piątek, 20 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Sary

 - Można wiedzieć kiedy mnie wypiszą? - zapytałem Wiliama z dużym naciskiem na przedostatnie słowo.
- Zależy jak się rany będą goić - westchnął mężczyzna.
- Można jaśniej? - westchnąłem nie ukrywając złości po ostatnich wydarzeniach. Co on sobie niby myśli, że może mnie trzymać związanego na tym głupim medycznym i tak mu ucieknę za to co zrobił.
- Góra za sześć dni - odpowiedział siadając na krześle i patrząc się na Sarę i Lisę w tedy przypomniało mi się, że ja też mam dwie siostry, które nie mam pojęcia co robią.
- Jak z Tamarą i Meddy? - zadałem kolejne pytanie na co się uśmiechnął.
- Tamara odpoczywa i trenuje biegi a Meddy jest pod jej opieka albo Olivera nic się nie zmieniło - stwierdził na co skinąłem głową.
- I tak jestem zły i nie ma zmiłuj - prychnąłem i odchyliłem głowę tak by go nie widzieć. Po jakimś czasie przyszedł ojciec dziewczyn i je gdzieś zabrał a ja zostałem sam z mężczyzną. Zero kontaktu wzrokowego, żadnych słów tylko cisza przerywana co jakiś czas krokami lekarzy chodzących po korytarzu. Nie potrafiłem już wytrzymać takiego nic nie robienia więc zacząłem znowu się nerwowo kręcić i obcierać nadgarstki aż do krwi.
- Nie szarp się, bo to nic ci nie da - zirytował się nieco pierwszy.
- To mnie wreszcie rozwiąż! - warknąłem zły, ale on tylko pokręcił przecząco głową i został gdzieś wezwany. Mało się tym przejąłem i znowu zacząłem się szarpać, lecz gdy usłyszałem kroki od razu zaprzestałem i udawałem, że nic się nie działo. Obok mnie na łóżku usiadł jakiś młody żołnierz, który popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Ty jesteś ten Reker? Nieźle się wkopałeś - zaśmiał się.
- Rozwiążesz mnie? Muszę iść po lekarza, bo poraniłem sobie nadgarstki a nie chcę mieć zakażenia - westchnąłem na co mi uwierzył i odpiął pasy - Dzięki życie mi ratujesz - powiedziałem tym razem prawdę.
- Niema za co - uśmiechnął się a ja opuściłem oddział, ale nie miałem zamiaru iść po lekarza! Wyskoczyłem pierwszym lepszym oknem by znaleźć się na jakimś dachu. Szybko obrałem punkt orientacyjny i zacząłem biec w jego stronę nie przejmując się ludźmi na dole. Drugi najwyższy budynek w sferze bezpiecznej od zawsze mnie do siebie ciągnął niczym magnez i ładnie widać było z niego całą okolicę. Tym razem jednak Wiliam postarał się o jakiś ludzi na dachach, ale nie byli oni na wyższych poziomach niż 10-metrowych. Czyżby strach? - śmiałem się w duchu. Jeden z nich zaczął mnie gonić, lecz ja sprytni zacząłem mu uciekać i jego kolega nawet nie zdążył zareagować kiedy nim rzuciłem.
Oczywiście nie chciałem im zrobić zbyt dużej krzywdy więc moje ataki były delikatne w stosunku do nich by nie dostać od założycieli jeszcze większego opieprzu. Po znalezieniu się na wysokości 25 metrów nieco zwolniłem i zacząłem bardziej bawić się w tą piękną sprawę jaką jest parkur. Skoki po między budynkami urozmaicałem różnymi trikami a nie tylko zwykłym saltem.
Taki właśnie skok mógł podziwiać pierwszy i trzeci, bo akurat zauważyłem ich jak zdenerwowani chodzą po placu. Spojrzałem na nich tylko chwilowo widząc, że Wiliam coś do mnie krzyczy machnąłem na niego ręką i pobiegłem dalej by zniknąć mu z pola widzenia. Kiedy wreszcie znalazłem się na dachu mojego celu odetchnąłem z ulgą i popatrzyłem w dół. Dla niektórych krew mrozi się w żyłach a dla mnie ładny widoczek. Wyciągnąłem jedną nogę poza krawędź budynku i coś we mnie krzyknęło "Zrób to!" ale opanowałem się i się cofnąłem siadając na nim. 
- Nie zejdę do póki sami tutaj nie wejdą - mruknąłem pod nosem - Albo nie padnę z głodu - dodałem po chwili krzyżując ręce na piersi. Wiedziałem jedno Sara się nie liczyła!

<Sara? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz