wtorek, 24 stycznia 2017

Od Will’a cd. Reker’a

Ledwie doczołgałem się z Rekerem na medyczny. Jako iż on był dowódcą, wszyscy skakali wokoło niego, a ja leżałem na łóżku krwawiąc, bo poprzednie szwy mi puściły, plus miałem ranę kłutą w brzuch… Strasznie cierpiałem, lecz starałem się tego nie okazywać. Ponadto kręciło mi się w głowie, więc położyłem się na jednym z łóżek ciężko oddychając.
Po około dziesięciu minutach, myślałem że się tu zaraz wykrwawię… Cały mundur był przesiąknięty moją krwią i widziałem jak przez mgłę. Wtedy podeszli do mnie lekarze i zobaczyli że jest ze mną źle. Zdjęli mi jakoś mundur, bo ja praktycznie nie mogłem się iż sam ruszać,bo byłem zbyt słaby. Zaczęli tamować krwotok, który był dość silny i ciężko im było sobie poradzić. Zabawne że dwie takie małe rany potrafią zabić człowieka! A w krwiobiegu znajduje się około 5 litrów krwi… Byłem blady i nie kontaktowałem zbytnio z rzeczywistością, bo nie mogłem rozszyfrować co jakiś czas co mówią do mnie lekarze. Pamiętał że na pewno mówili, żebym nie zasypiał. Sam byłem lekarzem, więc wiedziałem że jeśli zamknę oczy, to się poddam i umrę przy tak dużej utracie krwi.
Domyśliłem się ze z takimi ranami nie puszczą mnie na misję, ani nawet do pokoju. Martwiłem się co z moją rodziną po tym incydencie… Zastanawiało mnie co z tymi cholernymi zdrajcami! Ja jestem tu jeden dzień i ratuję już swojego dowódcę. Ponadto miałem wielkie szczęście ze ja i moja rodzina zostaliśmy przygarnięci przez ten obóz, a tamten palant z jego bandą nawet tego nie doceniali, jakie szczęście ich spotkało… Kiedy moje rany zostały już opatrzone, zaczęli przetaczać mi krew. Rozejrzałem się zamglonym wzrokiem i dostrzegłem że Rekerowi też przetaczano krew. Za dużo jej straciliśmy. Później znowu zobaczyłem tego mężczyznę, co kazał mnie wtrącić do celi. Zrozumiałem że to prawdopodobnie jeden z założycieli, więc musiałem okazać szacunek, jednak ledwie kontaktowałem z rzeczywistością i byłem strasznie senny. Po rozmowie jaką odbył mój dowódca i założyciel, domyśliłem się że to może być jakaś rodzina czy coś… Nie słyszałem ich rozmowy, lecz zorientowałem się po ich gestach i mowie ciała, co było bardzo potrzebne snajperowi w misjach. Nagle zielonooki do mnie podszedł. Chciałem się podnieść, lecz zaraz opadłem z jękiem na łóżko. Zawroty głowy i ból mnie powstrzymały.
- Leż chłopcze! - rozkazał, na co lekko pokiwałem głową – Jak się czujesz? - spytał z dziwną troską.
- Bywało lepiej… - przyznałem, co jakiś czas zaciskają zęby z bólu. Ten na to zareagował i kogoś zawołał. Po chwili poczułem ukłucie w rękę i ból cudownie odszedł w niepamięć chociaż chwilowo. Spojrzałem słabym wzrokiem na przywódcę, który chyba badał mój stan swoim wzrokiem.
- Wybacz że tak zareagowałem, ale wrogów jest pełno, a to wyglądało mi tak, jakbyś zaatakował Blackfrey’a – westchnął.
- Rozumiem… Wiem jak to mogło wyglądać! Robiłem to, co do mnie należało... Broniłem dowódcy! – powiedziałem słabym głosem, na co kiwnął głową, a później zemdlałem…

< Reker? :3 biedak znowu zemdlał xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz