- Powinien zostać aktywny przez 48 godzin jeśli nie to ma chłopak niezły organizm, żeby poradzić sobie z takimi lekami - zaśmiał się złowieszczo i wyszedł przypominając chyba sobie o czymś.
- Co mi zrobiliście?! - krzyknąłem zdyszany co mnie zaskoczyło.
- Jak to mówią nie patrz w dół - prychnął śmiechem odwracając się do mnie plecami. Oczywiście musiałem tam spojrzeć i moim oczom ukazał się rozcięty brzuch, który ciągle krwawił. Przełknąłem szybko ślinę i przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz. Zacząłem oddychać bardzo powoli jakby to coś miało dać w obecnej sytuacji...
- Pieprzony psychol - mruknąłem pod nosem.
- Wiesz zaskakujący jest fakt, że twoja dusza potrafi krzyczeć i błagać, lecz twoje ciało błaga o jeszcze.... Potrafisz to jakoś wytłumaczyć? - zapytał patrząc w karty na co pokręciłem przecząco głową - Tak sądziłem - westchnął i ustawił mi głowę w ten sposób, żebym nie mógł spojrzeć na to co robi. Czułem tylko ból i nic więcej... Tamten narkotyk nadal działał i dawał uczucie dwa razy silniejszego bolesnego uczucia. Nawet się lekko poryczałem, bo kilka łez spłynęło mi niekontrolowanie po policzku. Chciałem, żeby to wszystko się już skończył, żebym już dołączył do ojca po drugiej stronie. Wtem przypomniałem sobie, że jestem Blackfrey i nie powinienem poddawać się bez walki. Zacisnąłem zęby by się uspokoić i ustaliłem w myślach cały plan jak by go tu po wnerwiać.
- Ten twój brat Sergiej to był niezły kundel i tak właśnie zdechł jak typowy bezpański pies - zaśmiałem się przypominając sobie jego śmierć.
- Nigdy nie mów tak o moim bracie - warknął i wbił chyba skalpel głębiej.
- Będę mówił o nim co zechcę. Skończony debil, który chciał się wybić jako żołnierz, ale mu coś nie wyszło... A ty co lekarzem chciałeś zostać? - prychnąłem śmiechem.
- Byłem chirurgiem żebyś wiedział - warknął i zabrał się za szycie. Krzyczałem i jęczałem z bólu co niestety dawało mi satysfakcję. Kiedy zakończył pierwszą z wielu męczarni obrócił mnie tak żebym leżał na brzuchu i wstrzyknął mi coś pomiędzy kręgi na co gwałtownie zabrałem jak najwięcej powietrza do płuc.
- Co to było? - zapytałem ze strachem czując jak serce strasznie mi przyśpieszyło.
- Jakiś ty nie doczekany! Zaraz się przekonasz - zaśmiał się psychopatycznie i zrzucił mnie ze stołu, ściągnął też swój skórzany pas. Miałem mieszane uczucia z jednej strony ból z drugiej nie co się ze mną dzieje?! Doczołgałem się do kąta i spojrzałem w jego stronę ze wrogością - Słyszałem od brata o tobie, zachwalał cię za swoją wytrzymałość więc lanie pasem nie jest ci obce - stwierdził - Ale dzisiaj to nie będzie kara czy nauka posłuszeństwa tylko sprawdzenie naszych tajemniczych substancji - dodał chichocząc i oddając pierwsze uderzenie, które spadło na odkryte ramie. Znowu poczułem to dziwne uczucie to było coś pośrodku bólu a delikatnego dotknięcia palców, na dodatek krew trysła z niewiadomych mi przyczyn co mnie wkurzyło, że zrobiłem się ostatnio taki słaby. Kolejne, kolejne i kolejne uderzenie... zgubiłem rachubę już po 25 przy każdym towarzyszyło to dziwne uczucie a w niektórych momentach krew. Nagle usłyszałem strzały i zobaczyłem, że w sali obok pojawił się Oliver i reszta żołnierzy. Mój "lekarz" zrobił coś, że szyba zrobiła się mleczna i nie było szans mnie zauważyć, sam też wyszedł by wesprzeć swoich.
- Dobra znaleźliśmy ją! Musimy dostać się jak najszybciej do wieży by się nią zająć! - krzyknął trzeci i usłyszałem tylko ciężkie stukanie glanów.
- Tu jestem - wyszeptałem przez łzy, ale to było na nic. No cóż Rekerze Blackfrey będzie tak jak sądziłeś! Umrzesz w spokoju i nikt nic nie zauważy!
"Hold on, Holy Ghost
So long to the ones you know
Better run, here we come
It’s the day of the dead"
Zanuciłem spokojnie wtulając się w zimną jak lodowiec podłogę i próbując zasnąć. Wtem pojawiłem się po środku jakiegoś korytarza, jednak zamiast drzwi były tu dwa ogromne jakby portale. Podszedłem najpierw do niebieskiego.
- Życie u boku ojca i wszystkich zmarłych, których kochałeś niezły pomysł - stwierdził jakiś nieznajomy głos, ale się nie odezwałem. Odszedłem od niego i spojrzałem w ten drugi, który był zielony. - Wrócenie do świata żywych i życie u boku w śród obozu i naszych umarlaków też świetnie. Zastanów się bardzo dobrze - odezwał się znowu głos. Znowu stanąłem na środku i popatrzyłem w obydwie strony jeszcze raz. Życie z ojcem byłoby wspaniałe, ale moja rodzina będąca na ziemi to coś z innej beczki. - Mógłbyś się pośpieszyć? Trwa twoja reanimacja a ja nie mogę zrobić ci zmartwychwstania, bo wtedy ludzie wierzyliby w cuda... - westchnął na co skinąłem głową i wszedłem do zielonej sfery. Do taty prędzej czy później dołączę, ale tego co przeżyję na ziemi nic mi nie zwróci...
<Sara? :3 Oliver się wrócił? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz