Zaszyłem się na najwyższym budynku perfekcyjnie się maskując, cóż odnowione białe mundury nie należały do najwygodniejszych, ale do kamuflowania były idealne. Rozstawiłem jaskółkę i zacząłem rozglądać się bystrym wzrokiem po terenie. Reszta drużyny rozbiła się na dwie pomniejsze grupki. Grupą A dowodził Derek a B Jackob, cały czas mieliśmy kontakt radiowy więc nie mieliśmy najmniejszych obaw co do ataku na nas. Nagle do moich uszu dotarł wystrzał broni i zobaczyłem, że jakaś kobieta postrzeliła Lukasa. Wiedziałem, że za nie jedną babą stoi sam szatan, ale postanowiłem jej nie zabijać, bo miała przy sobie jakieś dziecko więc posądziłem, że może być matką. Moim celem okazał się jakiś chłopka chyba w moim wieku. Instynkt snajperski kazał mi od razu pociągnąć za spust i trafiłem mu idealnie w klatkę piersiową, lecz nie w serce! Nie wiedziałem kim są więc zrobiłem wszystko tak, żeby dało się go jeszcze odratować. Nie ruszyłem się jednak z myślą, iż drużyna sama upora się z tym kłopotem.
- Kod 149 - westchnął przez krótkofalówkę Jackob na co "zwinąłem" swój sprzęt i przerzuciwszy snajperkę przez ramię zlazłem wykorzystując parkur z budynku. Nikt mnie nawet nie zauważył i zaszedłem to całe zbiorowisko od tyłu i stając za obcymi nam ludźmi.
- O co chodzi? - zapytałem na co nieznajomi odwrócili do nas głowy. Zobaczyłem glocka 19 w rękach kobiety na co machnąłem ręką.
- Czego chcecie?! - krzyknął krwawiący chłopak.
- Kim jesteście? Podajcie obóz - mówiłem spokojnie.
- Jaki obóz?! O czym wy chrzanicie?! - zdziwił się.
- Dobra czyli nie wiecie sytuacji politycznej to wszystko wyjaśnia... Mike zajmij się nim, żeby się nie wykrwawił. Dave, Derek sprowadźcie konie. Jackob zajmij się paniami - rozdzieliłem obowiązki.
- Zaraz, zaraz czemu nam pomagacie? - mówił coraz słabiej.
- Obóz Duchów pomagamy wszystkim przetrwałym nie ma się czego obawiać - skończyłem tłumaczyć a blondyn zemdlał. Wszyscy byli zajęci swoimi obowiązkami i siedzieli w budynkach a ja stałem jak idiota i patrzyłem się w niebo, z którego zaczął prószyć śnieg. Byłem dzisiaj bez maski co nawet zaskoczyło samego siebie. Kiedy zrobiło mi się już zimniej wszedłem do budynku i usiadłem się w koncie obserwując z daleka to całe zbiorowisko. Dystans, zachowaj dystans - myślałem, ale jak dało się to zrobić kiedy zachęcano mnie do rozmowy? Kobieta się nieco rozluźniła więc sądziłem, że zyskaliśmy chodź trochę jej zaufania. Wytłumaczyliśmy jej i tej małej obecną sytuację, oczywiście daliśmy im coś ciepłego do picia oraz do zjedzenia, by nie padły z głodu. Postanowiliśmy spędzić tu noc, ale i tak w ogóle nie spałem... Kiedy był środek nocy nagle zerwałem się na równe nogi co zdziwiło wszystkich.
- Gdzie idziesz? - zapytał Derek.
- Snajper nigdy nie śpi - mruknąłem i opuściłem budynek. Wspiąłem się tym razem na inny dach, z którego miałem dobry widok na wejście do naszego lokum gdzie nocowali. Snajperka była cały czas gotowa do wystrzału w razie nadejścia wroga, ale wątpiłem, że tak głęboko na naszych terenach znajdą się wrogowie...
<Will? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz