-Wow! Chłopie! To było świetne!-krzyknął klepiąc mnie po plecach, nadal nie spuszczając wzroku ze ściany.
-Wiesz… w końcu nie mogę używać broni to musiałem opanować coś do perfekcji…-powiedziałem dumnie, a uśmiech na mojej twarzy z każdą chwilą stawał się coraz większy.
Chwyciłem za plecak, szybko wyjąłem nóż ze ściany i włożyłem go do specjalnego opakowania. Jeszcze raz spojrzałem na Rekera i jeszcze raz na mojej twarzy zawitał uśmiech.
-Która godziny?-zapytałem
-Trzecia.
-Yhym… chyba pójdę się położyć.
Tak jak powiedziałem zrobiłem i już po chwili leżałem skulony w jakimś kącie tego mrocznego ceglanego budynku i z głową na plecaku powoli zasypiałem.
***
Rano każdego obudził nagły strzał, wszyscy natychmiastowo wstali i wyrwani ze snu powoli dochodzili do siebie. Nie był to normalny strzał, był niewyobrażalnie głośny, tak jakby właśnie w tej chwili spadała na nas bomba. Podbiegłem do okna przy którym stał już Reker i wyglądał przez nie chcąc zaobserwować co się dzieje. Ja dostrzegłem tylko nieruchomego człowieka leżącego w wielkiej kałuży krwi i kogoś dobrze zamaskowanego właśnie wskakującego w krzaki. Był to chyba Jeb słońce bardzo odbijało się od jego twarzy, więc ciężko było to stwierdzić. Bez chwili zawahania podszedłem jeszcze bliżej do okna i z gracją wyskoczyłem z niego gładko lądując na ziemi, doskonale wiedziałem co zrobić by nie uszkodzić się podczas skoku z większych wysokości, wiec skok z pierwszego piętra nie był dla mnie zbytnim problemem. Mimo mojej dość szybkiej reakcji i tak przy rannym był już ktoś inny. Tak, to był Jeb, a osoba stojąca obok niego to Mark, jego przyjaciel.
Nawet stojąc z dalszej odległości wywnioskować było można, że dostał w nogę, a dokładniej w tętnice udową, więc już wyjaśniło się skąd jest tyle krwi. Szybko kucnąłem obok niego i zacząłem ściągać mu spodnie (bez skojarzeń) na szczęście napastnik postrzelił go poniżej pachwin dzięki czemu z łatwością mogłem założyć mu specjalne paski uciskowe, które zacisnąłem z całych sił, wiedziałem, że doprowadzi to do zatamowania przepływu krwi, potem do martwicy, a następnie do amputacji, jednak to było jedynym sposobem by uratować mu życie. Niepostrzeżenie wokół zgromadziła się cała nasza drużyna, jednak na pierwszy rzut oka widać było, że Mark najbardziej rozpacza, musieli być ze sobą bardzo zżyci, gdyż po policzkach Marka zaczęły spływać łzy. Przyłożyłem ucho do ust Jeba i starałem się nasłuchać czy oddycha, jednak skutecznie utrudniali mi to drący się wokół inni członkowie.
-Zamknijcie ryje!-rozkazałem wściekłym głosem, gdyż zaistniała sytuacja przez swoje tępo wprowadziła mnie w stres, ponownie przyłożyłem ucho do jego ust- Ch*lera!
Szybko padłem na kolana i dla pewności sprawdziłem puls, nie oddychał, a jego serce zatrzymało się szybko potrzebował reanimacji. Zacząłem od masażu serca, wzrok wszystkich utkwiony był we mnie, więc czułem się nieco niezręcznie. Niestety usta-usta było tu niezbędne, jednak zrobiłem je bez żadnych pohamowań.
-Gej…-krzyknął ten sam gość, który nie polubił mnie już po samym wejściu to ich Sali i nie polubił do tej pory, nie zwróciłem na niego uwagi, jednak Reker widocznie wściekły na kolegę grzmotnął go z całej siły w ramię.
Powtarzałem to jeszcze wiele razy, trzydzieści uścisków i dwa wdechy, nic nie dało chociażby krzty nadziei na to by Jeb przeżył. Przestałem.
-Ehm…-jęknąłem tylko i z wielkim współczuciem spojrzałem na Marka-Nie mogłem nic więcej zrobić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz