- Chodzi Ci o matkę, która mnie tłukła i zostawiła w sierocińcu jak śmiecia?! A może ojciec, który był tchórzem i zostawił moją matkę i mnie jak tchórz?! Tak masz racje! Jako bachor miałam cudowne szczęście! Wręcz zajebis*e! - Warknęłam wściekła na co zmierzył mnie wzrokiem – Co zatkało?! A no tak…. Ty przecież nie wiesz kim jestem prawda? - spytałam siego retorycznie patrząc na niego – Twoja popierdolo*a matka Ci nie powiedziała prawdy? Spytam na co chciał mnie uderzyć wściekły, lecz ja uniknęłam jego ciosu i kopnęłam go w czułe miejsce; A mianowicie między nogi, przez co jęknął i upadł na ziemię, łapiąc się za swoje klejnoty i klnąc na mnie. To była moja szansa! Przeskoczyłam nad nim, zabrałam mu małą broń i spojrzałam jeszcze na niego mówiąc:
- Pogadaj z tą suką! A może dowiesz się prawdy! - powiedziałam patrząc na niego nienawistnym spojrzeniem - Rekerze Blackfrey… - dodałam jeszcze na co się zdziwił – Spytaj swoja matkę o niejaką Megan Retford! Będzie wiedziała o co chodzi… A! I pozdrów ją ode mnie! Zapłaci za to co mi zrobiła! - powiedziałam na koniec i wyskoczyłam przez okno kradnąc mu broń. Szkoda że nie mogłam dłużnej patrzeć na jego minę, gdy kopnęłam go w przyrodzenie! Była bezcenna.
**
No! Łup miałam niezły! Glocka 17 i jeszcze inną spluwę! Plus jeszcze dwa pełne magazynki! Może mi się dzisiaj poszczęściło? Co prawda trochę byłam zła na siebie, że skrzywdziłam tak swojego brata, ale z drugiej strony, to on zaczął! Ponadto wtedy zabrał by mnie o niewoli do Duchów i pewnie by zabił… Nie wiedziałam zbyt dużo o obozie Śmierci, ale pewnie na torturach byłam pewnie powiedziała to co chcą usłyszeć. Nawet wolałabym nie myśleć o tym jak tam mogło być! Byłam w swoim domy na terytorium śmierci i oglądałam swoje łupy z uśmiechem.
**
Patrolowałam sama z siebie tereny śmierci i trochę terytorium duchów. Minęły trzy dni od mojego ostatniego spotkania z kochanym braciszkiem! Zaklęłam na to, bo byłam wściekłą że wszyscy traktują mnie jak jakiegoś śmiecia! Biegłam po ośnieżonych i śliskich dachach,co jakiś czas się ślizgając i o mało nie upadając na ziemię, co skończyłoby się albo śmiercią, albo poważnymi obrażeniami. W pewnym momencie zobaczyłam dym na terytorium Duchów, co mnie zaciekawiło. Pobiegłam tam i po pięciu minutach zobaczyłam płonący żywym ogniem budynek, podpalony przez Trupy. Śmiali się i widziałam jak uciekają w stronę swoich terenów. Przyjrzałam się oknom budynku, w których już nie było żadnych szyb. Zobaczyłam, że ktoś się tam rusza! Niewiele myśląc, wskoczyłam do płonącego budynku, zakrywając sobie usta chustą, żeby nie wdychać tyle dumy do płuc. Po około ośmiu minutach, zobaczyłam chłopca lezącego za ziemi. Był nieprzytomny i wyglądał na około dwanaście lat. Sprawdziłam puls a gdy wyczułam, że serce wciąż pracuje, wzięłam go na ręce i wyniosłam z budynku. Nie byłam taka, by skazywać ludzi na śmierć… Nie byłam potworem! Wyniosłam chłopca a zewnątrz i położyłam go na śniegu. Zobaczyłam jakiś koc leżący koło jednego z budynków, więc go nim przykryłam. Ciężko mi się oddychało. Nawdychałam się za dużo dymu. Czułam się obserwowana, lecz nikogo, ani niczego nie zobaczyłam, mimo intensywnego rozglądania się. Nagle w oddali usłyszałam końskie kopyta! Zrozumiałam że Duchy są blisko… Szybko wskoczyłam na dach i zaczęłam się oddalać w stronę swojego domu. Wiedziałam że chłopiec jest bezpieczny, więc nie martwiłam się o jego stan. Biegłam dalej i zastanawiałam się czy to uczucie obserwowania, które czułam wtedy na sobie, było uzasadnione, czy po prosu mi się zdawało… Miałam nadzieję, że nie był to nikt ze Śmierci, czy Trupów.
< Reker? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz