piątek, 30 grudnia 2016

Od Kiary cd. Reker'a

Nagle rozpętało się piekło! Jakoś zdobyłam broń i zaczęłam strzelać wraz z ojcem. Mimo iż mieliśmy przewagę, to i tak dość mocno obrywaliśmy. Wszędzie widziałam dym i walczących żołnierzy. Wtedy zobaczyłam biegnącego do nas Rekera i wtedy nagle zaczęłam widzieć wszystko w zwolnionym tempie! Przywódca tej bandy złapał Rekera i przystawił mu nóż do gardła. Chciałam oddać strzał, lecz ojciec mnie powstrzymał ruchem ręki. Wokoło nas panował chaos, lecz ja byłam skupiona tylko na nim… Ścisnęłam karabin w ręce tak mocno, że aż pobladły mi knykcie.
- Jeden ruch a chłopak zginie! Strzelisz do mnie to i go zabijesz! - krzyknął wściekły. Reker stał jak sparaliżowany, a gdy krew zaczęła mu lecieć z szyi, to zamyślam że zaraz zemdleje. Wtedy sprawy znowu nabrały tempa i nagle usłyszeliśmy bardzo wyraźny huk wystrzału, a po chwili głowa przywódcy nieznanego nam obozu eksplodowała! Jego ciało padło martwe na ziemię, a Reker by wolny i cały!
- No tak! Zapomniałem dodać że wokoło mamy też ukrytych snajperów- powiedział William, na co się zdziwiłam i spojrzałam na niego spłoszonym i wystraszonym wzrokiem, na co się uśmiechnął.
Reker podbiegł do nas, gdzie od razu opatrzono mu ranne miejsce. W tej zawierusze jakoś udało mi się odnaleźć swój asortyment i strzelałam mimo rannej ręki. Adrenalina robiła swoje, co pozwalało mi pokonać chwilowo ból. Wtedy zobaczyłam jak biegną do mnie jacyś żołnierze. Dopiero po chwili rozpoznałam, ze to Ci, którzy nas pilnowali i do których czułam sympatie. Nie mieli na mundurach znaku swojego obozu, więc nie musiałam do nich strzelać. Podbiegli do mnie i trochę niepewnie na mnie spojrzeli, lecz dałam im znać, że nie będę do nich strzelać.
Wtedy nagle jeden z nich dostał strzał w udo i krzyknął upadając na ziemię z raną. Od razu do niego podbiegłam i zajęłam się krwawiącą raną. Drugi z naszych „sojuszników” ukląkł przy nas i osłaniał. Rozcięłam mu spodnie i wyjęłam opatrunki z torby. Musiał zatrzymać krwotok i zamknąć szybko ranę. Pociski latały mi nad głową i obok mnie, co mnie nieźle denerwowało, lecz starałam się skupić na rannym sprzymierzeńcu. Wył z bólu i nie mógł się podnieść. Rana bardzo krwawiła, lecz tamowałam już gorsze rany.
Wyjęłam kulę z rany, na co krzyknął przeraźliwie i chciał się podnieść automatycznie, lecz jego przyjaciel go powstrzymał. Ręce lepiły się od jego krwi, lecz jakoś złapałam igłę z nicią i zaczęłam porządnie zszywać krwawiącą ranę. Zrobiłam to tak szybko, ze nawet nie pamiętam kiedy skończyłam… Dałam opatrunek i obandażowała mu nogę. Wstrzyknęłam dożylnie lek przeciwbólowy, plus antybiotyk na wszelki wypadek i przenieśliśmy go w bezpieczne miejsce do naszych medyków. Byli nieco zdziwieni, lecz szybko objaśniłam im sytuację, że to nasi sprzymierzeńcy. Kiedy chciałam już odchodzić bo dalej walczyć, nagle zatrzymała mnie czyjaś ręka, wić się odwróciłam i zobaczyłam przyjaciela rannego mężczyzny. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Dziękuje… - powiedział tylko na co kiwnęłam głową i się lekko uśmiechnęłam. Strzegłam medyków podobnie jak nasz nowy przyjaciel, który co chwilę patrzył na swojego przyjaciela ze zmartwieniem. Zrozumiałam ze to nie jest przyjaźń, lecz coś więcej!
- To twój brat? - spytałam się go nagle, na co się zdziwił.
- Tak… - odparł ze smutkiem w oczach patrząc znowu na swojego brata.
- Jak macie na imię? - spytałam.
- Ja jestem Jack, a to mój młodszy brat Lucas – odpowiedział i spojrzał na mnie.
- A ja jestem Kiara! - przedstawiłam się i spojrzałam na miejsce walki, które zaczynało powoli cichnąć. Po jakiś pięciu minutach dołączył do nas mój ukochany.
- Kiara nic Ci nie jest?! - spytał zmartwiony.
- Nie, a co z Tobą? - spytałam spokojnie.
- Tak w ogóle jestem Reker! - odparł nagle i zwrócił się do Jack’a i Lucasa – Co z nim? - spytał się mnie.
- Jego stan jest stabilny, ale rany postrzałowe na udzie zawsze ciężko się goją – odparłam na co kiwnął głową. Po dwudziestu minutach było już po wszystkim… Wróg został pokonany, więc zaczęliśmy wracać do wieży.
**
Opowiedzieliśmy Williamowi po drodze jak Jack i Lucas nam pomogli, więc patrzył na nich przychylniej i pozwolił im do nas dołączyć, bez zbędnych ceregieli. Ja i Reker odwiedziliśmy ich w skrzydle medycznym, gdzie Jack czuwał przy swoim bracie, który już się wybudził.
- Widzę że śpiąca królewna się obudzała! - powiedział żartobliwie Reker, gdy do nich podchodziliśmy. Uśmiechnęli się na to i spojrzeli na nas.
- Jak się czujecie? - spytałam podchodząc do nich.
- Teraz lepiej! - odparli obydwaj jednocześnie.
- Zadomowiliście się już w miarę? - spytał Reker.
- Tak – odparł Lucas – Wszyscy są tutaj mili, co jest dla nas nieco dziwne… - odparł niepewnie.
- Zapamiętajcie sobie, że gdy jesteście teraz z nimi, to jesteśmy wszyscy jedną wielka rodziną i dbamy o siebie wzajemnie – odparłam uśmiechając się do nich. Odwzajemnili to od razu.
- I jedzenie jest na wet lepsze, nie mówiąc o łóżkach! - odarł Lucas, leżący na łóżku szpitalnym. Nagle przyszedł lekarz, więc zmuszeni byliśmy opuścić salę.
- Musimy już iść… - odezwał się Reker – Wracajcie do zdrowia! - odparł i wyszliśmy.
Idąc do swojego pokoju, Reker szedł obok mnie.
- Ile mamy czasu do kolacji? - spytałam.
- Jakieś niecałe cztery godziny a co? - spytał zaciekawiony.
- A tak pytam… - odparłam i ucichnąłem się tajemniczo.
Gdy weszliśmy do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i się przeciągnęłam.
- Nareszcie w domu! - powiedziałam i pocałowałam ukochanego, co zaraz odwzajemnił i objął mnie w pasie, przyciągając do siebie tak, by nasze ciała się zetknęły. Poczułam podniecie, co chyba on też, bo już po chwili całował moją szyję, na co się uśmiechnęłam i przegryzłam dolną warkę. Przyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele od stóp wzwyż. Przybił mnie do ściany i całował coraz bardziej namiętnie. Jedną ręką trzymał mnie w pasie, a drugą miał w moich włosach, jakby próbował mnie powstrzymać od ucieczki, czego wcale nie chciałam. Moja ręka powędrowała niżej na jego krocze, gdzie położyłam rękę na lekkim wypukleniu w jego spodniach i lekko chwyciłam za jego męskość. Westchnął z rozkoszy gdy to zrobiłam i mi się to spodobało.

< Reker? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz