poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Tamary cd. Reker’a

Reker nagle zniknął a ja zostałam sama z ojcem. Nie wiedziałam jak się zachować! Z jednej strony nienawidziłam ojca za to że mnie zostawił, a z drugiej go kochałam i wiedziałam że mimo wszystko chciał mnie wziąć. W moim sercu trał straszny konflikt i nie wiedziałam jak go zakończyć.
- Tamaro… - zaczął ojciec, na co na niego spojrzałam, lecz nie zbliżyłam się do niego alni o milimetr! Stałam jak słup soli, tam gdzie poprzednio – Naprawdę chciałem Cię zabrać! - powiedział ze skruchą.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś?! Dlaczego nie mogłeś się postawić?! Sam widziałeś jakie piekło przeszłam! - krzyknęłam w stronę ojca, na co spuścił na chwilę smutny wzrok – Czemu ja byłam winna co?! - spytałam przez łzy – Dlaczego ja musiałam zapłacić za waszą nieostrożność…? - mówiłam przez łzy.
- Naprawdę Cię przepraszam Tamaro… Nie wiedziałem co mam wtedy robić! Grunt walił mi się pod nogami! - tłumaczy się skruszony – Wiedz jednak że zawsze Cię kochałem, bo jesteś moim dzieckiem! - powiedział i nagle podszedł do mnie i mnie przytulił na co się zdziwiłam i mnie częściowo sparaliżowało z szoku – Przepraszam że Cię skrzywdziłem i musiałaś tyle cierpieć… - powiedział i poczułam nagle jego spadające łzy. Płakał! Czy to oznaczało że też cierpiał? Pewnie tak! Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się prawie ruszyć, jednak nagle mimo wszystko poczułam ciepło na sercu.
Wtedy zrozumiałam że nie gniewam się już na ojca, bo on też cierpiał przez swoje decyzje i ponadto zrozumiałam, że zawsze mnie kochał, choć widział mnie tylko raz w życiu! Niespodziewanie się w niego wtuliłam, na co lekko drgnął z szoku, lecz zaraz uściskał mnie mocniej.
- Wybaczam… Nie jestem już zła… - powiedziałam przez łzy, mocniej się w niego wtulając. Tak! W końcu poczułam się naprawdę kochana i poczułam, że zdobyłam rodzinę o której tak zawsze marzyłam! W końcu poczułam w duszy spokój, a mój wewnętrzny konflikt ustał.
- Też cię kocham tato… - odezwałam się na co jakbym wyczuła, że się uśmiechnął pod nosem. Później poczułam nagłe szarpnięcie, ból i nagle otworzyłam oczy! Byłam z powrotem w swoim ciele! Wróciłam… Zobaczyłam uśmiechnięte twarze przyjaciół nad sobą, na co leciutko się uśmiechnęłam, lecz na więcej sobie pozwolić nie mogłam. Podbiegł do mnie lekarz i zaczął świecić mi po oczach latarką.
- Wszystko powinno być już dobrze! - powiedział uśmiechnięty lekarz i spojrzał na naszych przyjaciół. Wtedy usłyszałam i zobaczyłam rozwścieczoną matkę Rekera! Jak zwykle mnie wyzywała i wręcz kipiało od niej nienawiścią do mnie… Lekarz krzyknął żeby ja wyprowadzili, więc tak zrobili mimo jej sprzeciwów i zamknęli jej drzwi przed nosem, na blokadę. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam brata! Też był przytomny i patrzyliśmy na siebie uśmiechając się lekko.
- Macie więcej nie robić takich numerów, bo wszyscy dostaniemy zawału! - odezwał się Derek, lekko się uśmiechając.
- Zgadzam się z tym! - powiedział założyciel i się do nas ciepło uśmiechnął – Mówiłem wam ze z tego wyjdą! To Blackfrey’owie! Oni zawsze zaciekle walczą do końca i łatwo się nie poddają! - powiedział na co wszyscy kiwnęli głowami.
**
Po dwóch dniach mogliśmy już samodzielnie oddychać i nasz stan poprawiał się bardzo szybko! Lekarze się na to strasznie dziwili, bo po takich obrażeniach to powinno trwać o wiele dłużej! Po tygodniu mogliśmy już rozmawiać, więc często rozmawialiśmy z przyjaciółmi i się śmialiśmy. Z bratem natomiast połączyła mnie jeszcze większa więź.
**
Po trzech tygodniach, lekarze w końcu nas wypuścili, więc skakaliśmy z radości! Był wieczór, więc postanowiłam pójść do stajni i sprawdzić jak się czuje Desperado, mój ulubiony koń. Brat uśmiechnął się na to i powiedział że dołączy do mnie za chwilę,wiec się zgodziłam. Gdy wybiegłam na dwór pełna energii, wszyscy żołnierze się uśmiechali i coś do siebie zaczęli mówić… Może oni też uczestniczyli wtedy w naszych poszukiwaniach, kiedy nas znaleźli ledwie żywych? Sama nie wiem, lecz posłałam im radosny uśmiech i im pomachałam, co zaraz odwzajemnili. Gdy wbiegłam do stajni, od razu otworzyłam boks i wparowałam do konia. Zarżał radośnie na co go przytuliłam mocno i dałam mu parę smakołyków, które zaraz spałaszował. Wtulił swój muskularny łeb we mnie, a ja go głaskałam delikatnie po ciepłej szyi.
- Jak tam młoda? - usłyszałam nagle głos brata.
- Stęskniłam się za nim! - odparłam radośnie.
- Jutro możemy trochę pojeździć jeśli chcesz! - zaproponował.
Nagle znikąd pojawił się Jackob i stanął obok Rekera.
- Jak Ty możesz podchodzić do tego wariata?! - spytał się mocno zdziwiony.
- Wariata? - spytałam zdziwiona – Jest potulny jak baranek! I taki grzeczny… - powiedziałam na co koń zarżał i lekko szturchnął mnie w ramię, więc się do niego przytuliłam – Widzisz?! Jest łagodny… - dodałam na co pokręcił z niedowierzaniem głową, a brat szeroko się uśmiechnął.
-wracamy Tamaro! Jeśli chcesz jutro pojeździć, to musimy się wcześniej położyć, bo trzeba wcześnie wstać! -powiedział brat na co skinęłam głową, dałam koniowi jeszcze parę smakołyków i wyszłam z nim ze stajni. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, nagle brat mnie przewróciła na ziemię a w drzwi stajni coś uderzyło z hukiem!
- Snajper! - krzyknął brat, na co wszyscy stanęli do gotowości, a brat, szybko kazał mnie zabrać Jackob'owi w bezpieczne miejsce.

< Reker? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz