sobota, 28 stycznia 2017

Od Thomas'a cd. Reker'a

- Tommy, gdzie oni poszli? – zapytał z lekkim niepokojem Jim
Chłopiec nieźle się trzymał, ale i tak widać było, że trzęsie się z zimna. Przykucnąłem przy nim, na rękach wciąż mając Kate, która rozglądała się dookoła błyszczącymi od wysokiej temperatury oczami. Milczała, co w jej przypadku oznaczało złe samopoczucie. Zwykle mała gada jak najęta, lecz teraz wypowiadała jedynie krótkie tak bądź nie na zadawane jej pytania. Martwiło mnie to. Nie chcąc za wiele po sobie pokazywać i niepokoić niepotrzebnie Jima, poleciłem mu by się do nas przytulił. W ten sposób utrzymamy dłużej ciepło.
- Poszli sprawdzić tamten budynek. Widzisz? – wskazałem wolną ręką, a wzrok chłopca za nią powędrował – Tam się schronimy.
Dowódca, widząc nasz stan podszedł do prowiantu, który zostawili inni i coś wygrzebał. Następnie przybliżył się do nas i dał dwa duże koce oraz jakieś tabletki. Podejrzewam, że zrobił to z litości, ale i tak byłem mu wdzięczny. W przeciągu tej godziny dostaliśmy tyle pomocy i dobrych uczynków z ich strony. Głowiłem się jedynie kiedy i ile będziemy musieli za nie zapłacić.
W następnej chwili pojawiła się reszta grupy i gestem wskazali żebyśmy za nimi podążyli. Wstałem i chwyciłem Jimmy’ego za chudą i zmarzniętą rączkę. Budynek był w o wiele lepszym stanie niż poprzedni, który wybrałem na schronienie dla naszej trójki. Ściany trzymały się na tyle, że były w stanie wytrzymać pod naporem wiatru i nie zawalić nam się w nocy na głowę. W jednym z pokoi Duchy rozpalili ognisko jako chrustu używając roztrzaskanych starych mebli. Rozsiedliśmy się wokół paleniska i przypomniały mi się campingi z tatą. Ile ja bym teraz dał żeby wrócić do tamtych chwil. Nie musieć martwić się o następną godzinę i zajadać pieczone pianki.
Wyrwałem się z nagłej nostalgii i objąłem Jima ramieniem, zakrywając go dodatkowo swoim kocem. Jeden z żołnierzy wziął Kate. Dostał polecenie zajęcia się nią i podania najważniejszych leków. Niechętnie ją oddałem, ale starałem się myśleć, że tego w tej chwili najbardziej potrzebuje.
- Chcesz zobaczyć? – jeden z żołnierzy zwrócił się do Jima, który obserwował jak tamten czyścił swój karabin
Chłopiec spojrzał na mnie z niemą prośbą w oczach. Obrzuciłem szybkim spojrzeniem mężczyznę. Uśmiechał się lekko i dobrze patrzyło mu z oczu. Również zdobyłem się na uśmiech i kiwnąłem głową. Braciszek uśmiechnął się i podbiegł do żołnierza.
- Tylko zakryj się kocem – rzuciłem jeszcze
Potarłem dłonie i wystawiłem sztywne od zimna palce w stronę ognia. Kątem oka zauważyłem, że wszyscy się rozsiedli oprócz dowódcy. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Postał z nami jeszcze chwilę, a następnie odwrócił się w stronę wyjścia. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk zmienianego magazynku, na co mój żołądek podskoczył niemal do gardła. Co ten typ zamierzał zrobić?
¬ - Gdzie znowu się wleczesz? Zimno jak ch... diabli – odezwał się jeden z żołnierzy, powstrzymując się od przekleństwa
Dowódca stanął na parapecie.
- Snajper nigdy nie śpi – westchnął i zanim wspiął się na parapet wyżej dodał - Wytłumaczcie im sytuację polityczną i o co tutaj chodzi.
Kiedy zniknął mi z oczu przeniosłem wzrok na pozostałych. Najwyraźniej nikogo nie zdziwiło zachowanie dowódcy i wydawali się być do tego przyzwyczajeni. Niektórzy powrócili do swoich dotychczasowych zajęć. Wysoki blondyn siedzący naprzeciwko zwrócił się do mnie.
- Eh, może zacznijmy od... – podrapał się po karku – Powiedz może ile już wiesz.
Zastanowiłem się na moment, szperając w pamięci.
- Wiem, że była wojna. Zaatakowała Rosja. Mój ojciec… - przerwałem, zdając sobie sprawę z tego, że zaczynam im mówić za dużo, ch*lera
- Wstąpił do wojska? – dopytał blondyn, z jego braku reakcji wywnioskowałem, że nie pierwszy raz o czymś takim słyszy
- I zginął. – dopowiedziałem niemal natychmiast, zamykając temat. Wbiłem twarde spojrzenie w twarz nieznajomego. – Z tego co się dowiedziałem był wybuch. Podejrzewam, że atomówki, bo żadna inna znana mi bomba nie wywołuje krateru na pół kontynentu. Jakieś laboratorium musiało trafić szlag i myślę, że stamtąd wydostał się pierwszy zombiak.
Mężczyzna pokiwał głową. Na jego twarzy malowało się coś na kształt zadowolenia.
- Sporo wiesz. – gdzieś nad nami rozległ się strzał – No więc od tamtego momentu nieliczni ocaleni podzielili się na cztery grupy. Duchy i Przemytnicy *wyraźna przerwa* oraz Trupy i Śmierć.
Ostatnie dwie nazwy wymówił niemal z odrazą. Może zaleźli sobie za skórę?
- Dwa pierwsze obozy razem współpracują, podobnie jak te dwa pozostałe ze sobą. Jednak Duchy i Przemytnicy niezbyt kochają się z tamtą bandą i wice wersa.

***

Kiedy blondyn, który później przedstawił mi się jako David, sprostował i uzupełnił moją wiedzę postanowiłem się przespać. Nie zmrużyłem oka od co najmniej kilkunastu godzin i szczerze byłem padnięty. Przykryłem się po uszy grubym kocem i zwinąłem się w pozycji płodu przy ognisku. Jasne płomyki tańczyły żywo po ciemnych ścianach i suficie. Wkrótce Jim i Kate położyli się przy mnie. Dotknąłem czoła dziewczynki. Było rozpalone, ale wydawało mi się, że mniej niż godzinę temu.
- Tommy, ja chcę do domu – wymruczała, wczepiając palce w moją kurtkę
- Wiem, Katie. Ale tam gdzie idziemy będzie nam lepiej. Zobaczysz. – szepnąłem i ucałowałem ją w czubek głowy.
Kłamałem. Za ch*olerę nie miałem pojęcia, czy tak czasem tam dokąd zmierzamy nie będą nam robić gorszych rzeczy i czy nie będziemy błagać o szybką śmierć. Pozostawało mi jedynie dawać lipną nadzieję dzieciakom. Potrzebują jej.
Jakąś godzinę później obudziłem się. Próbowałem ponownie zasnąć, ale mogłem. Wysunąłem się cicho spod koca, by nie zbudzić rodzeństwa. Zauważyłem, że nie wszyscy z Duchów śpią i rzucają mi pytające spojrzenia.
- Przypilnujecie ich na moment? Chciałbym się przewietrzyć. – powiedziałem cicho
Żołnierze zgodzili się kiwnięciem głów. Podniosłem ostrożnie swój AK47 i zarzuciłem go na ramię. Następnie skierowałem się w stronę parapetu i wspiąłem się w ślad za dowódcą. Nadal nie wrócił, a chciałem z nim zamienić parę słów. Kiedy przeniosłem ciężar ciała na nogę postawioną na parapecie i zawisłem na moment w powietrzu lodowaty wiatr smagnął mnie po twarzy. Przeszedł mnie dreszcz, ale zacząłem się wspinać dalej. W połowie drogi dotarło do mnie, że budynek jest większy niż mi się na początku wydawało.
Kiedy wdrapałem się na górę dostrzegłem czyjąś sylwetkę. Ostrożnie się zbliżyłem.
- Zapowiada się długa noc – usłyszałem głos i zobaczyłem jak ten ktoś wyjmuje i zapala papierosa
Skąd on wiedział, że jestem tuż za nim i że tak czasem nie jestem jakimś zgniłym zombie? Nie pokazałem po sobie, że zrobiło to na mnie wrażenie i bez słowa usiadłem w podobnej pozycji niedaleko dowódcy. Niestety moja ciekawość zwyciężyła i zadałem pierwsze pytanie, przerywając ciszę.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
Mój towarzysz wypuścił w mroźne powietrze dym, przez dłuższą chwilę nie odpowiadając.
- Zombie nie stękają tak przy wspinaczce. Poza tym sam wiesz, że od razu rzucają się na żarcie. – spojrzał na mnie, a w bladym świetle księżyca po raz pierwszy zobaczyłem całą jego twarz.
Zaskoczyło mnie, że był ode mnie młodszy.

<Reker? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz