Znajdowałem się w swoim domu z mamą i siostrą za dobrych lat. Biegałem jako mały chłopiec po łąkach i lasach, ciesząc się życiem i bawiąc się z kolegami. Tamte czasy teraz były takie nierealne! Dzieciaki które urodziły się już w tym piekle pomyślały by sobie, że to jakiś żart, bo nie znały „dawnego” świata. Później znowu znalazłem siew pustce, lecz tym razem innej, bo nie widziałem w ogóle ojca, ani nikogo… Nagle usłyszałem głos swojego ojca.
„Krwotok, Reker, Szybko!”
Usłyszałem tylko tyle, bo jakby coś utrudniało nam kontakt ze sobą. Po chwili otworzyłem oczy i znalazłem się znowu na medycznym, a przy mnie siedział zmartwiony William, głaszcząc mnie po włosach, co było troszkę dziwne, lecz mnie to uspokajało. Zrozumiałem że to nie był jego pierwszy raz, gdy kogoś uspokajał w ten sposób.
- Obudziłeś się – stwierdził cicho, nie przerywając swojej czynności. Serce waliło mi jak oszalałe ze strachu, lecz postanowiłem jakoś się ogarnąć! Zobaczyłem że Reker śpi, co mnie zmartwiło, bo przypomniałem sobie tamten sen…
- Reker… Krwotok… Szybko! - wypowiedziałem zdyszany wskazując na leżącego i nieprzytomnego „brata”. O bosz…. Jak to dziwnie brzmi! Spojrzał na mnie zdziwiony – Szybko! - powtórzyłem – Niech ktoś go zbada….
Spojrzał na mnie zastanawiając się i uważnie na mnie patrząc, lecz w moich oczach było widać determinację i nieugiętość, więc szybko wyszedł i pobiegł po lekarza. Ja natomiast leżałem i patrzyłem zmartwionym wzrokiem na Rekera. Martwiłem się o niego, jak naprawdę o własnego brata i członka rodziny!
< Reker? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz