niedziela, 18 grudnia 2016

Od Nick'a cd. Martyn'a

Z długotrwałego transu wyrwał mnie Marty mocno, a nawet za mocno ściskający moje ramię, poczułem, że krew z mojej ręki coraz bardziej odpływa i już chciałem go zrzucić, jednak popatrzyłem na sytuacje, była jeszcze gorsza od poprzedniej. Od razu moje źrenice powiększyły się, a ciało poczuło błogi spokój, mimo iż byłem w śmiertelnym niebezpieczeństwie zamiast się bać, zacząłem się odstresowywać. Właśnie wtedy do głowy przyszedł mi genialny plan.
-Marty, widzisz ten balkon?- zapytałem, wskazując w to samo miejsce palcem.
-Yhym…
-Jeśli tam doskoczymy, przeżyjemy…
Obydwoje przełknęliśmy głośno ślinę i nie zwlekając przygotowaliśmy się do skoku.
-Ja pierwszy… -powiedziałem-Wysoko skacze, jak coś łap się mnie…
Pokiwał głową., a ja podszedłem najbliżej krańca van’a jak tylko mogłem i szybko wybijając się z całych sił wyskoczyłem w stronę balkonu. Ledwo co złapałem jego krawędzi, a moje nogi o mało nie zostały zjedzone przez mutanty, szybkim ruchem podkurczyłem je pod siebie i pewniej oparłem się o zabezpieczające pręty.
-Twoja kolej!-krzyknąłem dość cicho i bałem się, ze mnie nie usłyszy, odwróciłem głowę i w tej samej chwili Marty leciał w moją stronę. Złapał mnie za tors, a przy jego ciężarze i pociągnięciu o mało nie puściłem krat, tym samym skazując nas na śmierć. Niestety Marty i skoczył, aż tak wysoko jak ja i jeden z psów (najwyższy) dosięgnął go i złapał za jego nogę.
Marty zaczął wrzeszczeć z bólu, pies ciągnął go z całych sił, a mi leciała krew od wbitych do dłoni ornamentów, mimo to podciągałem się jak tylko mogę. Kosztowało mnie to bardzo, jednak po dłuższej męczarni i zawziętym psem udało mi się wciągnąć nas na bezpieczną pozycję.
-Twoje ręce… co ci się stało?-zapytał, opierając się o ścianę.
Nie odpowiedziałem mu.
-Chyba co stało się tobie w nogę-krzyknąłem wskazując na jego poszarpaną kończynę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz