Właśnie zacząłem się przebudzać budzić na medycznym, gdzie od razu zauważyłem zmartwionego pierwszego. Podniosłem się do siadu i przeciągnąłem się ziewając.
- Dobry… - odezwałem się przecierając oczy jak małe dziecko.
- Jak się czujesz? - spytał od razu pierwszy.
- Teraz lepiej, ale przedtem myślałem ze zejdę ze zmęczenia – westchnąłem – A jak Reker? - spytałem.
- Póki co śpi po silnych lekach, które dostał godzinę temu – odparł spokojnie – Czujesz się już na siłach? - spytał nagle, co mnie zdziwiło, więc spojrzałem na niego badawczo.
- Tak, a coś się stało? - spytałem podejrzliwie.
- Pytam ponieważ wysyłam jedną z drużyn na misję, a ich snajper się rozchorował i musi zostać, a ponieważ reszta naszych snajperów jest dopiero po misjach, a cześć jest ranna, to pomyślałem że może wyślę Ciebie – wytłumaczył.
- A co z Jackobem? - spytałem.
- Jackob jest ranny i tez leży na medycznym, tyle ze w innym oddziale – wytłumaczył znowu – To jak? Pojedziesz? Nie mogę ich wysłać bez snajpera – westchnął.
- No dobra pojadę! - powiedziałem na co się uśmiechnął i podał mi szarą teczkę.
- Drużyna z którą się udasz to: FURIOUS – powiedział spokojne.
- Oryginalna nazwa – odparłem czytając misję.
Z tego co wyczytałem, mieliśmy przeczesać teren Śmierci, na granicy ich terytorium i ziemiach niczyich, gdzie podobno ostatnio zrobiło się cicho, jakby ludzie stamtąd pouciekali. Niby prosta misja, lecz ja zawsze zakładałem że nawet te najprostsze są trudne i zawsze nieprzewidywalne. Kiedy skończyłem czytać, odłożyłem teczkę na bok.
- Wyruszacie dzisiaj o 14:10 – dodał wstając i zabierając teczkę.
Czyli mam jeszcze jakieś niecałe 4 godziny – westchnąłem – Mogę już wyjść z medycznego? - spytałem.
- Tak! Lekarze zaraz zostaną powiadomieni, więc możesz już iść – powiedział patrząc na Rekera. Wstałem od razu z łóżka i poszedłem do swojego pokoju się powoli szykować. Ostrożnie i dokładnie sprawdziłem broń i naładowałem magazynki odpowiednimi nabojami do mojej snajperki. Później poszedłem na stołówkę i zjadłem z chłopakami obiad.
- Wypisali Cię dzisiaj widzę – odezwał się Dave.
- Tak ale zaraz jadę na misję, więc się spieszę – powiedziałem jedząc ziemniaki.
- Misję od razu? - spytał zdziwiony Derek.
- Też się dziwię! Jadę z drużyną FURIOUS – odparłem.
- Nawet dobra drużyna – odezwał się Mike.
- Wolę drużynę BRAVO – mruknąłem na co się wszyscy zaśmiali.
- Wiesz kiedy Reker wyjdzie? - spytała Kiara.
- Nie… William mi nic nie mówi – przyznałem – Nie możesz zapytać kolegów z Twojego fachu? - spytałem zdziwiony.
- Niestety mam tyle pracy że nie mam kiedy się zapytać – westchnęła, na co pokiwałem ze zrozumieniem głową.
- Dobra lecę, bo nie zdążę zaraz! - powiedziałem patrząc na zegar, który wskazywał godzinę 13:47. Pożegnałem się ze wszystkimi i pobiegłem do swojego pokoju się przebrać maskujący mundur i zszedłem na dół do stajni. Osiodłałem Damaskusa i wyprowadziłem go, czekając z paroma innymi ludźmi z „mojej” drużyny. Zamieniłem z nimi parę zdań i nawet ich polubiłem. Po pięciu minutach zjawiła się reszta, wraz z dowódcą Gregiem Wilsonem. Miał około 21 lat, podobnie jak jego drużyna, lecz nikt na szczęście nie wyśmiewał się z tego że jestem najmłodszy w ich drużynie.
- Ty jesteś Will, tak? - spytał dowódca.
- Tak jest! - odparłem spokojnie siedząc na koniu tak jak inni. Okazywałem należyty szacunek, na co chyba lekko się uśmiechnął, jednak ciężko mi to było stwierdzić – William mówił że jesteś jednym z najlepszych snajperów, więc liczę na Ciebie! - odparł.
- Nie wiem czy jestem najlepszy, bo za takiego się nie uważam, lecz zrobię to co będzie trzeba – odparłem, na co kiwnął głową i ruszyliśmy.
**
Jechaliśmy już 3 godziny. Zaczął sypać gęsty śnieg, który nie ułatwiał nam wcale sprawy, lecz jakoś brnęliśmy przez ten śnieg odo przodu. Panowała między nami cisza i skupienie, lecz żadne z nas nie przeczuwało co zaraz ma się stać… Brnęliśmy nieświadomie w pułapkę, która została na nas zastawiona. Wjeżdżając między budynki, zatrzymaliśmy konie i przez chwilę nasłuchiwaliśmy. Grobowa cisza panowała wszędzie, a to mi sienie podobało! Do celu mieliśmy jeszcze kawałek drogi, lecz czułem niepokój… Tak silny że kazał mi jak najszybciej uciekać, czego kompletnie nie rozumiałem. Rozglądałem się nerwowo tak jak reszta, niczym dzikie zwierzęta, próbując dostrzec niebezpieczeństwo. Dziwiło mnie że nasz dowódca był spokojny i odjechał od nas dobry kawałek, co mi nie pasowało! Mój snajperski instynkt nie dał się tak łatwo wykiwać… Wtedy zrozumiałem, a raczej przeczułem, że to zaplanowana zasadzka, a on jest zdrajcą! Od początku mi się nie podobał! Był za spokojny i robił ruchy, które może dla innych były zwyczajne, lecz snajper potrafi czytać mowę ciała doskonale.- To zasadzka! - krzyknąłem na co wszyscy za mną rzucili się do ucieczki, prócz dowódcy, który uśmiechał się do mnie szyderczo, gdy się odwróciłem na koniu, by zerknąć co robi. Wyciągnął w naszym kierunku broń i otworzył ogień, a po chwili z okien budowli, wyłonili się inni strzelcy i wpadliśmy w ogień krzyżowy… Słychać było wszędzie przerażone rżenie koni oraz krzyki ludzi. Dostałem w ramię, łydkę, brzuch i klatkę piersiową, spadając z Damaskusa i brudząc przy tym całą derkę, siodło oraz szyję konia. Upadłem plecami na zimny śnieg, a niektóre konie, w tym mój uciekły przerażone od nas. Pobiegły w popłochu, znikając w śnieżycy. Kątem oka spojrzałem na resztę. Wszyscy byli martwi, albo ciężko ranni tak jak ja. Nagle usłyszałem ze ktoś do mnie podszedł. Kaszlnąłem krwią i czułem ze umieram… Zobaczyłem stojącego nad nami dowódcę, a raczej cholernego skurwiela, który nas zdradził!
- Dlaczego to zrobiłeś? - wycharczałem dławiąc się krwią, na co się uśmiechnął upiornie.
- Wolę być w Śmierci niż w waszej żałosnej wieży! - warknął – Kiedy wrócę do wieży, zostanę odznaczony i bardziej będą mi ufać, dzięki czemu zdobędę dostęp, do tajnych akt! - powiedział śmiejąc się – Niedługo to my będziemy tutaj rządzić!
- To się nigdy nie stanie! - wycharczałem – Powstrzymają was!
- Umierający głosu nie mają, powiedział i wycelował we mnie z karabinu. Myślałem że to już koniec! Strzelił do mnie dwa razy w brzuch, na co jęknąłem, gdyż nie mogłem się zdobyć na krzyk – Zdychaj w pokoju – zaśmiał się i odszedł, zostawiając nas i odchodząc z ludźmi Śmierci w głąb ich terytorium, by pewnie ustalić plan działania. Byłem senny i słaby z minuty na minutę… Zacząłem się poddawać na tym zimnie i się wykrwawiając. Pomyśleć że zgodziłem się na swoją własną egzekucje nieświadomie! Cóż! Przynajmniej tamten chory chłopak, który nie pojechał przeżyje… Z tego co usłyszałem to urodziła mu się córka nie dawno, więc lepiej żebym ja zginął, a nie on… Może tak miało być! Nagle poczułem jak ktoś mnie dotyka. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Damaskusa… Podniosłem ledwie rękę do góry i go pogłaskałem po chrapach, myśląc że to ostatni raz… Pobrudziłem go trochę swoją krwią i z lekka wodze.
- Żegnaj koniku… Byłeś wiernym towarzyszem! - powiedziałem – Wracaj do domu!- Rozkazałem – Wracaj już! - a po chwili ręka mi opadła i straciłem przytomność. Umrę zaraz tutaj, tak jak przed chwilą reszta moich towarzyszy, która poddała się szybciej ode mnie. Nie ma nadziei… Mam przynajmniej nadzieję, że gdy umrę, to dołączę do ojca i że nie stanę się jednym z tych ohydnych zombie…
< Reker? :3 uratujesz go? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz