piątek, 20 stycznia 2017

Od Jackob'a cd. Tamary

Minęły trzy tygodnie, Reker stracił ostatnio pamięć i za wszelką cenę chcieliśmy mu ją zwrócić, lecz on nadal nie pamiętał Tamary, którą nieustannie pocieszałem. Raz nawet zasnęła mi w ramionach co było dość dziwnym i stresującym uczuciem. Kiedy mój przyjaciel sobie wszystko przypomniał ona uciekła. Wymknął się niespodziewanie z oddziału a my pojechaliśmy ich szukać. Szalała niezła śnieżyca, lecz Książę parł do przodu, bo wiedział, że na niego liczę. Drużyna traciła już powoli nadzieję na odnalezienie zgub, ale ja wiedziałem swoje i ciągnąłem ich dalej chodź to Derek powinien dowodzić, bo ja jestem tym drugim zastępcą... Nagle jak za sprawą magicznej różdżki pojawili się przed nami cali wycieńczeni. Derek złapał Reker'a, który prawie spadł z konia, z powodu wycieńczenia i zmarznięcia a ja zająłem się Tamarą. Prawą ręką przytrzymałem za wodzę Desperada a lewą zabrałem dziewczynę na mojego konia. Okryłem ją kocem a ona, ona wtuliła się we mnie! Początkowo się spiąłem i nie wiedziałem co mam zrobić z tym faktem, ale kiedy zobaczyłem jak słodko śpi uspokoiłem się i zawróciłem konie w kierunku wieży gdzie zanieśliśmy rodzeństwo na medyczny, żeby się nimi zajęto. Znowu poczułem to dziwne uczucie zmartwienia i zacząłem jakby wariować w duszy! Postanowiłem, że pójdę do mamy i może ona znajdzie we mnie jakąś chorobę czy coś. Kiedy kobieta mnie zauważyła strasznie się ucieszyła chodź zaglądałem do niej codziennie i spędzałem tutaj wolne chwilę.
- Mamo mogę cię o coś zapytać? - zadałem nie pewnie pytanie.
- Pewnie skarbie pytaj o co chcesz - uśmiechnęła się radośnie i złapała mnie za rękę.
- No, bo jest taka dziewczyna i jak ją zawsze widzę to zaczynam się denerwować i spinać a serce mi tak szybko wali i nie wiem czy to jakaś choroba czy co się ze mną dzieje... - wyrzuciłem wszystko z siebie od razu. Matka udawała, że myśli a tak naprawdę to śmiała się pod nosem i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Zacząłem się trochę denerwować i by zabić tą niebezpieczną ciszę tupałem trochę nogą.
- To straszna choroba mój drogi - powiedziała na co zbladłem - Zakochałeś się! - dodała po chwili na co wytrzeszczyłem oczy z niedowierzania.
- Jak to się zakochałem?! - niemal krzyknąłem.
- Serce ci wali na jej widok jak młot i pewnie o niej ciągle myślisz - stwierdziła na co tylko pokiwałem twierdząco głową by przyznać jej rację.
- No to ładnie i tak mnie pewnie nie zechce... - westchnąłem cicho.
- Nie mów tak od razu póki nie dowiesz się co o tobie sądzi! - przekonywała mnie. Mama nie była tylko dla mnie jak rodzic, ale również jako przyjaciółka, z którą mógłbym rozmawiać godzinami na jeden temat.
- Na razie nie mam odwagi - rzekłem cicho.
- Powiesz jej to w odpowiednim momencie a teraz idź spać bo jutro nie wstaniesz - zaśmiała się i przykryła mnie kocem.

<Tamara? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz