piątek, 30 grudnia 2016

Od Reker'a cd. Kiary

- To jest dzieło diabła ja się wole w to nie pakować - zaśmiałem się.
- Dla ciebie wszystko jest dziełem diabła - stwierdziła żartobliwie - A tak właściwie to gdzie są lekarze? - zapytała rozglądając się po sali.
- Derek powiedział mi, że z Oliverem jest coraz gorzej dlatego wszyscy lekarze siedzą przy nim, żeby być gotowym do działania w każdej chwili. Pewnie żołnierze mają warty czy coś w tym stylu, w sumie niema co skakać z radości... - wytłumaczyłem podpierając głowę na ręce. Nagle po całej sali rozniósł się odgłos kroków. Odruchowo spojrzałem przez ramię, by zobaczyć kto idzie. Sprawcą tego "hałasu" był Wiliam, kiedy nas zobaczył od razu przyśpieszył kroku i już po paru sekundach znalazł się przy nas. Byłem już przygotowany, że wygłosi nam długie kazanie, ale on nas do siebie przytulił co mnie strasznie zdziwiło.
- Nigdy więcej nie uciekajcie, bo dostanę zawału - powiedział płaczliwym tonem.
- Nie zamierzamy jeszcze odchodzić - odpowiedziałem mu na co się uśmiechnął. Chwile jeszcze rozmawialiśmy o tym co się działo w wieży jak nas nie było. Mężczyzna bardzo sprytnie omijał tematy związane z Oliverem jakby chciał zataić całą prawdę o nim. Kiara chyba też to zauważyła, ale nikt z nas nie zapytał co się dzieje z trzecim. Kiedy mężczyzna odszedł z powodu "ważnych spraw" automatycznie włączył mi się tryb szpiega. - Dziwne nie poruszył tematu o Oliverze... Czyżby coś ukrywał? A może nie chce nas denerwować? - podsunąłem od razu parę sugestii.
- Możliwe - odpowiedziała zamyślona narzeczona.
- Coś w tym jest i muszę się dowiedzieć co - powiedziałem krążąc wzrokiem po sali.
- Musimy - poprawiła mnie Kiara na co się uśmiechnąłem. W tym samym momencie jak huragan wpadł Jackob był widocznie zdenerwowany, bo nie zwracał uwagi na nikogo prócz mnie.
- Reker potrafisz chodzić o własnych siłach i jesteś wyspany? - spytał z nadzieją w głosie.
- Chyba tak a co się sta.... -  nie zdarzyłem dokończyć, ponieważ przyjaciel zarzucił mi resztę munduru na ramiona i szybko mnie za sobą pociągnął. Chciałem zostać przy Kiarze więc się z nim lekko szarpałem. Dlatego, że byłem osłabiony nie dałem mu rady... Złapałem jeszcze powietrze ręką i wyciągnął mnie z medycznego.
- Jackob czego chcesz - warknąłem wściekły.
- Wszyscy żołnierze, którzy zdołają chodzić o własnych siłach mają warty przed gabinetem Olivera. Jesteś przecież wspaniałym i godnym zaufania żołnierzem to będziesz na warcie w środku - zachwalał mnie.
- Dobra co brałeś? - zirytowałem się - Już wiem wy się boicie! - zgadłem na co przyjaciela zamurowało.
- Jak się domyśliłeś? - zapytał zdziwiony i rozluźnił ucisk.
- Wy nadal wierzycie w to, że gdy ktoś przy was umrze będzie was nawiedzał? Co ja gadam Oliver nie umrze - wkurzyłem się sam na siebie i poszedłem żwawo w stronę jego gabinetu. Wszyscy w okół widząc, że nadchodzę otwierali szeroko oczy albo salutowali. - Zostań tutaj jeśli się boisz duchów - zaśmiałem się i wszedłem do pomieszczenia gdzie był już Derek - Reker Blackfrey melduje się na służbie - rzekłem stając obok drzwi na co lekarze skinęli głowami.
- Powinieneś odpoczywać - powiedział jeden z doktorów.
- Przecież odpoczywam. Nikogo jeszcze warta nie zabiła - westchnąłem przeładowując broń, którą dostałem od Derek'a.
<Kiara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz