wtorek, 24 stycznia 2017

Od Will’a cd. Reker’a

Gdy straciłem przytomność, znalazłem się w jakiejś dziwnej pustce, w której zobaczyłem swojego ojca!
- Ojcze?! To Ty?! - spytałem z niedowierzaniem patrząc na wysokiego mężczyznę przede mną. Tez miał blond włosy tak jak ja, lecz miał szare oczy. Ja natomiast miałem piwne po matce.
- Tak o ja synu! - powiedział radośnie czochrając mnie po włosach – Dzielnie walczysz i bronisz mamę oraz siostrę – pochwalił mnie, na co poczułem ciepło na sercu. Pochwały od ojca zawsze traktowałem jak coś wspaniałego, bo było mi strasznie daleko do niego…
- Staram się… - przyznałem – Choć czasami jest ciężko – odparłem.
- Wiem! Wszystko widziałem… -westchnął – Jak się czujesz? Masz duże obrażenia – powiedział zmartwiony.
- Wyliżę się, choć boli jak diabli! - przyznałem się mu, na co popatrzył na mnie ciepłym wzrokiem – A jak mama i Rose? - spytałem nagle zmartwiony.
- Wszystko z nimi w porządku! - zapewnił mnie, na co mi ulżyło.
- To dobrze… Martwiłem się o nie – westchnąłem drapiąc się po karku.
- Uważaj bardziej na siebie! - powiedział spokojnie.
- Staram się! Jednak musiałem obronić Rekera! Nie mogłem pozwolić na coś takiego… - powiedziałem hardo.
- Wiem! Spotkałem już jego ojca… To porządni i dobrzy ludzie – westchnął.
- Zaraz zaraz! Czyli jego ojciec też… - nie dokończyłem, bo mi przerwał.
- Tak! Również nie żyje – odparł smutno.
- To dlatego był taki przybity, gdy się o niego spytałem… - westchnąłem.
- Nie martw się! Nie miał Ci tego za złe – odparł znowu czochrając mnie po włosach.
- Tęsknię za Tobą… - powiedziałem cicho spuszczając głowę.
- Wiem synku… - powiedział i mnie przytulił, co było dla mnie szokiem, bo nigdy tego nie robił, lecz i ja po chwili się w niego wtuliłem – Idź mężnie do przodu, lecz nie zapominaj o najbliższych! - powiedział nasze rodzinne motto, na co się uśmiechnąłem i kiwnąłem potwierdzająco głową. Spojrzałem jeszcze raz na ojca, który się ciepło do mnie uśmiechał i zniknąłem...
**
Gdy Otworzyłem oczy usłyszałem rozmowę Rekera z jego ludźmi. Co prawda ja też do nich należałem, lecz jeszcze tak tego nie odczuwałem… Nadal się dziwnie czułem w ich towarzystwie, bo obserwowali każdy mój ruch. Nawet nie wybrałem sobie jeszcze konia, bo wolałem poszukać wtedy dowódcy, co jak się okazało dobrze się stało...
- Czy ja nadal nadaję się na dowódce? - zapytał a na sali zapadła grobowa cisza. Nikt nie wiedział co odpowiedzieć, bo pewnie myśleli nad jakąś „ładną” odpowiedzią, na co westchnąłem, bo nadal nie zauważali że się obudziłem.
- Pozwolę się odezwać za nich… - westchnąłem – Gdybyś się nie nadawał na dowódcę, to by tutaj przy Tobie nie siedzieli, tylko mieli by Cię zwyczajnie gdzieś! Ponadto nie witali by Cię uśmiechali, tylko grobowymi i morderczymi spojrzeniami, więc masz już odpowiedź – powiedziałem wszystko na jednym wydechu, patrząc na niego.

< Reker? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz