niedziela, 26 lutego 2017

Od Ashleya CD Reker

Uwaga! Fragment zawierający relację po części homo. Nie chcesz, nie czytaj. Pomiń wspomnienie.

– Julian, jak się czujesz? – spytał Ashley, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Blondyn obejrzał się przez ramię, a w jego oczach lśniły łzy.
– Oni ją zabili – wyszeptał zduszonym głosem. – Oni zabili moją małą Bethy.
Ash skrzywił się, widząc swojego przyjaciela w tak opłakanym stanie. Od śmierci swojej żony nic nie jadł, przez co wyglądał jak cień dawnego siebie. Jego blond włosy do ramion były posklejane, a niebieskie oczy straciły swój dawny blask. 
Ashley widział go pierwszym raz w takim stanie i już wiedział, że nie chciał by Julian tak cierpiał. Kochał Bethany jak nic innego na świecie, a kiedy mu ją odebrali zaczął staczać się na dno. Ash nie zdziwiłby się, gdyby jego przyjaciel wrócił do swojego depresyjnego stanu, z którego kiedyś wyciągnęła go jego zmarła ukochana. Julek tak naprawdę był cholernie wrażliwy, choć na co dzień zgrywał bezlitosnego. Na szczęście miał jeszcze dwójkę małych dzieci, które powstrzymywały go od czegoś głupiego.
– Wiem, Julian, ona odeszła – wyszeptał Ashley, ściskając ramię blondyna. Julian przyłożył dłoń do ust i wydał z siebie zduszony szloch, a Ash westchnął głęboko. Obrócił przyjaciela w swoją stronę i zamknął go w szczelnym uścisku.
– Ona miała takie piękne zielone oczy, Ash. Miała też takie wspaniałe blond loki – wykrztusił.
– Takie same jak Olivia.
– Tak, takie same. Ash, co ja mam teraz zrobić? Ja... – głos mu się załamał – nie wiem co z sobą zrobić.
Brunet westchnął po raz kolejny i odsunął od siebie przyjaciela. Złapał za jego ramiona i spojrzał mu prosto w oczy. – Po pierwsze: przestaniesz płakać i weźmiesz się w garść. Po drugie: zajmiesz się dziećmi i wychowasz je na wspaniałych i walecznych wojowników, jasne?
– Ash, ale ja nie potrafię. – Julian schował twarz w dłoniach. – Nie wiem jak.
– Julian, spójrz na mnie. – Gdy blondyn pokręcił głową, Ash odciągnął siłą dłonie przyjaciela od jego twarzy. – Spójrz na mnie. – Gdy Julian to zrobił, kontynuował. – Jesteś wspaniałym facetem, który da sobie radę. Słyszysz? Zajmiesz się Maxem i Liv najlepiej jak potrafisz. Dasz sobie radę, tylko musisz w to uwierzyć.
– A ty wierzysz?
– Tak, wierzę – odpowiedział bez wahania Ashley.
Wtedy stało się coś, czego najmniej się spodziewał w tamtym momencie. Julian nachylił się do przodu i zagarnął usta Asha do pocałunku. Brunet zamarł zaskoczony, a blondyn oderwał się gwałtownie od młodszego od siebie mężczyzny.
– Ja... przepraszam – sapnął, a Ashley popatrzył na niego badawczo.
– Dlaczego to zrobiłeś?
Julian zawahał się i wbił swoje niewiarygodnie niebieskie oczy w twarz przyjaciela. Po chwili spuścił wzrok zażenowany, a blond włosy zasłoniły jego twarz. Choć miał on dwadzieścia dziewięć lat, zachowywał się czasem jak dziecko. 
– Nie mam pojęcia. Ja chyba... – zaciął się – potrzebowałem czegoś, co pozwoli ma zapomnieć.
Ashley przyjrzał się Julianowi, tocząc wewnętrzną bitwę. Mógł rzec, że blondyn w pewnym sensie uratował mu życie, a przynajmniej tyłek. Ash był mu coś winien, a jeśli w ten sposób, choć trochę mógł odpracować swój dług, to mógł to zrobić.
Ash puścił nadgarstki mężczyzny i dłonią odsunął włosy z jego twarzy. Złapał za jego podbródek i pociągnął jego głowę do góry. Ujął jego twarz w dłoni i starł kciukami łzy z polików Juliana. Następnie nachylił się i pocałował go.
Nie minęła chwila, a pocałunki się pogłębiły, a dłonie zaczynały tworzyć swój własny erotyczny taniec. W tym wszystkim nie było nic delikatnego, a jedynie pierwotna emocja, która pchała ich dalej ku zapomnieniu, o którym nie zamierzali potem mówić. To miała być jedna chwila, jedna noc rozpusty.

To było zbyt dziwne. Stop. To było zbyt zjebane. Lepiej. Widzieć swojego przyjaciela, którego uważał za martwego i do tego piorunującego go wzrokiem. Nie. To było ekstremalnie zjebane. To nie już nie był ten sam Julian, którego znał, Julian, który, gdy nie grał bezlitosnego dupka, był niezwykle łagodny. Niegdyś myślał, że znał go jak własną kieszeń, ale najwyraźniej się mylił. Do tego cała sytuacja była cholernie żenująca, przynajmniej dla Ashleya.
Zarąbiście, czyli dzieciaki już nie potrzebują mojej opieki, a Julian ma mnie w dupie. Zarąbiście, naprawdę.
– Księżniczko, przysięgam, że cię zamorduję, jeśli jeszcze raz mnie uśpicie – warknął Ashley, przyciskając wolną dłoń do czoła. Zdziwił się, gdy nie otrzymał odpowiedzi. Powoli uchylił powieki, starając się zapomnieć o wspomnieniu, które mu się przyśniło. Zdziwił się, widząc smacznie śpiącego Rekera.
Ash podniósł się najciszej, jak tylko potrafił i podszedł do opierającego się o ścianę nieświadomego niczego chłopaka. Delikatnie przeniósł dłoń Rekera i umieścił łańcuch złączający ich kajdany pod jego szyją. Nie miał nic do stracenia, a przynajmniej w końcu uda mu się zabić w końcu Rekera, który spieprzył mu pozornie ułożone życie.
Brawo, Ash, znowu kogoś obwiniasz.
Trzy, dwa, jeden, pociągnął.
Czarnowłosy otworzył szybko oczy i złapał za metal, ale było za późno. Ash już dusił chłopaka i mogłoby się to udać, gdyby drzwi się nie otworzyły.

< Reker? xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz