wtorek, 31 stycznia 2017

Od Kiary cd. Reker’a

Obudziłam się związana w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Nikogo w pomieszczeniu nie było, prócz mnie i Rekera… Próbowałam rozwiązać więzy, lecz były za silne.
- Szlak! - warknęłam i znowu zaczynałam się rozglądać.
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy.
- O! Kto to się obudził?! - zaśmiał się wysoki mężczyzna. Miał brązowe włosy i szare oczy. Drugi zaś miał czarne włosy i oczy koloru zielonego.
- Masz rację, budząc się nie spodziewałam się widzieć takiej paskudnej gęby jak twoja! - warknęłam.
- Licz się ze słowami! - odwarknął.
- Myślałam że to będzie raczej komplement, ale jak kto woli! - prychnęłam.
- Za chwilę nie będziesz taka dowcipna! - powiedział ostrzegawczo siadając na jakimś biurku, drugi wziął broń do ręki, lecz ja spojrzałam na niego znudzonym wzrokiem w których nie było strachu.
- Rambo będziesz tu mi zgrywał? Wiesz w ogóle jak tego się używa? - zakpiłam za co mnie uderzył, lecz nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tylko spojrzałam na niego rozbawiona – Tłuczesz jak baba! - powiedziałam i splunęłam mu na buty.
- Zapłacisz za to! - warknął gniewnie.
- Takie buty już dawno z mody wyszły – prychnęłam.
- Zaraz pogadamy sobie inaczej! - warknął, widząc że Reker się przebudza.
- Raczej nie mamy o czym i nic z nas nie wyciągniesz, więc tracisz tylko czas – powiedziałam znudzona, patrząc na niego, na co spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
- Widać ze to nie twój pierwszy raz na przesłuchaniach – odezwał się o dziwo spokojnie.
- Jestem już wprawiona nie przeczę – odparłam i spojrzałam na ukochanego. Chociaż grałam twardzielkę, to w rzeczywistości w środku się cholernie bałam! Jedak Reker nauczył mnie, jak nie okazywać emocji, co teraz mi się przydawało, mimo iż oberwałam. Jednak z drugiej strony, dawało to złudzenie że jesteśmy twardzi i że tak łatwo nie ustąpimy, z czego pewnie teraz zdali sobie sprawę. Spojrzałam na bransoletkę ukochanego i modliłam siew duchu, żeby ojciec zdążył na czas i żeby w ogóle zauważył nasze zniknięcie! Patrząc na naszych porywaczy, zdawałam sobie sprawę, że raczej żywi stąd nie wyjdziemy… Chyba że w czarnym worku jako trupy lub zombie.
**
- Nic mu nie mów - warknął na co dostał pierwszy strzał w ramię, zacisnął pięści, żeby nie wydobył się z niego żaden pisk czy też jęk.
- Ups, świetne zabawki. No to zaczynamy - zaśmiał się psychopatycznie cały czas mając ukochanego na celowniku – Ile was jest w wieży? - spytał.
- To akurat mogę Ci powiedzieć żałosny kundlu! - zaśmiałam się na co spojrzał na mnie – Odpowiedź brzmi 16 tysięcy! - zaśmiałam się i drapieżnie się do niego uśmiechnęłam – Zetrzemy was na proch… Jakie to smutne prawda? - powiedziałam dalej upiornie się uśmiechając. Widziałam w jego oczach coś w rodzaju strachu i niedowierzania, jednak ja byłam nieugięta, co widział w moich oczach.
- Drugie pytanie! Jakie macie zabezpieczenia? - spytał patrząc na mnie, na co prychnęłam z poirytowania.
- Nie powiem Ci tego – warknęłam i mój wzrok stał się lodowaty, na co Reker dostał kulkę w udo, lecz znowu nie krzyknął. Jego twarz tak jak moja była nieugięta i nie wyrażały żadnych emocji. Widziałam znowu zdziwienie oraz chwilowe zwątpienie, lecz po chwili znowu jego wzrok zamienił się w twardy i nieustępliwy.
- Gadaj, bo zdechnie! - warknął.
- A niech dostanie! - warknęłam i po chwili dostał kolejną kulkę, za co wrzeszczałam i klęłam na siebie w myślach, że jestem taką cholerną suką dla swojego ukochanego! Jednak wiedziałam, że nie mogę zdradzić tych informacji! Nie mogłam narażać życia tylu ludzi… Nawet za cenę naszego życia, o czym Reker dobrze wiedział. Jeśli trzeba to zginiemy za swój obóz, co oboje udowadnialiśmy już nie raz!
- Co za sukę sobie wybrałeś? - odezwał się z niedowierzaniem do Rekera.
- Nie waż się tak o niej mówić! - warknął.
- Miłość jest ślepa i głupia – odezwał się drugi mężczyzna – Jak widać źle trafił.
- Gada! - wysyczał, lecz tym razem skierował bron na mnie.
- Nie – odparłam spokojnie, choć w środku panikowałam i widziałam już swoją śmierć. Postrzelił mnie w nogę, zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć. Miałam ochotę wrzeszczeć i kląć, lecz ciało pozostało spokoje. Dzięki Boku, że nauczyłam się opanowywać w miarę emocje, choć miałam mroczki przed oczami z bólu. Spojrzałam na swojego oprawcę nienawistnym i hardym wzrokiem.
- Tylko tyle potrafisz? - zakpiłam z niego, na co mnie uderzył, lecz znowu nie wydalam z siebie żadnego dźwięku. Widziałam że ukochany zacisnął pięści ze wściekłości, lecz się nie odezwał, bo nie chciał dawać mu satysfakcji. Strzelił do mnie jeszcze dwa razy, lecz na ostatnim jego postrzałem niestety już cicho jęknęłam z bólu, za co miałam ochotę sama strzelić sobie w łeb!
- A więc tu jest twój limit? - zaśmiał się – Gadaj bo zdechniecie! - warknął znowu do narzeczonego.
- Pierdol się kundlu! - warknął, na co znowu został postrzelony.
- Co z was za ludzie do chole*y?! - warknął znowu.
- Tacy co oddadzą własne życie za życie innych bez wahania, żeby ich chronić przed takimi skurwielami! - warknął Reker z nienawiścią.
- Głupota totalna! - warknął.
- Swoją rodzinę byś zadźgał i dałbyś zabić? - spytałam od niechcenia – Tak robią tylko tchórze i nieudacznicy! - warknęłam zła.
- Rodzin w to nie mieszaj! - warknął i kopnął mnie w brzuch, na co splunęłam krwią.
- Czemu? Przecież dla Ciebie to świetna zabawa! Mordowanie bezbronnych rodzin! - warknęłam – A…. Czyżby synuś albo córeczka się urodziło? - zaśmiałam się, a w jego oczach dostrzegłam strach, który starał się ukryć – Teraz skazałeś ich na pewną śmierć – warknęłam hardo. Oczywiście wątpiłam w to, żeby nasi żołnierze zabili by matkę i niemowlę, ale w wirze wojny każdy może zginąć nawet przypadkiem…
- Czyśmy trafiła? - spytał chytrze Reker – Możecie się jeszcze z tego wycofać! - powiedział a z jego ust spłynęła gęsta krew.
- Nie ma mowy! Jak są wyszkoleni wasi ludzie?! - krzyknął wściekły, celując znowu w narzeczonego.
- Lepiej od waszych – zakpił i dostał dwie kule w brzuch, lecz jęknął cicho.
- Morazaw! Przynieść sprzęt – powiedział, na co kiwnął głową i gdzieś wyszedł, a wrócił po pięciu minutach. Zobaczyłam noże, szczypce i inne przedmioty.
- A więc zaczniemy na ostro! - zaśmiał się upiornie i podszedł do mnie z pierwszym nożem, a drugi mężczyzna podszedł z nożem do Rekera. - Sprawiacie sobie tylko więcej bólu!- prychnął i wbił mi nóż w dłoń, na co jęknęłam przeciągle, zaciskając zęby. Nie widziałam Rekera, bo był zasłonięty przez cielsko tych dwóch skurwieli. Sukinsyn wiercił mi nożem w ręce, na co jednak krzyknęłam i po chwili szybko go wyjął. Dyszałam ciężko, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy i krzyk.
- Jakie zabezpieczenia i wyszkolenie żołnierzy? - spytał groźnie, machając przede mną zakrwawionym nożem – Gadaj! - rozkazał.
- Nie… - powiedziałam ledwie, kręcąc przecząco głową, a po chwili nóż wylądował mi w drugiej dłoni, na co krzyknęłam znowu. Jednak tym razem szybko wyjął nóż i wbił mi w ramię oraz łydkę.
- Oj… Jakoś mi wypada ten nóż – powiedział niewinnie głupio się uśmiechając.
- Nic Ci nie powiem śmieciu! - powiedziałam drżąc z bólu, na co zmarszczył brwi, a w oczach zapłonął ogień wściekłości. Tym razem dostałam sześc ciosów. W uda, drugie ramię, brzuch i rozciął mi jeszcze policzek nożem. Spuściłam głowę a z oczu poleciało mi kilka łez z bólu, na co krzyczałam na siebie w myślach. Ledwie już żyłam. Plułam krwią tak samo jak ukochany, który był w tak samo złym stanie jak ja… Później przestałam już liczyć ciosy od noża, bo byłam już zbyt słaba. Kopanie i bicie też już nie robiło na mnie wrażenia, bo ból był ciągły i przerażający. Chciałam już umrzeć. Ten ból był nieznośny! Jednak ani ja, ani ukochany nic nie powiedzieliśmy. Siedziałam razem z Rekerem w kałużach własnej krwi. Krew lała się z nas niemalże strumieniami i z każdej części naszych ciał. Głowy były rozpite, a ciała tak okaleczone, że to cud, że jeszcze oboje żyliśmy. Całe włosy i ubrania miałam już w swojej krwi. Nie było już chyba czystego miejsca na moim ubraniu. Traciłam powoli nadzieję, że ojciec przybędzie na czas… Kidy mężczyzna wziął na mnie kolejny zamach, ja zamknęłam oczy, lecz wtedy usłyszałam obcy krzyk.
- Wystarczy Sawarz! Oni nic nie powiedzą… - odezwał się inny mężczyzna, który wszedł do pomieszczenia.
- Zaraz wyśpiewają wszystko! - upierał się mój oprawca, na co ten pokręcił przecząco głową. 
- Już ledwie żyją… Jeśli już, to powiedzieli by to już wcześniej, lecz w przeciwieństwie do innych, oni znają szlachetna sztukę milczenia – powiedział i podszedł do mnie. Pociągnął mnie za włosy do góry, żebym spojrzała na niego. Byłam wycieńczona tak samo jak ukochany, co było po nas dobrze widać, jednak hardość w oczach pozostała. Spojrzał na mnie zamyślony, lecz zaraz mnie puścił, a moja głowa opadła znowu bez sił – Skoro oni są tacy twardzi, to boje się myśleć co jest z ich armia – westchnął.
- Pewnie słabeusze! - warknął trzeci mężczyzna.
- Jacy dowódcy, tacy ludzie – powiedział ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.
- Zwariowałeś?! Gadasz wszystko przy nich?! - warknął drugi.
- Oni i tak już są martwi! Zabijcie ich już… Nie są nam potrzebni, skoro nic nie gadają – warknął lodowato i wyszedł. Usłyszałam dźwięk odbezpieczanej broni i już wiedziałam że to koniec. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w lufę broni. Skoro umrzeć, to godnie!

Kiedy już miał naciskać na spust, nagle drzwi zostały wyważone z kopniaka, a głowa mojego oprawcy eksplodowała i padł martwy na ziemię. Spojrzałam słabym wzrokiem w stronę drzwi i zobaczyłam swojego ojca, Oliviera i innych żołnierzy. Uśmiechnęłam się słabo do ojca i nie mogłam uwierzyć, ze jednak nas znaleźli.

< Reker? :3 Grunwald czas rozpocząć! xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz