- Muszę coś zrobić! - krzyknęłam do ojca.
- Nie możesz! Jesteś za słaba! - krzyknął ojciec równie przerażony co ja.
- Muszę! - krzyknęłam i złapałam ojca przy sercu.
Spojrzał na mnie przerażony, bo wiedział co chciałam zrobić. Działałam instynktownie i ponad wszystko chciałam uratować brata! Ojciec próbował odczepić moją rękę od swojej klatki piersiowej i mnie powstrzymać, lecz ja już zdążyłam zrobić to co chciałam i zniknęłam nagle. Znalazłam siew jakimś dziwnym miejscu. Rozglądałam się i byłam przestraszona z lekka.
- Co chcesz zrobić? - spytał jakiś głos.
- Chcę pomóc mojemu bratu! - powiedziałam od razu, obracając się co chwilę by zobaczyć tego kogoś z kim rozmawiałam.
- Jeśli mu pomożesz, to doznasz bardzo silnego uszczerbku na swoim zdrowiu – powiedział znowu tajemniczy głos.
- Nie obchodzi mnie to! - krzyknęłam – Oddam życie za brata! - dodałam jeszcze.
Przez dłuższy czas panowała cisza i słyszałam tylko swój spanikowany oddech oraz własne kroki.
- Jesteś pewna tego co chcesz robić? - spytał.
- Tak! Chcę żeby brat wyzdrowiał! - powiedziałam odważnie, choć bałam się.
- Mimo tego iż się boisz, twoje serce nadal trwa przy swoim… Dobrze więc! Zrobię to, o co mnie prosisz… - powiedział na co chwilowo odetchnęłam z ulgą, lecz nadal byłam zdenerwowana.
- Proszę pomóż mu! - powiedziałam błagalnie.
- Pomogę! Zaintrygowałaś mnie… Jesteś pierwszą osobą, która mnie prosi o coś takiego… Dlatego zrobię pewien wyjątek!
- O czym Ty mówisz?! - powiedziałam przestraszona, bo przez myśl mi przeszło, że może jednak stracę brata, na co zaczęły cisnąć mi się łzy do oczu.
- Hehe! Nie martw się o swojego brata! Nic mu nie będzie i podejrzewam, że właśnie się przebudził i teraz wszyscy koło niego latają! - zaśmiał się lecz zaraz umilkł na chwilę.
- Co chcesz ze mną zrobić? - spytałam z lekka przestraszona, bo nie wiedziałam z kim rozmawiam.
Nikt się ie odzywał, więc znowu zaczęłam się nerwowo obracać wokoło siebie i się rozglądałam. Wokoło mnie panowała ciemność i przerażająca cisza. Bałam się, lecz przynajmniej miałam świadomość że pomogłam bratu.
- Czemu się boisz? - usłyszałam nagle, na co aż podskoczyłam.
- Nie wiem kim jesteś – odezwałam się – Nie wiem co to za miejsce – dodałam jeszcze.
- Jesteś tutaj bezpieczna… - powiedział, lecz i taj czułam niepokój – Chcesz zobaczyć co z Twoim bratem prawda? Chcesz zobaczyć czy mówiłem prawdę…? - bardziej stwierdził niż spytał.
Nagle przede mną pojawił się obraz. Widziałam swojego brata, jak się poderwał i głęboko oddycha przestraszony. Lekarze też nie mogli w to wszystko uwierzyć… William „rzucił” się na Rekera i go mocno przytulił płacząc. Poczułam spokój i szczęście w sercu. Tym razem do oczu cisnęły mi się łzy szczęścia! Spojrzałam na swoje ciało i zobaczyłam że lekarze teraz mnie reanimują.
- A co ze mną? - spytałam nagle – Co teraz? - dopytywałam.
- Będziesz żyła – powiedział krótko i nagle na moim monitorze EKG pojawiły się kreski że serce podjęło pracę – Jesteście ciekawym rodzeństwem – powiedział nagle.
- To znaczy? - spytałam.
- Niedawno Twój brat zrobił to samo żeby Ci pomóc – powiedział na co spojrzałam na niego zdziwiona.
- Też chciał oddać część swojego zdrowia żebym mogła żyć? - spytałam.
- Tak… I co najciekawsze ani Ty, ani on sienie zawahaliście ani razu! Podczas gdy inni ludzie myśleli tylko i wyłącznie o sobie, mimo iż tęsknili za rodzeństwem. Jednak nikt nie wykazał się taką odwagą jak wy – powiedział spokojnie.
- Jesteśmy rodzeństwem i rodziną! Nigdy bym nie pozwoliła, żeby bratu stałą się krzywda – powiedziałam jakby to było oczywiste.
- Hm… Tak! Jesteście bardzo ciekawym rodzeństwem – powiedział zdecydowanie.
- Co to? - spytałam nagle widząc, że obraz się zmienił i do sali weszli już zdrowi Jackob i Derek – O co tu chodzi? - spytałam.
- Minęły już trzy tygodnie od tamtego wydarzenia, a Ty nadal jesteś w śpiączce w stanie krytycznym! Twój brat teraz śpi obok ciebie, bo jak zwykle nie uważał na swój stan zdrowia i lekarze go uśpili… Zapewne teraz rozmawia z waszym ojcem – powiedział to takim tonem, jakby rozmawiał o pogodzie!
- Minęły już trzy tygodnie?! Ale przecież rozmawiam z Tobą może z pięć minut! - powiedziałam z niedowierzaniem.
- Czas tutaj biegnie inaczej niż tam – wyjaśnił – W tym czasie kiedy rozmawiamy, twój brat był już na dwóch misjach kilkudniowych i zdołał wrócić. Jak widać martwi się o Ciebie…
- To chyba oczywiste! - powiedziałam zdziwiona – Nadal nie mogę samodzielnie oddychać? - spytałam.
- Cały czas jesteś podłączona do aparatury wspomagającej oddech… Jednak lekarze właśnie teraz rozmawiają o tym, czy Cię teraz nie odłączyć od nich – wyjaśnił mi na co aż zdębiałam.
- Chcą mnie zabić?! - spytałam z niedowierzaniem – Przecież ja żyję! - krzyknęłam do niego.
- Ty to wiesz i ja to wiem, ale twoje ciało nie wydaje żadnych reakcji do tej pory, więc lekarze myślą że nastąpiła śmierć mózgu i że nie żyjesz – wytłumaczył, a ja myślałam że dostane zwału!
- Sprowadź mnie tam! Muszę wrócić do swojego ciała! - powiedziałam zdenerwowana.
- Minęło już pięć tygodni… - westchnął i zobaczyłam scenę, jak lekarze podchodzą by mnie odłączyć i stwierdzić zgon! Widziałam brata, który się szarpał i krzyczał że ja wciąż żyję i żeby tego nie robili. William go cały czas trzymał i próbował uspokoić. Ta scena sprawiła że zaczęłam płakać, jednak nagle poczułam szarpnięcie i wróciłam do swojego ciała!
**
Gwałtownie otworzyłam oczy i lekko się poderwałam, próbując wziąć wdech, lecz rurka mi to uniemożliwiła, więc opadłam zdenerwowana z powrotem na łóżko. Lekarz, który był przy mnie i miał wyłączyć przycisk, żeby wyłączyć maszynę aż podskoczył z przerażenia moją nagłą i gwałtowną reakcją, bo wyglądało to tak jakbym właśnie wstała ze świata żywych. Patrzyłam na nich zdziwionym wzrokiem i nie wiedziałam co się właściwe przed chwilą stało... Nie wiedziałam czemu się tak wszyscy dziwią, że się obudziłam.< Reker? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz