poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Will'a

Nie wiedziałem co się zbytnio ze mną dzieje, strzępki pamięci rozwiane przez wiatr... W jednej chwilo jestem w lesie w drugiej pod wieżą, ale wiedziałem jedno, że był przy mnie Will więc aż tak bardzo się nie bałem. W pewnym momencie sen mi się urwał i wyszedłem poza ciało za co byłem zły nawet można powiedzieć, że wściekły. Moje ciało było takie bezwładne, zmęczone co wydawało mi się być śmieszne. Brat też nie był w najlepszym stanie, pewnie szukał mnie już jakiś czas... eh, znowu wszystkim życie uprzykrzyłem. Zdziwiłem się tylko na to, że pierwszy od razu wpadł na plac, ponieważ żołnierz dopiero po niego szedł, dziwna sprawa. Brat z przemęczenia prawie spadł z konia, ale nasz przyszywany ojciec zdążył go złapać i postawić na równe nogi, pochwalił go oraz kazał Oliverowi zabrać na medyczny. Patrzyłem na to wszystko znudzonym i smutnym wzrokiem, założyciel wziął mnie na ręce więc się do niego zbliżyłem.
- Czy ty musisz zawsze pakować się w kłopoty? - westchnął i podążył za swoim przyjacielem.
- Żebyś wiedział, że muszę - mruknąłem z świadomością, że tego nie usłyszy. Nie miałem zamiaru iść za swoim ciałem więc póki był jeszcze czas przeniknąłem przez bramę i parłem na północ. Tu nie czułem zimna byłem idealnym i prawie nie zniszczalnym żołnierzem, bo jak już wiedziałem jest limit co do odległości między duszą a ciałem. Parłem w śnieżycę i nagle pierwsze ukłucie serca, nie zareagowałem i szedłem dalej wmawiając sobie, że to tylko mi się przewidziało, nagle drugie mocniejsze, brak reakcji, parę kroków dalej i trzecie niemal powala mnie na ziemię wywołując krótki paraliż. Przez chwilę zwątpiłem i spojrzałem tęsknym wzrokiem w stronę domu za co się zganiłem i zacząłem słyszeć dziwne głosy.
- Co z nim? - pyta jakiś głos, którego nie mogę rozpoznać.
- To coś w rodzaju szoku termicznego, ale jakim cudem?! - odpowiada mu zdezorientowany kolega.
- No dobra już wracam - warknąłem i z niezadowoleniem pobiegłem w stronę muru.
- Jak to mija?! - dziwi się pierwszy głos.
- Normalnie... magia - rzekłem z irytacją słysząc to zaskoczenie.
****
Kiedy znalazłem się z powrotem w murach bez wahania wszedłem do budynku i powlokłem się schodami na medyczny gdzie akurat wpadłem na rozmowę lekarza i Wiliama. Stanąłem za doktorem i wbiłem wzrok w moją kartę pacjenta, lecz jak na razie była nie do rozczytania więc pozwoliłem sobie podsłuchać tej jakże "interesującej" gadaniny.
- Will jest wycieńczony podróżą więc lepiej będzie jeśli da mu szanowny założyciel parę dni wolnego - stwierdził mężczyzna.
- Da się zrobić, a Reker? - zapytał na co nadstawiłem zaciekawiony uszu. Był to pierwszy raz od bardzo dawna kiedy zainteresowałem się skutkami własnej głupoty.
- Chłopak jest strasznie osłabiony, ale również wycieńczony bez leków wzmacniających się nie obejdzie - westchnął na co pierwszy na mnie spojrzał - Nie należy go też przemęczać, bo pewnie jak się wybudzi będzie się źle czuł - dodał jeszcze odchodząc, ponieważ dostał jakieś pilne wezwanie. 
- Nie będę łykał żadnych świństw - mruknąłem niezadowolony stając naprzeciwko Wiliama, ale on tego nie wiedział i od tak sobie przeze mnie przenikł i usiadł na krześle patrząc się to raz na mnie raz na Will'a. 
- Przynajmniej nie skończyłeś na stole operacyjnym - uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po włosach.
- Bez przesady nie poszedłem do Śmierci tylko do lasu - powiedziałem siadając na krześle obok. 
****
Czekanie na powrót do ciała było dosyć długie dzięki czemu mogłem zaobserwować jak z godziny na godzinę mój stan się polepsza. Nabrałem kolorów i już nie byłem tak strasznie blady nawet nie świadomie przez sen czasami drgnąłem ręką dzięki czemu założyciel spoglądał na mnie częściej z myślą, iż zaraz się wybudzę, ale to nie następowało jeszcze przez następne cztery godziny... Kiedy na zegarze wybiła godzina 23.45 nagle wciągnęło mnie z powrotem do ciała co nie było przyjemnym uczuciem, ojciec najprawdopodobniej chciał się ze mną spotkać, bo poczułem delikatne ciągnięcie, które sprawnie zablokowałem i nie dałem mu mnie powyzywać. Nawet nie próbuj - mruknąłem w myślach mrużąc prawe oko co zauważył zielonooki i już nie mogłem spokojnie poudawać.
- Reker widziałem - westchnął na co cicho jęknąłem oraz powoli zaczynałem mrugać, by lepiej przystosować się do przyciemnionego światła, które i tak wydawało się okropne. - Co ci strzeliło do głowy, żeby uciec? Gdyby nie Will to byś tam zginął jak pies przy budzie zostawiony przez nieodpowiedzialnego właściciela myślisz trochę? - mówił ostro, ale cichym tonem.
- Jak pies... śmieszne, lecz prawdziwe - szepnąłem na co on połapał się w błędzie.
- Wybacz dobrałem źle słowa - rzekł szybko.
- Poco kłamać jeśli to prawda - mruknąłem miętosząc w ręce skrawek kołdry. Nie miałem zamiaru na niego patrzeć więc obróciłem się plecami, żałowałem swojego czynu, ale nie potrafiłem się przyznać, nie tak mnie uczono, nie narzucano mi bycia co po chwilę skruszonym, lecz twardym i bezwzględnym... Zabito we mnie takie coś jak przyznawanie się do uczuć i raczej nikt tego już nie odratuje.

<Will? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz