Kazanie było dzisiaj wyjątkowo krótkie co mnie ucieszyło. Przyzwyczaiłem się już co prawda do jego "wyzywania" ale zawsze mnie to nudziło i mało kiedy się tym przejmowałem. Później czas spędziłem na treningu i wypełnianiu dokumentów w czym to drugie nie było zachwycające. Godzina 19 od razu poinformowała mnie o kolacji więc udałem się na stołówkę. Wszyscy oczywiście się śmiali żartując z różnych rzeczy dziejących się w wieży albo na misjach. Szukałem wzrokiem siostry, której nigdzie nie było widać. Zacząłem się martwić, ale tego na szczęście nikt nie zauważył. Gdy wybiła godzina 19.50 nie wytrzymałem już czekania na nią i wstałem z miejsca.
- Gdzie idziesz? - zapytał zdziwiony Jackob.
- Muszę się przewietrzyć - odpowiedziałem mu kłamstwem i wyszedłem ze stołówki. Szybko znalazłem w rejestrze akt gdzie zamieszkuje moja siostra. Czasami jeden zwinięty klucz okazuje się bardzo pożyteczny. Długo nie myśląc poszedłem sprawnym krokiem do jej pokoju i zapukałem w drzwi. Kiedy nikt mi nie odpowiedział pociągnąłem za klamkę i okazało się, że drzwi był otwarte, ale w środku nikogo nie było tylko nie posłane łóżko i butelka wody. No właśnie! Butelka wody tylko, że była nieoznakowana co wzbudziło moje wątpliwości. Odkręciłem zakrętkę i wziąłem drobny łyk, lecz zaraz się zachłysnąłem - Arszenik - rzekłem nie mogąc wypluć cieczy. Jeśli Tamara wypiła tego, aż tyle to jest źle i to bardzo - dodałem w myślach patrząc na butelkę, która była już niemal pusta. Wyrzuciłem ją do najbliższego kosza, szukałem ją niemal wszędzie i kiedy miałem już się poddać i wmawiać sobie coś typu "Może tego nie wypiła" w pamięci mrugnął mi pewnie szczegół a był nim grób ojca. Nie zastanawiając się długo zacząłem biec pośpiesznie po schodach, bo na windę o tej godzinie nawet nie myśl. Będąc już na parterze uderzył we mnie podmuch zimna, nie zabrałem z pośpiechu żadnej kurtki, ale mało się tym przejąłem. Znalazłem ją zasypaną śniegiem więc wiedziałem, że ziściły się moje przypuszczenia. Próbowałem ją ocucić, lecz moje starania były na marne. Cieszyło mnie to, że oddychała. Zabrałem ją szybko na ręce i pobiegłem na medyczny.
- Reker co się stało? - zapytał szybko jedne z lekarzy.
- Zatrutą ją arszenikiem - odpowiedziałem mu zdyszany kładąc Tamarę na łóżko.
- Skąd wiesz, że to akurat arszenik?! - niemal krzyknął i zaczął się nią zajmować.
- Sam się nim wiele razy zatrułem jak byłem w wojsku - stwierdziłem - A poza tym sam napiłem się tej wody - dodałem po chwili.
- Kładź się na drugie łóżko ty też potrzebujesz pomocy - mruknął.
- Mi nic nie jest to był tylko łyk... a poza tym muszę coś załatwić - rzekłem i opuściłem oddział wyjmując z kieszeni glocka 19. Wiedziałem kim był sprawca więc całkiem mnie już poniosło. W drodze do pokoju mojej matki na drodze stanął mi Derek i Jackob.
- Reker oddawaj broń - powiedział Derek łapiąc mnie za nadgarstek.
- Najpierw snajper, teraz otrucie co następne?! - krzyknąłem mu prosto w twarz.
- Uspokój się, bo zrobisz głupstwo - rzekł spokojnie odbierając mi pistolet.
- Właśnie Reker wszystko na spokojnie - dodał Jacob.
- Prędzej sam sobie strzelę w łeb i zobaczy co zrobiła - westchnąłem spuszczając głowę. Po jakiejś godzinie wróciłem na oddział. Dowiedziałem się, że miała płukanie żołądka oraz, że zatrucie ponoć ustąpiło. Opadłem bezsilnie na krzesło i chodź oczy zaczęły mi się kleić nie miałem zamiaru zasnąć.
<Tamara? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz