piątek, 20 stycznia 2017

Od Sary cd. Reker’a

Siedziałam razem z siostrą i ojcem w naszym mieszkaniu, kiedy przyszedł zdenerwowany William.
- Znowu to zrobił! - warknął zły.
- Znowu uciekł?! Jak?! - spytał zdziwiony.
- Jeden z żołnierzy mu pomógł, bo nie ostrzegliśmy go, że ma nie odwiązywać Rekera i teraz znowu zwiał! - powiedział wściekły.
- Pewnie znowu łazi po dachach – westchnął i wstał, ja z siostrą poszłyśmy za nimi. I akurat zobaczyłam „latającego” chłopaka po dachach. Westchnęłam na to.
- Reker złaź! - krzyknął wściekły William, lecz on tylko machnął na to ręką i wskoczył dalej na wyższy budynek. Widziałam jak się zaszył na 64 metrowym budynku.
- I co teraz? - Spytał mój ojciec.
- Trzeba go jakoś sprowadzić! - powiedział zdenerwowany pierwszy.
- Sprowadzę go! - powiedziałam nagle na co wytrzeszczyli oczy.
- Nie ma mowy! To za wysoko! - powiedział przerażony ojciec.
- Tato… - zaczęłam – Skakałam z wysokości 87 metrów nad ziemią! Dla mnie taka wysokość to spacerek – powiedziałam spokojnie, jakbym mówiła o pogodzie. Wyraźnie pobledli gdy usłyszeli po jakiej wysokości już chodziłam – 64 metry to nie tak wysoko… - westchnęłam i ruszyłam biegiem na budynek. Po chwili byłam już na 15 metrach i musiałam przeskoczyć do następnego budynku z którego była dość duża odległość, lecz jakoś przeskoczyłam.

Biegłam dalej, lecz nagle zauważyłam, że aby wejść na większy budynek, muszę znowu wskoczyć na jakiś mniejszy co mnie zdenerwowało, lecz zwinnie przeskoczyłam na dach mniejszego budynku,robiąc salto w powietrzu.

Inni żołnierze l na mnie z niedowierzaniem i strachem w oczach, lecz ja się nie bałam, bo nie myślałam o wysokości na której skaczę. Biegłam dalej i zbliżałam się do budynku na którym był Reker. Zaczęłam iść blisko krawędzi dachu, co było trudne, zważywszy ze droga często się urywała ale biegłam dalej.

W końcu wspięłam się na 64 – metrowy budynek i znalazłam się obok chłopaka, który nie był zadowolony moim widokiem.
- Wysłali Cię tu po mnie? Jeśli tak, to powiedz im że nie zejdę! - warknął w moją stronę.
- Dlaczego musisz być taki dziecinny! - westchnęłam – Oni się tylko martwią… Ponadto przyszłam tutaj sama – westchnęłam stając obok niego. Nic nie odpowiedział, więc się domyśliłam że strzelił focha.
- Reker… - zaczęłam – Zejdź! Myślisz że robisz innym na złość a tak naprawdę sam sobie szkodzisz! - próbowałam mu przemówić do rozsądku.
- Nie chrzań! Teraz stoisz po ich stronie?! - warknął zły.
- Nie mówię Ci tego na złość! - warknęłam teraz – Wiesz ze w głębi duszy mówię prawdę! - powiedziałam stanowczo i spojrzałam mu w oczy. Szybko jednak odwrócił wzrok i dodał jeszcze:
- Spadaj stąd! - warknął, na co westchnęłam znowu.
- Dobrze… Już mnie nie ma! Siedź sobie tutaj, marznij i głoduj – dodałam jeszcze i zaczęłam schodzić na dół. Obrałam tym razem „łatwiejszą” drogę i zaczęłam zeskakiwać na inne budynki, które były moi zdaniem lepsze do schodzenia. Szybko zeszłam na wysokość 49 metrów, lecz w pewnym momencie, kiedy stanęłam nogą na krawędzi dachu żeby się odbić, nagle grunt usunął mi się spod nóg i prawie zleciałam na ziemię! Złapałam się rękami o „resztki” dachu, lecz nie miałam po tej stronie budynku żadnego „punktu zaczepienia”. Wisiałam 49 metrów nad ziemią i nie mogłam się podciągnąć, bo ranna ręka dała o sobie znać. W końcu się puściłam, bo ból w ręce był nie do zniesienia i paraliżował mi cały kręgosłup… Z dołu słysząłam przerażone krzyki ojca.
- Sara!!! Trzymaj się!!! Trzymaj się!!! - krzyczał, lecz ja nie miałam tyle sił. Mięśnie były zbyt uszkodzone! Na jednym ramieniu szwy, które zaczęły puszczać i zaczęła lać mi się krew po ciele, a druga była totalnie do niczego po chyba naderwałam albo zerwałam sobie ścięgno… Wisiałam na jednej ręce, lecz starałam się podciągnąć. Lecz nie miałam takiej siły żeby wspiąć się po takich ranach, jakie odniosłam. Całe życie zaczęło przelatywać mi przed oczami! Jeśli teraz się puszczę to umrę szybko, lecz wiedziałam że będę czuła to uderzenie. I wiszę tu przez to, że chciałam pomóc temu głupkowi! Teraz czeka mnie pewna śmierć… Powoli ręka zaczęła puszczać, a dach zaczął się coraz bardziej „kruszyć”. Wiedziałam że zaraz puści część którą tak usilnie trzymam jeszcze w miarę sprawną ręką. To koniec! - przeszło mi przez myśl i właśnie wtedy fragment, którego się trzymałam puścił! A ja zaczęłam widzieć wszystko w zwolnionym tempie, jak zaczynam spadać… Kiedy już myślałam że umrę, nagle ktoś złapał mnie za rękę i jak się okazało to był Reker.

< Reker? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz