czwartek, 19 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Sary

Obudziło mnie tylko to, że coś spadło na podłogę niosąc za sobą niezły hałas. Leniwie otwarłem oczy i przeciągle ziewnąłem. Rozejrzałem się niepewnie po sali i poprawiłem włosy, które były w artystycznym nieładzie. Spuściłem nogi na podłogę i przetarłem jeszcze oczy by się bardziej obudzić. Spojrzałem w dół i zobaczyłem naszyjnik w kształcie serca, który od razu podniosłem. Był to jeden z tych, w którym znajdowały się zdjęcia więc upewniłem się, że nikt nie patrzy i go otworzyłem. W środku było zdjęcie rodzinne Sary więc tylko cicho westchnąłem przypominając sobie podobną fotografię znajdującą się w gabinecie mojego ojca. Jedyna różnica była taka, że my mieliśmy je w ramce... Bez zastanowienia zerwałem się na równe nogi i podszedłem do dziewczyny, której pewnie śniły się koszmary. Zapiąłem jej z powrotem naszyjnik na szyi na co się uspokoiła. Lekko się uśmiechnąłem, ale nie miałem już zamiaru spać. Poszedłem do swojego pokoju i po raz pierwszy od bardzo dawna zdjąłem ciężkie, czarne glany i ubrałem buty sportowe a na prawą rękę założyłem czerwoną rękawiczkę, mundur jednak zostawiłem, bo nic nigdy nie wiadomo i poszedłem znowu na dachy uprawiać parkur, ale tym razem poza mury gdzie było jeszcze większe pole do popisu. Nie zauważony wyszedłem tylną bramą i udałem się w głąb upadłego miasta...
****
Będąc już nie mal w samym centrum zauważyłem budynek, po którym nawet łatwo było się wdrapać więc postanowiłem zrobić to właśnie teraz, bo nie wiadomo czy będę miał taką samą drugą okazję. 
Chodziłem tu i tam i podziwiałem widoki. Pamiętałem, żeby za bardzo się nie zagalopować i nie wejść na obce terytoria. Co prawda miałem przy sobie broń, ale miałem pewną obawę co do tego by już teraz rzucać się na przeciwników. Mijałem ogromną ilość zombie, które na szczęście mnie nie widziały. W centrum miasta jak zawsze panował tłok tych nieżywych dziadostw przystanąłem na chwilę rozglądając się by określić swoje położenie. Nagle usłyszałem rozmowy z dołu więc natychmiast przybrałem postawę skradania się i przywarłem plecami do dachu. 
- Kończy się jedzenie - powiedział jakiś mężczyzna.
- Przecież wiem! Długo tak nie pociągniemy - westchnął inny.
- Może poszukamy innych ocalałych? - zapytała tym razem kobieta.
- Ta jasne! Pewnie od razu rzucą się nam do gardeł - mruknął ten pierwszy. 
- Skąd wiesz?! Może są na tym świecie jeszcze ci dobrzy! - krzyknęła zła.
- Emily ty nadal w to wierzysz? - spytał drugi mężczyzna.
- Żebyś wiedział Robert! - wrzasnęła. Niepokoił mnie ton ich rozmowy a na dodatek samo miejsce. Zombie przyciągane są jak magnez przez najmniejsze zaszeleszczenie liści a co dopiero krzyki. Zastanawiałem się czy może się nie ujawnić, ale sam nie wiedziałem jak są uzbrojeni więc pomimo chęci pomocy postanowiłem zawrócić. Kiedy byłem już niemal na końcu dachu i miałem skoczyć na następny ktoś przytrzymał mnie za ramię.
- Kim jesteś? - padło pytanie.
- Duchem - odpowiedziałem wyszarpując mu się i uderzając z kopa w brzuch. Sprawa nabrała dynamicznego obrotu, zwiększyłem tępo wszystkich "akrobacji" żeby jak najszybciej znaleźć się w okolicach wieży. Nie chciałem ich atakować więc nawet nie pokazywałem broni jednak oni byli bardziej wnerwiający niż myślałem! Dwa razy do mnie strzelili, ale najwidoczniej nie byli szkoleni, bo chybili. Niestety w pewnym momencie droga momentalnie mi się urwała a najbliższy budynek był oddalony chyba o 10 metrów! Spojrzałem w dół a potem na typa co mnie gonił i wybrałem bez żadnych sprzeciwów twardą ziemię. Upadłem na worki po śmieciach więc jako tako nic mi się nie stało. Gdy próbowałem uciec znalazłem się w ślepej uliczce i jak na złość nie udało mi się uciec.
- Ręce do góry! - krzyknęła ta cała Emily, była ode mnie sporo młodsza więc nie zawahałem się zrobić kroku do przodu i wyciągnąć swojej broni.
- Zabawne - stwierdziłem - Lepiej odstaw to, bo się pokaleczysz - dodałem po chwili.

<Sara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz