czwartek, 29 grudnia 2016

Od Reker'a cd. Kiary

,,Nienawidzę cie" dwa słowa, które potrafią zabić człowieka lub sprowadzić go na ścieżkę samobójczą. Byłem wściekły na siebie jak i na nią, wkurzony opuściłem to miejsce. Przy drzwiach minąłem Dereka, który chciał mnie zatrzymać, ale ja tylko odepchnąłem go silnie od siebie i udałem się w stronę swojego pokoju.
****
Gdy w nim byłem usiadłem na łóżku i uderzyło we mnie milion myśli. Czułem się oszukany i zniszczony do cna. Chciałem walić głową w ścianę i po prostu zniknąć dla świata. Wszystko zaczęło mi się walić. Najpierw dobrze potem źle zwariować można. Wziąłem trzy tabletki na stres i je szybką przełknąłem, ale to nic nie pomogło. Łzy poleciały mi po policzkach i miałem już zamiar odchodzić od zmysłów, gdy do pokoju wpadł Derek. No tak nie zamknąłem drzwi - pomyślałem i spuściłem głowę, którą on podniósł nawet delikatnie za włosy.
- Czytaj! - rozkazał chłopak a ja patrzyłem na kartkę i nie miałem pojęcia co to.
- Co to jest? - mruknąłem.
- Wyniki badań krwi - odpowiedział.
- No i? - skrzyżowałem ręce na piersi.
- Są Kiary. Nie jest w ciąży tylko ma zagrożenie życia - warknął na mnie.
- Zagrożenie życia?! - krzyknąłem przerażony.
- Tak, a przez ciebie to może się pogorszyć - obwiniał mnie.
- Jestem idiotą - powiedziałem i szybko wstałem - Niech siodłają mi konia szybko! - dodałem jeszcze i wybiegłem z pokoju. Biegłem najszybciej jak potrafiłem mijając przy tym ogromną ilość żołnierzy. Na poligonie bywało gorzej więc to dla mnie była prościzna. Na zewnątrz czekała już na mnie Persefona gotowa do jazdy i bez słowa odebrałem ją od stajennego. Na szczęście bramy otworzyły się by wpuścić żołnierzy wracających z misji dlatego szybko się z nimi minąłem i znalazłem się po za bezpieczną strefą. Trwała śnieżyca więc wszystko utrudniało mi tylko jazdę co jeszcze bardziej sprowadzało mnie do stanu zwariowania.
****
Wreszcie ją znalazłem. Minęło sporo czasu a ona dalej jechała uparcie do punktu x. Zastawiłem jej drogę a ona zeszła z konia i postanowiła iść dalej na piechotę. 
- Ja już wszystko wiem - powiedziałem z żalem w głosie łapiąc ją za rękę, którą trzasnęła mnie w twarz - Rozumiem - spuściłem głowę i siłą wpakowałem ją na swojego konia. Feniks szedł obok mnie, był wyszkolony do takich sytuacji. Kiara cały czas się szarpała przez co parę razy od niej oberwałem. Jeden raz przywaliła mi tak mocno, że otworzyła małą ranę. Będąc już w wieży zobaczyłem tego całego Arona i prowadząc konia podszedłem do niego podając jej rękę Kiary.
- Nie wiem jak, ale masz ją wyleczyć - warknąłem i odszedłem z klaczą do stajni. Po drodze przypałętał się jakiś młody stajenny i gdy odstawiłem klacz do boksu chciał się już zając rozsiodłaniem jej, ale złapałem go stanowczo za rękę - Ma być gotowa do drogi, będę tu za jakąś godzinę, dwie - powiedziałem do niego łagodnym głosem.
- Dobrze proszę pana - odpowiedział chłopak i zajął się Persefoną. Jak duch minąłem wszystkich i sprawnie dostałem się do swojego pokoju zamykając go na klucz. Wziąłem szybki prysznic i wybrałem najcieplejszy mundur jaki posiadałem i zdarłem z niego naszywki świadczące, że należę do Duchów. Wyciągnąłem z biurka kawałek kartki z długopisem i zacząłem pisać.
Wybacz, że posądziłem cię o zdradę, ale taki już jestem jak sama wiesz... Wieczny nic nie warty dzieciak. Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz i wszystko sobie jakoś ułożysz. Nie szukaj mnie bo wątpię, że znajdziesz. Kocham Cię. ~Reker~
Kiedy skończyłem pisać dwie łzy spłynęły mi na papier znacząc go. Zgiąłem wiadomość na pół, żeby naszywki nie wypadły. Wziąłem jeszcze broń, amunicję coś do picia i to by było na tyle. Kiedy światła zgasły spojrzałem jeszcze raz na pokój, do którego raczej nigdy nie wrócę. Odchodzę z Duchów na zawsze. Nie chcę by ktoś jeszcze cierpiał z mojego powodu. Po cichu wszedłem do pokoju Kiary i położyłem na stoliku nocnym wiadomość. Spała pewnie przez leki co mnie nie zdziwiło. Pocałowałem ją delikatnie w czoło i opuściłem pomieszczenie.
****
Klacz czekała na mnie z chłopakiem, który pewnie przed chwilą ją przyprowadził. Wsiadłem na koński grzbiet i pogłaskałem wierzchowca. Posłałem wdzięczne spojrzenie stajennemu i ruszyłem w stronę bram.
- Reker nie wypuścimy cię - stwierdził strażnik.
- Wiliam powiedział, że mam jechać po leki dla Olivera - skłamałem. - Radze z nim nie zadzierać wiesz, że on potrafi rozpętać piekło - dodałem na co mężczyzna szybko dał znać by otworzono bramy. Szybko wprowadziłem konia w cwał, chciałem uciec jak najdalej potrafiłem. Była 23, ale wolałem znaleźć się jak najdalej od fortecy, by trudniej było im mnie znaleźć. Panowała straszna Śnieżyca dzięki, której ślady kopyt znikały zasypane śniegiem co nawet było dla mnie pocieszeniem.
****
Gdy słońce zaczynało pojawiać się na horyzoncie byłem już w lesie na ziemi  niczyjej. Zatrzymałem się na chwilę by Persefona mogła odpocząć. 
- Tak będzie lepiej - okłamywałem sam siebie siadając pod drzewem.

<Kiara? ;3 Dam, dam, dam znajdź go xd> 
                                                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz