piątek, 30 grudnia 2016

Od Kiary cd. Reker’a

Chłopaki jak zwykle ze sobą rozmawiali, com nie nie dziwiło. Ja natomiast ślęczałam przy biurku obok Oliviera i zajmowałam się papierkową robotą. Było tego pełno! Czy ja wygadałam na księgową czy co?! Nigdy nie lubiłam papierkowej roboty… Wtedy nagle usłyszałam znajome jękniecie, więc się odwróciłam i spojrzałam na Oliviera,który wyglądał jakby miał zaraz się przebudzić. Wzięłam jego kartę zdrowia i podeszłam do niego. Po chwili otworzył swoje niebieskie oczy i zaczął się rozglądać, dopiero po chwili mnie zauważył.
- Witamy śpiącą królewnę! - powiedziałam żartobliwe – Jak się pan czuje? - spytałam jednak zaraz i spojrzałam w jego kartę, na której dopisałam coś długopisem.
- Lepiej ale wszystko mnie boli – odparł i chciał wstać, na co od razu zareagowałam i obaliłam go lekko lecz stanowczo na łóżku.
- Proszę nie wstawać! - rozkazałam – Pański stan jeszcze nie pozwala na to, żeby wstawać, póki co musi pan leżeć! - powiedziałam, a ten nie walcząc z powrotem się położył z dużym jęknięciem.
- Ile byłem nieprzytomny? - spytał.
- Jakieś trzy tygodnie – odparłam i znowu coś zapisałam w karcie – Pański stan jednak niedawno się poprawił, więc sobie jeszcze pan poleży z dobre kolejne dwa tygodnie jak nie więcej – powiedziałam na co lekko westchnął – Jeśli coś pana boli, to proszę się zwracać do mnie, bo jestem pana lekarzem prowadzącym – dodałam jeszcze na co kiwnął głową.
Nagle usłyszeliśmy jak drzwi się otwierają i do pokoju wszedł podenerwowany William, który szybko podszedł do Oliviera. Później sprawy jakoś się toczyły… Jednak jak zwykle nie mogliśmy mieć długo spokoju!
**
Minęły dwa tygodnie i Olivier wrócił całkowicie do zdrowia. Cieszyłam się z tego powodu, lecz teraz miałam jeszcze więcej pracy niż poprzednio. Byłam właśnie z Rekerem na misji zwiadowczej. Byliśmy tylko we dwoje z czego się bardzo cieszyłam! Nasza misja zakładała sprawdzenie jednego terenu, gdzie podobno ostatnio nieco ucichło i nie było tam tyle zombie.
- Wciąż się dziwię że wysłał nas samych na misje – odezwałam się do ukochanego.
- Tez się dziwię! Może chce nam dać trochę odetchnąć po tym wszystkim, jak planowaliśmy Oliviera i po naszej ucieczce wtedy? - odezwał się głośno myśląc.
- Możliwe! - odparłam tylko i jechaliśmy dalej.
Przejeżdżaliśmy obok opuszczonych budynków i bloków, które wyglądały jakby się miały zaraz zawalić i patrzyliśmy na ten zrujnowany krajobraz. Nagle jednak poczułam się obserwowana, na co się spięłam. Spojrzałam na Rekera, który też chyba wyczuł, że coś jest nie tak… Oboje zawróciliśmy konie w stronę wierzy i się odezwał.
- Sprawdźmy jeszcze tamten obszar i wracajmy! - powiedział sprytnie.
- Dobra! - odparłam i przyspieszyliśmy do kłusa.
Gdy znaleźliśmy się poza budynkami lekko odetchnęliśmy z ulgą, lecz wtedy przyspieszyliśmy do cwału i zerwaliśmy siew stronę wieży. Wtedy spostrzegliśmy, że ktoś nas ściga! Pospieszyliśmy konie bo było ich za dużo nas dwóch! Nie wiedzieliśmy kim są, bo na trupy, śmierć czy neutralnych nie wyglądali… Zaczął się pościg za nami. Rekera otworzył ogień w ich stronę ale nie celował, tylko strzelał na oślep. Nagle przed nami jakby z podziemi pojawili się inni wrogowie i strzelili w nas czymś. Konie się przestraszyły i nas zrzuciły a my dostaliśmy jakimiś dziwnymi strzałkami i straciliśmy przytomność… Lecz jeszcze usłyszeliśmy:
- Idioci! Mówiłem że ma im sienie stać krzywda! - krzyknął ktoś i oboje odpłynęliśmy.

< Reker? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz