poniedziałek, 23 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Will'a

Kiedy ustawiłem się na stanowisku wszyscy odsunęli się na bezpieczną odległość i obserwowali mój każdy ruch co bez porządnego wyciszenia nieźle rozpraszało. Założyłem okulary ochronne i wstrzymałem oddech by zachować większą stabilność broni. Nagle się zaczęło oraz szybko skończyło wszystko na jednym wdechu coraz bardziej zaskakiwałem samego siebie! Spojrzałem na wynik wszystko w środek tak jak było to widoczne u Will'a na co lekko się uśmiechnąłem pomimo, iż znowu rana zaczęła mnie rwać, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Brawo dowódco - po chwalił mnie Jackob.
- Bywało lepiej - stwierdziłem patrząc cały czas na wynik - Ostatnio się ponoć opierniczam - mruknąłem niesłyszalnie - Kto głodny? - zapytałem na co wszyscy oprócz blondyna wybiegli ze strzelnicy rzucając się w stronę stołówki. - Przez jakiś czas będą się na ciebie gapić, bo chcą cię ocenić - wytłumaczyłem mu.
- To trochę irytuje - przyznał otwarcie.
- Wiem też tego nie lubię. Ojciec sporo cię nauczył - zmieniłem temat by rozluźnić atmosferę.
- To prawda, widzę, że ty też brałeś sporo lekcji. Nie każdy potrafi zestrzelić tyle celi na jednym wdechu - rzekł spoglądając na wynik, który nadal się pokazywał.
- Szkoła o profilu wojskowym ucząca jedynie snajperów i saperów oraz solidne nauki ojca. W sumie to tylko dzięki niemu się tyle nauczyłem - westchnąłem.
- Przedstawisz mi go kiedyś? - zapytał nagle, gdy byliśmy już blisko stołówki.
- Kiedyś na pewno - uśmiechnąłem się lekko. - To nasz stolik nie krępuj się jedz ile chcesz - dodałem usadzając go na moim własnym miejscu - Idę nadrabiać dokumentacje nie przestraszcie go zbytnio i wybierzcie mu jakiegoś konia - dodałem odchodząc. W pokoju schowałem broń i wziąłem do rąk laptopa, na którym zacząłem uzupełniać dwa raporty. Nie były one jakoś wielce trudne więc szybko się z nimi uporałem i zaniosłem wszystko na pendrivie Wiliamowi, którego na moje szczęście nie było w gabinecie. Przechodząc obok Sama, który rozmawiał z Richardem czyli dowódcą drużyny STONE zahaczyłem  o jego mundur co spowodowało, że lekko stracił równowagę i prawie upadł na ziemię.
- Patrz jak łazisz! - warknął Sam.
- Patrz gdzie stoisz - mruknąłem krzyżując ręce na piersi.
- Przestańcie się kłócić nie mamy po osiem lat - westchnął Richard.
- No dalej Blackfrey pokaż mi jaki jesteś silny - podpuszczał mnie.
- Jak skorzystać z treningu to zapraszam na salę treningową - prychnąłem na co on złapał mnie za rękaw munduru.
- To chodź - zachęcał mnie.
- Chętnie - stwierdziłem wyszarpując się z jego ucisku i prowadząc na salę. Nie powinienem ćwiczyć samoobrony jeszcze z dobre pięć dni no, ale jeśli napatoczy ci się taki idiota jakim jest Sam Fersis to nie masz wyjścia. Jeason właśnie przygotowywał swoich uczniów do nauczenia nowej taktyki - Możemy przeszkodzić? - zapytałem mężczyznę na co skinął głową, ale nie był tym zachwycony.
- Tylko nie płacz Blackfrey - wysyczał mi do ucha i stanęliśmy na przeciwko siebie. Ruszył pierwszy co było błędem, złapałem go za przedramię i przygniotłem do ziemi butem.
- Chcesz jeszcze? - zapytałem znudzony.
- Co to ma być?! Walcz jak dowódca! - krzyknął podnosząc się na co rzuciłem nim teraz o materac.
- Mi tam obojętnie czy będziesz na medycznym dzień czy miesiąc - rzekłem zachowując spokój. Wylądował na ścianach tyle razy, że już prawie nie mógł ustać na nogach co mnie nie dziwiło. Miałem w sobie serce więc chciałem pomóc mu wstać. Było już po zakończeniu walki więc nie martwiłem się niczym wyciągając rękę ten cham złapał mnie za ranę. Wiedział, że tam jest więc widząc, iż powstrzymuję się od grymasu bólu cicho się zaśmiał.
- Boli nie? - zachichotał - Poddaj się, bo inaczej rozerwie ci szwy - dodał po chwili.
- W twoich snach - warknąłem a on dopiął swego. Ledwo powstrzymałem się od jęku a on szybko wstał i wyszedł obijając się o ściany. W takich chwilach dziękuję za to, że noszę mundur. Od razu udałem się do siebie i sam zaszyłem sobie od nowa ranę i owinąłem ją bandażem. Co prawda nie wyglądała już tak pięknie i ładnie jak zrobili to na medycznym, ale wszystko chodź w połowie wróciło do normy. Następną część dnia spędziłem na rozrysowywaniu planu misji na niedawno zamontowanej w naszej sali spotkań tablicy. Ułatwiało to wiele rysunek można było wykonać wiele razy przy czym zmazywać nie potrzebne albo błędne współrzędne oraz wszyscy widzieli wszystko i nie musiałem co po chwilę machać kartką nad swoją głową. Nagle rozległo się pukanie do drzwi na co się zdziwiłem. - Wejść! - krzyknąłem przyjaźnie.

<Will? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz