środa, 11 stycznia 2017

Od Ashleya CD Chryseis

Suka, dziwk*, szmata, zdzira i wiele innych słów pojawiło się w jego umyśle, gdy to ścierwo zdradziło go w najgorszej możliwej sytuacji.
Zatoczył się do tyłu, nadal oszołomiony niespodziewanym kopniakiem. Nie przewrócił się jedynie dlatego, że w ostatniej chwili chwycił się ściany. Szybko przetarł dłonią ranę na czole, z której powoli sączyła się krew.
Jedno musiał przyznać: dziewczyna miała krzepę. Lub twardą podeszwę.
Odwrócił się akurat na spotkanie trzem uzbrojonym po zęby mężczyznom, mierzącym do niego z karabinów. Gdyby nie fakt, że złote trio uzbrojone było we wszystko, czego potrzeba by wymordować całe miasteczko, mógłby próbować z nimi walczyć. Nawet przy pasku jednego zauważył porządnie zabezpieczone C4. Ash miał natomiast tylko parę nożyków, dwa zatrute shurikeny oraz glocka z pustym magazynkiem. Choler*?
– Na kolana i ręce za głowę – warknął mężczyzna najbardziej na przodzie, który wyglądał na przywódcę małej grupki.
Zaciskając zęby, Ashley wykonał gładko polecenie. Nienawidził, jak mu rozkazywano, ale nie był na tyle głupi by walczyć z żołnierzami. A może jednak był? W końcu przecież, gdy tylko jeden z mężczyzn podszedł by go skuć, rzucił się na niego, znaczy na jego nogi.
Facet padł jak długi zdziwiony nagłym atakiem, a jego koledzy oddali strzały w kierunku Ashleya. Co dziwne, nie celowali w głowę tylko w ramię. Najwyraźniej potrzebowali go żywego.
Dostał dwie kulki, wprawdzie jedna z nich jedynie go drasnęła, a druga przeszła na wylot przez ramię, ale to wystarczyło, by stał się bezbronny wobec żołnierzy. Znaczy, mógł walczyć, ale dawka bólu, przez którą zaklął siarczyście, przywróciła mu dawno zapomniane pokłady zdrowego rozsądku.
I wtedy zdarzył się cud. Podłoga pod facetami w mundurach się zawaliła, a złote trio spadło na parter. Towarzyszył temu okropny dźwięk wbijanie się desek w ciało.
Ash zerwał się na równe nogi, nie wierząc w szczęście, które go spotkało. Ze śmiechem spojrzał w dół na zmasakrowane ciała. Gładko zeskoczył na niższe piętro, dobijając tych, którzy jakimś cudem przeżyli.
Pierwsze, co chwycił to apteczka, przypięta do pasa jednego z mężczyzn. Szybko wykonał prowizoryczny opatrunek na ramię. Zaczął okradać żołnierzy z broni, dzięki czemu zdobył dwa nowe glocki z pełnym magazynkiem, clip pointa, tanto i dwa bowie. Świetny asortyment.
Z kpiącym uśmiechem na ustach wyszedł z budynku. Rozejrzał się wokoło i wystarczył ułamek sekundy, by zauważył niewyraźny zarys sylwetki na jednym z dalszych dachów. Całe szczęście wyparowało w jednej sekundzie, dając miejsce niezdrowej furii.
Gdy dziewczyna odwróciła się i rzuciła do ucieczki, Ashley ruszył za nią, wykorzystując swoje umiejętności związane z parkurem. Już po chwili był na dachu, pędząc za Chris. Może i biegł minimalnie szybciej, ale wszelkie przeszkody podrzucone przez kobietę, skutecznie go spowalniały. Jednak brnął w to dalej napędzany gniewem.
Przeskakiwali pomiędzy kamienicami, nieraz ledwo lądując na dachu następnej. Choć obu płuca paliły żywym ogniem, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa, nie mogli się zatrzymać. Dla dziewczyny oznaczałoby to najpewniej śmierć, natomiast dla Ashleya splamienie honoru.
Chris w końcu popełniła błąd – zeszła z dachów. Szybko ześlizgnęła się po rurze i pobiegła w las, a Kelly wprost za nią. Dzieliło ich może z dwadzieścia metrów, gdy chłopak zdecydował się rzucić bowie. Nóż gładko wbił się w łydkę dziewczyny, która runęła z krzykiem na ziemię.
Ash nie wierzył w swoje szczęście. Zatrzymał się i z podłym uśmiechem ruszył Chris, która miała tyle oleju w głowie, by nie wyjmować noża, co na pewno skazało by ją na wykrwawienie.
– I co teraz zrobisz mała dziwko? – warknął, łapiąc za włosy dziewczyny.
Nie zważając na jej protesty podniósł ją i całym swoim ciężarem przycisnął do drzewa. Swoimi nogami zablokował jej, a jedną dłonią unieruchomił jej nadgarstki przy klatce piersiowej. Spojrzał w jej oczy, w których widniał strach, zdziwienie, ale przede wszystkim determinacja.
– No wojnie wszystkie chwyty dozwolone, nie? – zaśmiał się ochryple, zakładając kosmyk blond włosów za ucho dziewczyny. Zlustrował ją bezczelnie wzrokiem, oblizując lubieżnie wargi. – Coś za coś, kochanie. Pozwolę ci przeżyć, ale najpierw wezmę coś w zamian. – Nachylił się nad uchem Chris, po czym wyszeptał wprost do niego: – Wezmę twoje ciało, kochanie.

<Chris? xd Tak dziwno wyszło, ale wierzę, że jakoś wybrniesz.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz