- Nie idę na żaden medyczny - protestował zły - Nie zmienię zdania - utrwalał się w swoich poglądach.
- Dobra! Masz do wyboru… A – pójdziesz ze mną do swojego pokoju i będziesz grzecznie leżał, albo B idziesz na medyczny – powiedziałam do niego.
- Nic mi nie jest! - bronił się.
- Albo masz jeszcze wybór C – czyli pobyt w szpitalu i związywanie pasami – dodałam na co się poderwał od razu.
- Nigdy! - powiedział od razu i spojrzał na mnie błagalnie.
- Czyli rozumiem że wybierasz opcję A – powiedziałam na co pokiwał głową – W takim razie chodź! Muszę znowu dać Ci leki przeciwgorączkowe… - westchnęłam – Tylko żadnych numerów, bo następnym razem osobiście Cię przywiążę do łóżka! - warknęłam na co spuścił głowę. Wstał z łóżka, ale ledwie się na nich trzymał, więc pierwszy musiał go trzymać.
- Dlaczego ja? - mruknął prawie niesłyszalnie.
- Bądź grzecznym starszym bratem i słuchaj się siostry – powiedziała uśmiechając się.
- Masz radochę… - powiedział ledwie.
- Trochę ale martwię się o Ciebie, bo zawsze jak mówisz że jest wszystko w porządku, to w rzeczywistości jest na odwrót – westchnęłam.
William pomógł mi go zaprowadzić do jego pokoju i położył go na łóżku. Posłusznie się położył, bo bł bardzo osłabiony. Podziękowałam pierwszemu a ten wrócił do swoich obowiązków. Lekarze wstrzyknęli bratu znowu leki obniżające gorączkę i wyszli. Ja natomiast zmieniłam znowu wodę i znowu zaczęłam mu robić chłodne okłady. Zasnął po chwili… Gorączka go wykańczała! Wychodziłam tylko po posiłki, które dawałam Jackobowi i przynosiłam je dla siebie i brata. Zmuszałam go żeby zjadł parę kęsów. Nie chciał jeść ale wtedy skutecznie groziłam mu medycznym i pasami, co sprawiało że zmuszał się do jedzenia.
**
Minęły cztery dni, a brat leżał cały czas w gorączce. Lekarze przychodzili i podawali mu leki oraz kroplówki nawadniające. Chłopaki zdążyli dojść już do siebie. Powiedziałam chłopakowi że Reker jest chory czym się zmartwił. Reszta drużyny w efekcie też się dowiedziała i często przychodzili zobaczyć co z nim jest… Jackob i Derek mnie zmieniali, bo normalnie to całymi daniami i nocami u niego siedziałam i się nie wysypiałam, bo co chwilę musiałam zmieniać okłady. Zmienialiśmy się więc o stałych porach. Jackob czuwał od 19 do 5 rano, Derek od 5 do 14, a ja od 14 do 19. Stan brata powoli zaczął się poprawić dopiero po kolejnych trzech dniach.Szłam właśnie na zmianę, bo Derek już kończył swój „dyżur” więc nieco przyspieszyłam. Kiedy weszłam do pokoju, zobaczyłam że brat jest przytomny i stara się trochę rozmawiać z Derekiem.
< Reker? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz