czwartek, 29 grudnia 2016

Od Kiary cd. Reker’a

Biedny zaraz wszystko z siebie wyrzucił, co mnie zdziwiło. Widziałam strach w jego oczach i skruchę. Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo jego słowa mimo wszystko potwierdziły to co wcześniej myślałam… On czuł to co ja i tak samo się obwinialiśmy. To mnie utwierdziło tylko w tym jak bardzo go kocham.
- Głupi… - zaczęłam zgadzać go po włosach – Martwiłam się o Ciebie jeszcze bardziej gdy zniknąłeś! - powiedziałam do niego, lecz w moim głosie nie było cienia gniewu – Nie gniewam się na Ciebie jeśli o to Ci chodzi… Już dawno Ci wszystko wybaczyłam – odparłam i się do niego ciepło uśmiechnęłam.
- N-naprawdę? - spytał z niedowierzaniem jąkając się.
- Naprawdę! - odparłam – Ale jeśli jeszcze raz tak uciekniesz, to przysięgam Ci Rekerze Loganie Blackfrey, że kopnę cię tak mocno, że wylecisz aż na księżyc! - powiedziałam i się zaśmiałam, a starszy pan za mną również. Zobaczyłam jak jego twarz przybiera wyraz ulgi, co mnie ucieszyło jeszcze bardziej. Pocałowałam go w usta i później czas jakoś leciał…
**
Minęły kolejne trzy dni, lecz tym razem byliśmy już prawie w pełni sił i siodłaliśmy konie, by wyruszyć w drogę powrotną do bazy. Podziękowaliśmy za wszystko starszemu panu i jego synom, po czym ruszyliśmy w długą drogę powrotną. Wybaczyliśmy sobie wszystko i powiedziałam Rekerowi, dlaczego mu nie powiedziałam wtedy o tym teście. Po prostu nie chciałam go martwic niepotrzebnie! Ten mi również wybaczył i zrozumieliśmy swoje zachowania, co sprawiło, ze nasza więź stała się jeszcze silniejsza!
**
Jechaliśmy już piąty dzień. Była znowu zimna noc, przez którą prawie straciliśmy czucie w rękach. Jechaliśmy jednak kurczowo trzymając się wodzy koni. Czułam jak moje ciało jest potwornie wycieńczone. Nasze konie szły obok siebie, bo tak były wyszkolone. Podczas burzy śnieżnej zawsze trzymały się razem i dzięki temu nikt nie miał prawa się odłączyć od grupy, co teraz pomagało mi i Rekerowi w tej cholern*j zawierusze! Zobaczyłam ze ukochany zemdlał na swojej klaczy, lecz trzymał się na jej grzbiecie. Mnie samej było blisko do omdlenia. Już nawet nie wiem gdzie byliśmy… Czy na swoim terytorium, czy na wrogim. Wiem tylko że spadłam z konia, a nasze konie wtedy stanęły posłusznie, czekając aż jeździec z potworem wsiądzie, lecz ja niestety nie miałam już sił… Straciłam przytomność.
**
Nie wiem ile czasu minęło ale słyszałam czyjeś krzyki i poczułam jak ktoś mnie podnosi na ręce. Delikatnie lecz stanowczo. Później znowu odpłynęłam, lecz słyszałam jeszcze ostatnie słowa, które wydawały mi się znajome z ust tego kogoś…
- Znaleźliśmy ich! - powiedział ktoś i znowu zemdlałam.

< Reker? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz