Tłumik z ubrań no nieźle - mruknąłem w myślach, jednak ma głowę do takich rzeczy. Coyne bo tak przedstawił się mężczyzna podbiegł do drugiego murku po czym oddał trzy strzały, które dzięki temu zabiegowi były niemal nie słyszalne. Postępując tak samo jak on strzelałem do tych pokrak, razem wystrzeliliśmy ich około trzydziestu, kiedy został tylko jeden wyrwałem się do przodu i dobiłem go z noża. Popatrzyłem w stronę brązowowłosego, który najwidoczniej nie był zadowolony z moich poczynań, nie zwracając na to zbytniej uwagi popędziłem do ambony i bardzo sprawnie wspiąłem się na jej dach i wyjąłem pistolet na flary. Poczekałem chwile z moim towarzyszem, który zaczął wpatrywać się w ciemne od chmur niebo.
- Mam nadzieje, że to ich nie zwabi - rzekłem i skierowałem broń ku górze.
- Jest 50% szans, że przyjdą - odparł na co ja wystrzeliłem pomarańczowy "dym".
Po tym zabiegu wszedłem do ambony przez jedno z "okien" i usiadłem w jednym z jej kątów. Wyciągnąłem z kieszeni zakrwawiony nóż i zacząłem go przecierać o spodnie by jak najszybciej pozbyć się zapachu, który mógłby przyciągnąć do mnie te nie umarłe gnidy. Po chwili w lokacji znalazł się i Coyne, który usadowił się wygodnie na przeciwko mnie, najwidoczniej zaciekawiło go coś na nożu. Odwróciłem go o 360 stopni i już wiedziałem powód, na jednej ze stron stali wygrawerowane jest moje nazwisko. Dotknąłem je bardzo delikatnie, jakbym bał się, że zaraz wszystko zniknie, pod palcami bardzo wyraźnie wyczułem słowo Blackfrey. Jestem udupiony - pomyślałem, w końcu były tylko trzy odpowiedzi A. Ukradłem B. Jestem synem przywódcy i C. Znalazłem. W końcu każdy Duch zna to nazwisko bardzo dobrze, ale nie wszyscy znają całą rodzinę tego nazwiska. Zerwałem się na równe nogi i skierowałem się do wyjścia z lokacji.
- Im szybciej wyruszymy tym lepiej - mruknąłem pod nosem naciągając maskę wyżej.
<Alan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz