czwartek, 19 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Tamary

- Widać, że jesteście ze sobą zżyci - stwierdził Wiliam na co się lekko uśmiechnąłem, ale pokręciłem twierdząco głową na znak, że się zgadzam. Mężczyzna rozmawiał ze mną jeszcze przez jakiś czas, ale ja odpowiadałem mu tylko gestami. Można powiedzieć, że nie czułem się dzisiaj na siłach by gadać bez przerwy co najwidoczniej zauważył i nie pytał o bardzo skomplikowane sprawy na co się cieszyłem. Kiedy zawołał go lekarz oczy same mi się już zamykały więc postanowiłem nie sprzeciwiać się swojemu organizmowi i podążyć za jego oczekiwaniami. Śniło mi się, że jestem na misji. Biały karabin snajperski M-200 błyszczy mi w rękach i co jakiś czas można usłyszeć jego szczęk gdy uderza o mundur. Dookoła sypie grubymi płatami śnieg a ja jestem taki młody! Mam może z piętnaście lat jak nie mniej i chodzę w lesie iglastym. Zero skradania się tylko proste, zwyczajne kroki i rozbiegany wzrok. Nagle podbiegam do przewalonego drzewa i się za nim chowam... Ustawiam odpowiednio broń i nagle oddaje strzał, ale trafiam w samego siebie i zalewam się krwią. Nie wiedziałem o co w tym śnie chodzi, zacząłem się wycofywać i biec gdzieś na oślep, lecz gdzie nie poszedłem po paru krokach znowu byłem w tym samym miejscu widząc swoje martwe już prawie ciało. Chciałem się obudzić! Jak ja tego bardzo chciałem! Usiadłem pod jedną z sosen i przyciągnąłem kolana pod brodę zakrywając sobie rękami twarz. Miałem nadzieję, że zaraz to wszystko minie i obudzę się na medycznym przy swojej śpiącej jak aniołek siostrzyczce jednak gdy minęło parę minut nic się nie stało. Nie mogłem już wytrzymać więc do "siebie" i odwróciłem ciało na plecy i nagle wszystko zniknęło. Znalazłem się na korytarzu przed salą medyczną, ale po za swoim ciałem. Byłem innymi słowy duchem będącym rozdzielonym pomiędzy dwoma światami. Stałem jednak na korytarzu co mnie nieco zbiło z tropu więc postanowiłem wejść na oddział i gdy byłem już przy sobie zobaczyłem, że mnie reanimują. Byłem tak załamany, że osunąłem się po ścianie myśląc, że to kontynuacja tego porąbanego snu.
- Nie poddawaj się dasz radę - mówił co po chwile lekarz. Robiłem to, ale coś mi nie szło, bo na monitorze EKG nie podskoczyła nawet mała kreseczka. Pocieszałem się tylko faktem, że moja siostra śpi twardym snem i nie musi tego oglądać. Nie wiem ile to trwało, ale gdy na oddziale pojawił się Wiliam lekarze przerwali na co się wystraszyłem i już wiedziałem co jest grane.
- Ej! Róbcie to dalej zaraz odżyję - krzyknąłem, ale nikt mnie nie usłyszał.
- Zapisz godzinę zgonu 2.45 - westchnął i posłał założycielowi współczujące spojrzenie. Zakryto mi twarz a pierwszy się załamał. Oczy mu się zaszkliły co było bardzo dobrze widoczne z mojego punktu widzenia. Sam się poryczałem i nie wiedziałem dlaczego nadal tu jestem. Nie chciałem umierać, nie tak wcześnie, nie teraz. Podszedłem do swojego ciała i zacząłem je szturchać i na siebie krzyczeć, że mam się obudzić. Kiedy stwierdziłem, że to na nic spojrzałem na monitor EKG na którym pojawiła się mała kreska, która ciągle ciągnęła moje życie! Klatka piersiowa też się jeszcze bardzo wolno unosiła i opadała co oznaczało, że jest jeszcze szansa na to, żebym wrócił. Nie wiedziałem co mam zrobić i nerwowo kręciłem się w te i z powrotem błagając o swoje marne życie. Po dwudziestu minutach jak na zawołanie znalazłem się z powrotem w swoim ciele, ale byłem w swoich myślach mówiąc ciągle jedno słowo "Błagam"...

<Tamara? Nie zabijaj mnie xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz