Wyszła. Znikła. Nie rozumiem tego co się ze mną dzieje gdy jest. Może więc to i dobrze. Mam nadzieje ze szybko zapomnę i nie spotkamy się więcej. Ta znajomość robi ze mnie typowa pizde. Ale skoro jej nie ma, jutro znów będę w 100% sobą. Uśmiechnąłem się aż sam do siebie na myśl o tym.
Zdjalem koszule, spodnie zostałem w samych bokserkach i Runąłem na łóżko. usunąłem. Śniło mi się mnóstwo dziewczyn. mnóstwo Pięknych blondynek o pięknych kształtach. Jednak każda z nich miała głos Lydi. Cały sen zaczął zamieniać się w koszmar ale wtedy obudził mnie ten sam głos co dręczyl mnie we śnie:
- Oddaj mi Alfreda, mój rewolwer i spadam.
Leniwie otworzyłem jedno oko po czym widząc ją od razu je zamknąłem udając obojętność.
- Nie mam żadnego twojego rewolwera.
- Gdy mnie tu przeprowadziłes jeszcze go miałam.
- To pewnie został w piwnicy, idź po niego. - Powiedziałem nie otwierając oczu.
- Chciałabym ale ten dom to jeden wielki labirynt.
Zaśmiałem się pod nosem. - No niby racja. - Powiedziałem i leniwie podniosłem się z łóżka.
Lydia niedyskretnie popatrzyła na mój tors.
Zeszliśmy do piwnicy był tam straszny bałagan. Nawet po katach leżaly jakieś odcięte kończyny. Rewolwer rzeczywiście się znalazł. Podałem go dziewczynie. A ta znów niedyskretnie wpatrywała się w moja umięśniona klatkę piersiową. Specjalnie nic na siebie nie nałożyłem tylko zszedłem tak jak położyłem się spać. A może jestem po prostu narcyzem i tylko wydaje mi się ze mi się przygląda?
- Miła odmiana cnie? - Zapytałem
- Hm? Ale ze co
- Gdy to w końcu mi brakuje części ubrania a nie tobie.
Lydia? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz