niedziela, 29 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Will'a

Gdy byłem mały ciemny las wydawał mi się przerażając i wręcz odpychający, ale teraz... teraz traktowałem taki widok jak najlepszego przyjaciela. Chociaż była zima i nagie drzewa nie mogły mnie uraczyć nawet najmniejszym zielonym listkiem to i tak cieszyłem się, że potrafią przetrwać taki ziąb i chociaż w części odrodzić się na wiosnę dając znak, że będą jeszcze żyć przez ten rok. Wiatr wył radośnie niczym wilk do księżyca co jeszcze bardziej mnie uspokajało i wyciszało. Gdzieś w środku tego buszu postanowiłem przeczekać noc, i na parę minut przymknąłem zmęczone powieki, ale nie zasnąłem, zachowywałem cały czas czujność dzikiego zwierzęcia. W prawej dłoni nieustannie ściskałem Jaskółkę, którą byłem gotów zastrzelić wszystko co zbliży się do mnie w promieniu pięciu metrów...
****
Ruszyłem biegiem kiedy zaczynało już świtać. Po takim odpoczynku (chodź nie był on najwygodniejszy) ciało odzyskało swoje siły i mogłem biegać kilometrami. Coraz bardziej zaczynałem błądzić w tym gąszczu umierających krzaków co jednak i tak trzymało moje nerwy na wodzy. Dziwiłem się, że Wiliam nie wysłał jeszcze za mną tropiących którzy odnaleźli by mnie w nocy, bo jakoś super, specjalnie się nie schowałem. Nie wiedząc jak dojść do pokazanego mi przez wilka miejsca zacząłem z nudów kopać w zaspy śnieżne, które przede mną śmiesznie tryskały. Przez takie postępowanie niemal wlazłem w pułapkę na niedźwiedzia na co aż zadrżałem na myśl, że to żelastwo mogło wbić mi się w nogę! Nachyliłem się nad morderczym narzędziem i rozpoznałem, że nie należy to ani do Przemytników ani do Duchów a nasi wrogowie nie polują na zwierzynę. Wmówiłem sobie, że zobaczenie tego to czysty przypadek i ruszyłem dalej w świetnym nastroju, w między czasie wyciągnąłem papierosa. Szary dym wydostawał się z moich ust co jakiś czas "zaznaczając" moją obecność w ty brutalnym świecie. Wyszło tak, że znalazłem się na jakimś wzniesieniu, z którego ładnie było widać dalszą okolicę.
- Czyli zostajemy na dłużej - zaśmiałem się przykładając do oczu lornetkę taktyczną. Czułem się jak dziecko, które przeżywało swoją pierwszą wycieczkę do zwykłego lasu no, ale cóż nie zawsze założyciel daje mi tyle luzu. Dają to trzeba brać a jak nie to brać i uciekać!
****
Zrobiło się już grubo po południu a ja zacząłem odczuwać ból brzucha spowodowany brakiem żywności co zignorowałem i połknąłem tylko tabletki co mogło pogorszyć mój stan, ale jak na razie wszystko puściło i mogłem dalej wędrować. Następny trzy dni minęły na tym samym, ale czwartego postanowiłem już powoli wracać, nogi mi się plątały i byłem strasznie słaby... Po raz pierwszy chciałem wpaść na tropiących, ale było to na nic... Może o mnie zapomnieli? Naprawdę nikt się nie domyślił? Zacząłem wmawiać sobie najczarniejsze myśli i gdy już byłem 30 metrów od wyjścia z lasu padłem jak długi i się poddałem... I na co ci to było durniu? - zapytałem sam siebie w myślach. Zacisnąłem delikatnie pięści na śniegu co i tak mi nic nie pomogło. 
- Głupi jestem - mruknąłem pod nosem kuląc się z zimna.

<Will? :3 On się już poddał ;c> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz