wtorek, 31 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Chodź na moim ciele nie było już chyba miejsca bez rany to się nie poddawałem, ciągła hardość w oczach przerażała mojego oprawcę co mnie śmieszyło, ale nie potrafiłem się zaśmiać, nie mogłem...
- Czy ty jesteś człowiekiem? - zapytał mnie z niedowierzaniem.
- Jestem żołnierzem tego mnie uczono - wydusiłem z siebie dzięki czemu z ust popłynęło mi dużo krwi. Było ze mną jak i z moją narzeczoną krucho co widać było na pierwszy rzut oka, wiedziałem, że Wiliam już nie zdąży więc pozwalałem sobie na wiele rzeczy by jeszcze się im po naprzykrzać, cóż jak ginąć to już z honorem i godnie. Jeden z nich coś gadał, ale z jego wypowiedzi rozumiałem co drugie słowo więc nic mi się w głowie nie układało. Mnie, mnie zabijcie a ją zostawcie w spokoju! - krzyczałem w myślach, ale z mojego gardła nie mogło wydostać się żadne słowo. Spytasz dlaczego? sam nie wiem, lecz na pewno nie był to strach...
-  Oni i tak już są martwi! Zabijcie ich już… Nie są nam potrzebni, skoro nic nie gadają - warknął jeden z nich i wyszedł trzaskając za sobą głośno drzwiami. Czyli tak właśnie skończę? Kiedy zaczynałem szkołę snajperską wiedziałem, że pakuje się w niezły szajs, ale spodziewałem się innej śmierci niż strzelenie kulką w łeb... Nagle poczułem mocne szarpnięcie za włosy i poczułem lufę glocka 19 przy swojej skroni, nie bałem się i spojrzałem mojemu mordercy prosto w oczy na co się trochę zmieszał i gdy miał nacisnąć już spust i odebrać mi moje marne życie, drzwi zostały wyważone z potężnego kopniaka na co mężczyźnie broń wypadła z ręki i przestrzeliła mi po raz kolejny udo co spowodowało, że opuściłem na chwilę głowę by móc jakoś się opanować od jęku. Wycieńczonym wzrokiem rozejrzałem się po pomieszczeniu gdzie "rozgościli" się Wiliam, Oliver i kilku innych żołnierzy, nie wierzyłem i uznałem, że to głupi sen, ale kiedy blondyn zaczął mnie odwiązywać i patrzeć na mnie ze współczuciem zrozumiałem, że przyszli nas uratować.
- Cholera ile ran - rzekł wkurzony Oliver próbując znaleźć jakieś miejsce, z którego nie lała się krew, ale nie było szans go znaleźć. Słyszałem ostrzał z broni palnej, wybuch granatów i tłuczone szkło... gdzie my to do diabła jesteśmy?! Wtem ktoś podał trzeciemu założycielowi koc, którym mnie owinął i wyniósł stąd wraz za Wiliamem, który niósł Kiarę.
- Jeśli zabiliście wycofać się! - krzyknął Wiliam w stronę chłopaków z sali konferencyjnej, czyli to też był biurowiec, ale znacząco mniejszy od tego, w którym my żyjemy. Dziwiłem im się, że chcieli zająć nasze tereny skoro mieli tu też ładną fortyfikację, przecież wystarczyło tylko poprosić o sojusz i wszystko by się jakoś potoczyło. Powoli zacząłem odczuwać zimno przez co, co jakiś czas drżałem i nie było to tylko spowodowane obecną porą roku.
- Reker nie wolno ci zasnąć jasne? - powiedział Oliver przebiegając obok ogromnej szyby, która nagle rozsypała się w drobny mak, lecz na szczęście zdążyli się obrócić do niej plecami i nic się nam nie stało.
- P-os-ta-ram - wydusiłem z siebie siłą to jedno słowo i wróciłem do obserwowania zielonego to znaczy już czerwonego od krwi koca, czułem, że nie dam rady, oczy mi się już same zamykały, ale Oliver co po chwilę próbował mnie zgadywać, wypytywał o różne rzeczy imię, nazwisko, datę zaczęcia szkoły czy też inne potrzebne do przytrzymania mnie przy życiu bzdety. Chodź słowa kuły mnie jak igły to starałem mu się na wszystko odpowiadać. Kilka razy przed moją twarzą przeleciał granat, który wpadał do sąsiedniego pomieszczenia siejąc zamęt. "I poszedł na wojnę zabijać myśląc o pokoju" powiedział ktoś kiedyś, chodź mamy apokalipsę to i tak toczymy ze sobą wojnę, głupie prawda? ale prawdziwe. Wiedząc, że już długo nie nie wytrzymam spojrzałem na Olivera, który zaczął przyśpieszać. - Ojciec powiedział, że zabierze mnie kiedyś na skoki spadochronowe - zaśmiałem się cicho a z ust pociekła mi gęsta krew.
- Jak wygramy z wirusem to będę zabierał cię na takie skoki kiedy chcesz - powiedział spokojnie gdy jego prawa noga znalazła się na puszystym, białym śniegu. Lekarze od razu się nami zajęli, ale strach i ból nie chciał ode mnie uciec.
- Ich stan jest krytyczny, wykrwawią nam się w drodze! - krzyknął jeden z lekarzy.
- Dadzą radę! Tamujcie - warknął Wiliam próbując odgonić ich od takich myśli.
- Zimno mi - jęknąłem, ale oni skupili się na swojej pracy, co jakiś czas się szarpałem, bo już nie mogłem wytrzymać tego piekła. Odrzuciłem głowę do tyłu i zauważyłem, że kobiet i dzieci nie zabijali co w jakiejś części mnie pocieszało, przeżyli nawet niektórzy mężczyźni co też było dobre, ale w oczy rzuciła mi się tylko jedna kobieta z dzieckiem pytająca o swojego męża, który miał na imię jeśli dobrze słyszałem Sawarz a ja dobrze pamiętałem kim był ten drań - On nie żyje - rzekłem cicho na co kobiecie zaszkliły się oczy. - Próbował nas zabić i to nie był jego pierwsze morderstwo - jęknąłem.
- Spokojnie już nic nie mów - powiedział Oliver próbując mnie uspokoić.
- W tamtym budynku jest skrzydło medyczne, nie jesteśmy tak bardzo zaopatrzeni jak wy, ale możecie im uratować życie - powiedziała zapłakana wskazując zadbaną budowlę. Wszyscy zerwali się na równe nogi i zaczęła się walka z czasem. Chodź mówili, że zaopatrzenie mają słabe to na moje oko był to raj dla lekarzy, profesjonalna sala operacyjna i wszystko czego ranny potrzebuje, nawet mieli krew, lecz ja już nie dawałem powoli rady i zemdlałem w tym samym momencie kiedy położyli mnie na stole. Słyszałem jeszcze krzyk "choler jasna nie teraz!" a później ciemność, istny mrok, ból znikał i znikąd pojawiał się ze zdwojoną siłą co było okropnym przeżyciem.
- Synku dasz radę! Postaraj się! - usłyszałem głos ojca, lecz niestety nigdzie nie widziałem jego zarysów. Było tutaj tak strasznie zimno, starałem się ze wszystkich sił, by wrócić z powrotem do świata żywych, ale coś mi nie szło, ale nagle usłyszałem kolejne słowa doktora "Najważniejsze, że jeszcze oddycha". Trzymałem się przy zdrowym rozsądku i skupiałem się na oddychaniu tylko to mogło mnie teraz uratować przed tragicznym końcem. Miałem tylko nadzieję, że z moją Księżniczką jest lepiej chciałem się do niej przytulić i wypłakać jak małe dziecko, lecz nie widziałem teraz żadnej nadziei na taki cud.

<Kiara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz