- Nie kłam! Zawstydziłeś się! - podał sensowny argument.
- No dobra byłem zazdrosny zadowoleni? - westchnąłem ruszając z niedowierzaniem głową.
- Jasne! Ja też mogę cię zlać? - zapytał śmiejąc się Jackob.
- Pomyślimy o tym - mruknąłem krzyżując ręce na piersi i podchodząc do konia. - No dalej ona nie gryzie - stwierdziłem podając siostrze wodzę Santa Marii.
- Nie przyjechałeś na Persefonie? - zdziwiła się.
- Nie marudź już - westchnąłem pakując ja siłą na konia - Santa Maria do domu - rzekłem klaczy na ucho co zrozumiała i pognała przed siebie.
- A ty? - zdziwił się Jackob.
- Idę pieszo - powiedziałem udając zadowolonego.
- Nie ma bata - mruknął próbując wciągnąć mnie na siwego ogiera.
- Książę do wieży Jackob jest ranny - uratowałem się mówiąc do konia, który zerwał się nagle i ruszył galopem do bazy. Jeśli chodziło o Jackoba, Książę zawsze dbał o niego i wystarczyło powiedzieć, że chłopak jest ranny a już go nie było. Szedłem powoli kopiąc co jakiś czas glanami w biały śnieg, który wesoło skrzypiał pod nimi. O dziwo nie trząsłem się z zimna co było wielkim sukcesem. Do bram doszedłem jakieś piętnaście minut po nich i nie zwracając na nikogo uwagi poszedłem do swojego pokoju kładąc się i przykrywając kołdrą na łóżku. Poszedłem od razu spać, bo byłem strasznie wycieńczony i bolał mnie jeszcze tyłek od kopnięcia przez siostrę, chodziło bardziej o uderzenie paskiem, ale nie narzekam jak dla mnie to bomba, że wystarczyło jej tylko takie coś. Ojciec chciał pogadać, ale skutecznie go zablokowałem nie dając mu tej możliwości, to co w tedy zobaczyłem w jego oczach mnie dobiło. Po raz pierwszy od bardzo dawno on się na mnie zawiódł co sprawiło, że wbito mi nóż w serce. Postanowiłem z nim nie gadać by więcej razy go nie zawieść i uznawałem to za słuszną decyzję. Czeka mnie jeszcze lanie od Jackoba, ciekawe czy zachowa się jak sadysta...
<Tamara? Pohamujesz Jackoba? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz