piątek, 13 stycznia 2017

Od Tamary cd. Reker’a

Stałam przy ścianie mojego „dawnego” domu i wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Wszędzie były rysy i odchodziła żółta farba. Wróciły bolesne wspomnienia jak tutaj, w tym pokoju tłukła mnie moja matka… Z oczu poleciały mi łzy. „Nie jesteś moją siostrą”, przypomniałam sobie znowu słowa brata, co ukłuł mnie znowu w serce.
- Tato… Gdzie teraz powinnam pójść?! Co powinnam zrobić?! - powiedziałam przez płacz, lecz wtedy nagle ktoś mnie obrócił i mnie przytulił! Wtedy zrozumiałam że to Reker! Mój brat! Stałam przez chwilę osłupiała.
- Siostrzyczko ja cię tak przepraszam za to co powiedziałem, kocham Cię i nic tego nie zmieni! Ja sobie wszystko przypomniałem i chcę wrócić z tobą do domu by mieć cię w rodzinie naszej rodzinie, myślałem, że cię już nigdy nie znajdę - mówił drżącym i wycieńczonym głosem nie przestając płakać. Przez chwilę w to nie wierzyłam… Lecz po chwili wtuliłam się w brata i też zaczęłam płakać, lecz tym razem ze szczęścia!
- Braciszku… - odezwałam się drżącym głosem – Przypomniałeś sobie… - powiedziałam płacząc jak małe dziecko – Przepraszam! Gdyby nie ja, to nie doszło by to tego wypadku! - mówiłam cała drżąc w jego uścisku.
- To nie Twoja wina! Niczyja! Po za tą cholerną kratką! - powiedział na koniec na co się mimo woli lekko zaśmiałam. Nagle oboje padliśmy wycieńczeni na ziemi. Oboje nic nie jedliśmy mimo iż mieliśmy przy sobie prowiant. Gdy się od siebie w końcu oderwaliśmy, uśmiechnęliśmy się do siebie, choć blado, bo z wycieńczenia.
- Może coś w końcu zjemy, bo oboje padniemy zaraz! - odezwałam się na co przytaknął ruchem głowy i zaczęliśmy jeść. Byliśmy tak wygłodzeni że zjedliśmy bardzo dużo, lecz dodało to nam sił. Później brat zasnął, a ja czuwałam, bo był bardziej zmęczony ode mnie. Trwała zamieć, więc dopiero z samego rana mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. W końcu jednak nie wytrzymałam i sama też zasnęłam.
**
Oboje obudziliśmy się rano i o dziwo nic nam się nie stało przez to, że oboje zasnęliśmy. Oboje byliśmy wypoczęci. Oboje jeszcze raz się do siebie przytuliliśmy, zjedliśmy śniadanie i wsiedliśmy na swoje konie. Ostatni raz spojrzeliśmy na potworne wymalowane budynki i ruszyliśmy.
**
Droga powrotna o dziwo szybko nam szła! W ciągu czterech dni znajdowaliśmy się coraz bliżej terytorium Duchów. Pogoda nam z początku sprzyjała, lecz pod koniec dopadła nas zamieć. Nie wiedziałam czy byliśmy już na terytorium Duchów, lecz jechaliśmy dalej. Temperatura znowu strasznie spadła, daliśmy komendę swoim koniom, żeby trzymały się blisko siebie, żeby się nie rozdzielić. Trzymaliśmy kurczowo wodze koni, choć nam już skostniały i straciliśmy już prawe czucie. Wtedy przed nami zauważyłam zbliżające się do nas ludzkie postacie. Zatrzymaliśmy konie i oboje wycelowaliśmy z broni. Ja miałam Glocka 19, a brat karabin. Nagle jednak spuściliśmy broń, bo okazało się że to nasi! Derek, Jackob, Dave, Mike, Mark, Spike i Kiara! Ucieszyliśmy się na ich widok, lecz byliśmy ledwie żywi i z trudem utrzymywaliśmy się na końskich grzbietach.
- Nic wam nie jest?! - spytał przejęty Derek. Oboje pokiwaliśmy przecząco głowami, lecz wtedy Reker prawie spadł z konia, bo zemdlał z zimna i wyczerpania, co zaczynało mi się tez powoli udzielać. Derek go w ostatniej chwili złapał i jakoś „przeniósł” na swojego konia. Ręce m drżały. Podjechał do mnie Jackob i złapał mnie ledwie żywą, bo i ja bym zaraz spadłą z konia! Zrobił to samo co Derek i przeniósł mnie na swojego konia. Lewą ręką mnie trzymał przy sobie, a drugą trzymał wodze konia. Jakoś tak się stało, że gdy położyłam głowę na jego mundurze, to zasnęłam z wycieńczenia, wtulona w niego.

< Reker? :3 to jest dziwne xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz