niedziela, 18 grudnia 2016

Od Reker'a cd. Kiary

Gdy Kiara wyszła z pokoju założyłem tylko rękawiczki i ruszyłem za nią... Niestety była ode mnie szybsza i znalazła się w swoich czterech ścianach wcześniej niż ja. Kiedy pociągnąłem za klamkę od drzwi zobaczyłem, że są zamknięte.
- Kiara otwórz - powiedziałem, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Na korytarzu też nikt się nie pałętał przez co mój głos rozszedł się po nim dając wrażenie echa... - Kiara proszę porozmawiajmy - westchnąłem, lecz cisza nadal trwała. Przyłożyłem ucho do drewna i zacząłem nasłuchiwać... Było tam tak cicho! Zacząłem się niepokoić przez co zażądałem kolejny raz tylko, że teraz groźniej gdy cisza nadal trwała wyważyłem drzwi z kopniaka... W wieży zamki nie były wymieniane od czasów wojny więc nie sprawiło mi to jakiejś trudności. Kiedy zajrzałem do środka ukazał mi się potworny widok. Moja Księżniczka krwawiła! Pewnie musiała zostać ranna podczas tamtej strzelaniny u Trupów... Szybko sprawdziłem puls, który był na szczęście wyraźny. Wziąłem ją na ręce i jak najszybciej potrafiłem pobiegłem z nią do skrzydła medycznego.
****
Gdy pojawiłem się na medycznym lekarze nie byli zdziwieni... No cóż ostatnio często tu przebywamy. Położyłem ją na jednym z łóżek a oni szybko się nią zajęli. Kazali mi wyjść jakbym to ja był winien temu zdarzeniu. W poczekalni osunąłem się po ścianie i zacząłem czekać. Minuta wydawała się godziną... Jestem skończonym idiotą to przeze mnie misja nie wypaliła... - zadręczałem się w myślach. Po jakimś czasie Wiliam też się zjawił. Wpuścili go bez zbędnych pytań więc sam podszedłem na co od razu zareagowali i  powiedzieli, że nie mogę wejść chociaż jej stan był stabilny... Wróciłem więc na swoje miejsce i czekałem... Po nie całej godzinie Wiliam wyszedł i zmierzył mnie wzrokiem jakbym zdradził obóz.
- Jedziesz na misje - oznajmił kucając przy mnie.
- Nie jadę na żadną misje puki ona nie wyzdrowieje - mruknąłem.
- Reker jedziesz, bo inaczej jej już w ogóle nie zobaczysz - warknął na tyle głośno by nikt inny go nie usłyszał.
- Jaka to misja? - zapytałem. Przeraziłem się nieco faktem, iż może nas znowu rozdzielić.
- Pojedziesz do lasu sprawdzić czy tamte zwierzęta też zmutowały - odpowiedział wstając.
- Mam jakąś drużynę? - dopytywałem.
- Derek i Jackob się zgłosili... Czekają na ciebie na dole - powiedział i wrócił na salę. Zerwałem się na równe nogi i nie wracając uwagi na ból w ręce ruszyłem na parter. Znowu chce nas rozdzielić... Udaje kochanego tatusia tylko jak ona jest przy mnie a jak moja ukochana leży nie przytomna włącza mu się tryb "Założyciel Wiliam". 
****
Tak jak powiedział mężczyzna na dole stali z końmi moi wierni przyjaciele. Jackob trzymał za wodzę Perseofonę, która już rwała się do jazdy. Towarzysze posłali mi łagodne uśmiechy i pomogli wsiąść na klacz. Byłem jeszcze brudny od krwi po ostatnim pobycie za murami przez co musiałem wyglądać koszmarnie...
****
Podróż minęła w ciszy... Nikt nie chciał się odezwać albo złapać kontaktu wzrokowego przez co zachowywaliśmy się jakbyśmy w ogóle siebie nie znali. Docierając po las wytłumaczyłem drużynie co musimy zrobić. Jackob postanowił, że pojedzie sam od północy lasu, natomiast Derek został przy mnie.
- Nie nadaję się już na przywódcę - westchnąłem zwierzając się mu.
- Reker nie dramatyzuj! Każdemu zdarzają się lepsze i gorsze misje - pocieszał mnie.
- Powinienem teraz siedzieć przy Kiarze... - mruknąłem.
- Właściwie to czemu Wiliam się tak o nią martwi? Przecież nieźle sobie dogryzali... - zapytał Derek.
- Tylko ni komu nie mów, bo mnie zabiją - spojrzałem na niego znacząco.
- Przecież mnie znasz! Ja nie wygadam się nawet na torturach - odparł przybliżając się.
- No Kiara jest jego córką - powiedziałem na co się lekko odsunął.
- Pieprzysz! Na prawdę? - zdziwił się.
- Gdybym kłamał nie mówił bym ci tego - westchnąłem poprawiając płaszcz.
- To by wszystko wyjaśniało - powiedział jakby do siebie i znowu między nami zapanowała cisza.
****
Kiedy na naszej drodze nie napotkaliśmy żadnego mutanta postanowiłem, że powinni wracać. Tak oni powinni a nie ja... Wkręciłem ich w to, że muszę jeszcze się trochę rozejrzeć po tym miejscu. Obiecałem też, że wrócę jeszcze dzisiaj, żeby się nie martwili. Gdy zniknęli mi z pola widzenie odjechałem jeszcze kawałek w głąb lasu po czym zsiadłem z Persefony i przywiązawszy ją do jednego z cieńszych drzew ruszyłem w stronę wschodu...
****
Przechadzając się lasem poczułem się jak przed wojną kiedy wychodziłem na spacery z Darkiem do właśnie takich lasów... Kiedy chciałem wracać zauważyłem jakiś ruch w krzakach. Odruchowo zacisnąłem dłoń na broni, którą szybko wyciągnąłem, bo z krzaków wybiegł dzik, ale nie taki zwykły. Był to mutant... Posiadał czerwone oczy i gnijące ciało. Trzy szybie wystrzały z broni zakończyły sprawę, ale musiałem jakoś źle stanąć przez co coś utkwiło mi w nodze. Z jękiem usiadłem z powrotem pod drzewem i spojrzałem na miejsce, w którym powinna znajdować się rana, ale nic nie zauważyłem... - Może jest pod mundurem... - mruknąłem w myślach wstając powoli i kierując się do miejsca, w którym zostawiłem bułaną klacz. Śnieżyca zaczęła się nasilać przez co musiałem wyjechać z lasu bardzo powoli.
- Czeka nas ciężki powrót do domu... Jeśli w ogóle tam trafimy - powiedziałem do Persefony, która najwidoczniej musiała zrozumieć moje słowa... Wyjechanie z lasu to tylko pierwszy sukces jaki nas dzisiaj czeka...

<Kiara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz