniosłam jeszcze inne obrażenia, bo przecież walczyłam z Ash'em na tamtym zadupiu" westchnęłam. Zobaczyłam ze obok mnie jest szklanka wody i jedzenia, na co się zdziwiłam i zaczęłam znowu czujniej rozglądać się po pomieszczeniu by dopiero po chwili dostrzec chłopaka, który sam się przykuł do kaloryfera, by nie zrobić mi krzywdy!
- Ash.... - szepnęłam smutna patrząc na niego - Nie wygłupiaj się! Wiem że tego nie chciałeś... - westchnęłam łapiąc się za bolącą szyję z prawej strony.
- Przepraszam Kiaro, ale ja nad tym nie panuję... Nie chcę Ci robić krzywdy lecz to jest silniejsze ode mnie i po prostu przestaję to kontrolować! - mówił zrozpaczony, trzęsąc się.
- Ash! Nie martw się! - powiedziałam na co się zdziwił - Nie pierwszy raz widziałam takie zachowania... Co prawda nigdy nie widziałam czegoś takiego, ale za to wiele podobnych sytuacji w których człowiek nie mógł się opanować, więc wiem co czujesz! A przynajmniej częściowo wiem... - westchnęłam - Jak się czujesz? - spytałam patrząc na jego kajdanki, którymi się przypiął.
- Ja w porządku, lecz co z Tobą? - spytał zmartwiony.
- Jeszcze kilka dni i dojdę do siebie! Jestem przyzwyczajona do tortur oraz dużych i nagłych utrat krwi z mieszanką potwornego bólu... - odparłam smutno - Moje ciało jest już przyzwyczajone do cierpienia - westchnęłam cicho, a on na mnie patrzył.
- Przepraszam... - odezwał się na co machnęłam ręką tak, jak zazwyczaj robi to mój ukochany.
- Przestań, bo zaraz naprawdę nakopię Ci do tyłka! - odparłam stanowczo - Ash mówiłam Ci! Niezależnie co się stanie, ja nigdy się od Ciebie nie odwrócę, bo traktuje Cię jak członka swojej rodziny rozumiesz?! - powiedziałam nagle na co opadła mu szczęka, a ja się zmusiłam do uśmiechu, który był niestety słaby, bo była wyczerpana.
- Po tym wszystkim Ty dalej mi ufasz? - spytał z niedowierzaniem.
- Oczywiście że tak! - odparłam od razu bez wahania - Nie zabiłeś mnie, a mogłeś to zrobić wiele razy gdy byłam nieprzytomna. Ponadto wiem że jesteś dobry... Co prawda chyba troszkę zajmie mi przyzwyczajenie się do Twojego gryzienia, co nie ukrywam jest cholernie bolesne! Jednak jestem pewna, że w końcu i do tego się przyzwyczaję - dodałam ostatnie zdanie nieco rozbawiona, gdy uświadomiłam sobie jak idiotycznie to zabrzmiało!
Podniosłam się jeszcze bardziej ale syknęłam z bólu i zacisnęłam ręce w pięści, by zmusić swoje ciało do podniesienia się, co nie było łatwą rzeczą będąc w takim stanie...
- Kiara leż! Musisz odpoczywać! - powiedział zmartwiony chłopak, a ja w końcu opadłam bez sił, bo moje ciało powiedziało stanowcze "nie", przez co znowu leżałam na kanapie gapiąc się słabym wzrokiem w sufit. Ciężko oddychałam, a serce wkładało niewiarygodnie dużo wysiłku żeby przetłoczyć krew dalej. Czułam jak się trudzi i męczy, chcą podtrzymać mnie i moje narządy przy życiu. Spojrzałam na stolik, na którym było jedzenie i woda. Znowu zmusiłam się do wstania i sięgnęłam po szklankę, upijając łyk bezbarwnej cieczy, która działała na moje wysuszone gardło niczym balsam.
- Dziękuję Ci za posiłek i wodę - powiedziałam już pewniej i wyraźniej, odzyskując bardziej kontrolę nad swoim głosem patrząc na niego, na co lekko się uśmiechnął i kiwnął głową. Kiedy znowu miałam się odezwać, nagle usłyszeliśmy huk wyważanych drzwi, a do pokoju wtargnął wściekły Reker celując w Ash'a!!! W jednym momencie dostałam potężnej adrenaliny i zerwałam się, zasłaniając chłopaka własnym ciałem oraz stając pomiędzy nimi niczym zawodowa treserka dzikich zwierząt, które chciały się obecnie pozagryzać.
- Reker nie! - krzyknęłam do niego i spojrzałam ukochanemu w oczy.

< Reker? ;3 wejście smoka xdd znalazłeś mojego konia i broń? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz