piątek, 13 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Sary

Codziennie przez trzy bite tygodnie wyjeżdżałem sam na Santa Marii poza mury. Zaczynałem wyjazd o 4.00 a kończyłem godziną 24 czyli północą. Nikt mnie jeszcze nie zauważył jak wracałem, a co do znalezienia się za bramami zostałem zauważony tylko dwa razy, ale udawało mi się uciec bez złapania. Persefona trochę się boczyła za to, że zajmuje się koniem ojca, ale dawała się przeprosić i mi wszystko wybaczała. Dzisiaj zaspałem i obudziłem się o szóstej, biegiem znalazłem się na dole, lecz nie wyszedłem tylko przywarłem do ściany nasłuchując rozmowy Olivera i Wiliama.
- Jak to uciekła? - zdziwił się pierwszy założyciel.
- Zostawiła list i uciekła. Sara sądzi, że jestem na nią zły z powodu śmierci Samanthy - tłumaczył rozpaczając.
- Wyślemy za nią tropiących znajdą ją w mgnieniu oka - próbował go uspokoić, ale jego trudy poszły na marne. Byłem zły na tą dziewuchę! Ma świetnego ojca i siostrę czego chcieć więcej w życiu? Za to co ma ona dałbym się zabić... Muszę ją sprowadzić, bo biedny Oliver wykituje - stwierdziłem w myślach i pobiegłem w stronę stajni gdzie czekała na mnie już osiodłana gniada klacz. Szybko znalazłem się na jej grzbiecie i zdążyłem przecisnąć się na styk przez bramę. W niektórych miejscach widziałem jeszcze ślady kopyt co nieco mi pomogło. Rozglądałem się dookoła czujnym wzrokiem i po jakieś godzinie znalazłem ją. Pędziła na Figarze na północ. Zajechałem jej drogę na co ona zeskoczyła z konia i zaczęła uciekać pieszo. Złapałem ją po jakiś 45 minutach i przytrzymałem za rękę.
- Słuchaj gówniaro! Twój ojciec odchodzi od zmysłów co się z tobą dzieje i strasznie to przeżywa! Gdybym był tobą siedział bym przy ojcu i go nie opuszczał... Masz życie, którego nawet ja ci zazdroszczę a ty to marnujesz! Mój ojciec Michael Blackfrey nie żyje prze zemnie poczytaj sobie o tym trochę w aktach. Gdybyś umarła w wieży zostanie wszczęta żałoba natomiast gdyby to mi się stało nikt by nawet nie zareagował. Był i odszedł znasz to stwierdzenie? Masz wracać do wieży w tej chwili! - warknąłem na nią i ruszyłem dalej na północ. Miałem dosyć! Chciałem się znaleźć jak najdalej od wszystkiego co żyje. Tylko ja i Santa Maria wśród sypiącego z nieba śniegu... Parę łez poleciało mi z oczu spadając na grzywę klaczy, ale zdążyłem się opanować. Po jakichś dwóch godzinach znajdowałem się na ziemiach niczyich. Nie czułem chłodu i bez wahania pędziłem przed siebie. Samotny żołnierz odcięty myślami od świata to bardzo łatwy cel dla wrogów czego miałem świadomość. Jak ja nienawidzę tej całej Sary!

<Sara? Rekre jest zły xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz