wtorek, 31 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Chodź minęło już 9 dni to nadal żyłem informacjami przekazanym przez Wiliama. Obóz... obóz, którym myśli, że uda mu się przejąć wieże za pomocą 200 ludzi! Kpina istna kpina i samobójstwo rzucać się na nas z tak marną sumką. Oprócz myślenia o takich "bzdetach" zajmowałem się też swoją drugą pracą jaką był psycholog, relacje z rodzinami uratowanych przez nas ludzi zaczęły stawać na bardzo dobrym poziomie co mnie bardzo cieszyło. Rous nadal mi nie ufała co było przewidziane, ale obecnie część kobieca mojego zawodu była zajęta "ważnymi" sprawami i nie mogły mi w niczym pomóc. Dzięki Bogu, że moja narzeczona złapała z nią jakoś kontakt, bo tak to bym sobie chyba z tym wszystkim nie poradził. Siedziałem właśnie na parapecie w miejscu punktu widokowego gdzie panuje zawsze spokój i mogłem dokładnie skupić się na wszystkich rzeczach, które mogły mi pomóc w pokonaniu strachu dziewczyny. Kreśliłem, mazałem, pisałem i wszystko i tak poszło na marne i musiałem zaczynać od nowa aż do momentu kiedy zobaczyłem, że ktoś przede mną stoi, zadarłem głowę i spojrzałem postaci prosto w twarz, okazało się, że był to ojciec Rous nie dziwiąc się w żadnym stopniu zamknąłem długopis i oparłem się o szybę okna.
- Coś się stało? - zapytałem pewnym tonem głosu.
- Chciałbym porozmawiać o mojej córce - odpowiedział mi nieco niepewnie.
- Jasne od czegoś tu w końcu jestem - westchnąłem patrząc z niechęcią na plany w notesie.
- Ona nie daje mi się nadal do siebie zbliżyć, ma ciągłą panikę w oczach... Kiedy jej to przejdzie? - spytał na co rozłożyłem ręce w niemocy.
- Za tydzień, miesiąc, rok a może nawet i jutro. Tego co jej zrobiono nie da się od tak wymazać z pamięci po przez leki co jest dla mnie rzeczą zrozumiałą, wykonam jeszcze mały test i może mi jakoś pomoże w szybszym leczeniu - tłumaczyłem a on ciągle kiwał twierdząco głową. Nie wiedziałem czy zrozumiał wszystko co miałem na myśli, ale wolałem to wyjaśnić po swojemu niż być później oczernianym za własne działania.
- Test? - zdziwił się.
- Test Rorschacha polega na powiedzeniu co się widzi w obrazkach, do których są dostosowane klucze odpowiedzi. Stosuje się to w określeniu jak duże jest zaburzenie psychiczne - wyjaśniłem na co skinął głową. - To ja już lepiej pójdę, jakby coś się stało to wie pan o kogo pytać - dodałem i opuściłem punkt widokowy kierując się do swojego pokoju po plansze do wykonania testu. Chodź jak zawsze miałem niezły syf w teczkach to jakoś dogrzebałem się do właściwych rysunków i mogłem od razu skierować się bez żadnych przeszkód na oddział gdzie leżała Rous.
****
Kiedy stanąłem w drzwiach i zobaczyłem jak moja narzeczona męczy się z dokumentami zrobiło mi się jednocześnie smutno jak i radośnie co było strasznie dziwne. Chrząknąłem by zwrócić jej uwagę a kiedy zadarła śliczną główkę nakazałem jej gestem by do mnie podeszła. 
- Cześć Księżniczko - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w usta. 
- Cześć - przywitała się z uśmiechem a ja odciągnąłem ją kawałek dalej od sali.
- Jak z Rous? - zapytałem a ona zaczęła mi wszystko tłumaczyć na co kiwałem tylko twierdząco głową. - Mam do ciebie prośbę wykonasz jej test Rorschacha, masz jej tylko pokazać kartki i powiedzieć mi co widziała w tedy może zrobimy większy postęp - wyjaśniłem i podałem jej kartki papieru. 
- Dobrze - uśmiechnęła się radośnie - Do zobaczenia na obiedzie! - dodała jeszcze i chciała odejść, lecz nagle wszystkie drzwi na korytarzu się zamknęły a w powietrzu było czuć gaz usypiający.
- Kiara uciekaj! - krzyknąłem jeszcze zanim opadłem na ziemię. Nie wiem ile tak leżałem, ale miałem urywki pamięci, ktoś mnie ciągnął a później widziałem konia, śnieg, Kiarę i znowu zero kontaktu ze światem. Zacząłem się przebudzać w dziwnym miejscu podobnym do najwyższego punktu widokowego w wieży, lecz tu był jakby ogromny gabinet, porwał nas obcy, nieznany nam obóz. Mrużyłem oczy i starałem się uspokoić oddech, który strasznie wariował, bo pewnie mi coś podali. Zdjęli mi mundurową "kurtkę" więc musiałem siedzieć w bluzce na krótki rękaw co nie było przyjemne zimą. Nagle poczułem szarpnięcie za włosy i zobaczyłem swojego porywacza miał może z 28 lat i patrzył na mnie ze wściekłością.
- O obudziłeś się wreszcie, już myślałem, że rano będę musiał wzywać lekarza - mruknął opierając się o biurko, dopiero teraz skontaktowałem, że na skos ode mnie siedzi a raczej jest związana moja ukochana, która raczej nie spała już od dawna.
- Kim ty do diabła jesteś?! - warknąłem szarpiąc się.
- Logan Darkside - przedstawił się - Dobra odpowiesz mi na parę pytań i dam wam spokój - mruknął.
- Chyba śnisz - prychnąłem.
- Nie mówiłem do ciebie - westchnął i ukucnął przy Kiarzę - Odpowiesz mi na wszystko a jak nie to ten twój chłoptaś dostanie tyle kulek, że zdechnie - uświadomił ją.
- Nic mu nie mów - warknąłem na co dostałem pierwszy strzał w ramię, zacisnąłem pięści, żeby nie wydobył się ze mnie żaden pisk czy też jęk.
- Ups, świetne zabawki. No to zaczynamy - zaśmiał się psychopatycznie cały czas mając mnie na celowniku.

<Kiara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz