piątek, 20 stycznia 2017

Od Tamary cd. Jackoba

- Skoro tak… - westchnęłam masując ranną rękę – Mimo wszystko dzięki – rzuciłam tylko i pogoniłam konia. Dni mijały dość szybko, lecz zdarzały się i te, które były strasznie długie i męczące. Starałam się unikać Jackoba, bo to dziwne uczucie przy nim wracało, a serce przyspieszało. Wybierałam więc dłuższe drogi po wieży, mimo wszystko widziałam go kiedy chodziłam na stołówkę ze swoim bratem. Byłam wtedy spięta i mało pewna siebie. I jeszcze siedziałam obok niego! Poruszanie rannej ręki sprawiało mi trudność, więc poszłam na medyczny żeby się upewnić czy aby na pewno nic poważnego się nie stało… Lekarze prześwietlili mi rękę ale na szczęście nie wykryli złamania! Powiedzieli że to tylko zwykłe stłuczenie, więc dali mi jakąś maść na rękę i ją zabandażowali.
**
Eh… Minęły dwa miesiące od mojego przybycia do wieży. Matka Rekera próbowała mnie dwa razy zabić, nie mówiąc o bracie. Czułam się temu winna, że brat cierpi przeze mnie! Czułam się tylko jednym i wielkim kłopotem… Sprawę pogorszyło zdarzenie, kiedy brat stracił pamięć. I co najgorsza mnie nie pamiętał, a jego matka tylko zacierała rączki z zadowolenia. Czułam się znowu samotna tak jak kiedyś, a słowa brata wbiły mi nóż w serce. Wyszłam z medycznego, zostawiając Dereka i Jackoba z nim. Ja już nie miałam siły…
To mnie przerastało, więc zaszyłam się w swoim pokoju. Płakałam cicho skulona i wtedy stało się coś niespodziewanego, bo Jackob do mnie przyszedł zmartwiony. Przytulił mnie do siebie, co było dla mnie kolejnym szokiem, lecz miłym i kojącym. Po raz pierwszy się go nie bałam, tylko serce waliło mi przy nim jak młot. Słuchałam jego bicia serca, co sprawiało że to jeszcze bardziej koiło moje nerwy, wywołane przez smutek i płacz. Zasnęłam w jego objęciach, lecz się przed tym nie broniłam.
**
Po prawie trzech tygodniach, wraz z bratem wkroczyłam na terytorium Duchów ponownie. Brat przypomniał sobie że jestem jego siostrą i odzyskał całkowicie pamięć. Szukał mnie wiele dni i znalazł, daleko na ziemiach niczyich. W centrum miejsca gdzie się wychowywałam przez kilka lat. Szalała zamieć a my nie mieliśmy już sił, jednak znaleźli nas przyjaciele. Gdyby nie oni, to pewnie oboje bylibyśmy już martwi! Nie wiem skąd Jackob wziął tyle siły, ale przerzucił mnie na swojego konia i objął mnie lewą ręką, a drugą prowadząc konia. Brat i ja zostaliśmy przykryci kocami, bo byliśmy mocno wyziębieni. Resztkami świadomości, przy zamkniętych oczach, wtuliłam się w Jackoba, na co się lekko spiął chwilę, lecz zaraz się uspokoił a ja zasnęłam.

< Jackob? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz