sobota, 17 grudnia 2016

Od Chryseis

Jak wiele można osiągnąć, dzięki ładnemu uśmiechowi i słowom, w które samemu się nie wierzy? Musiała przysunąć dłoń do twarzy, bo wyciągniętą rękę zasłaniała jej gęsta ciemność. Kurz, smoła i krew zaschły na niej aż po przegub. Palcem prześledziła nacięcie wzdłuż nadgarstka, będące pamiątką po niemiłej potyczce z jakimś zwariowanym ocalałym. Jeżeli to się nie skończy, wkrótce wszyscy postradają rozum. Przyjrzała się jeszcze srebrnej tarczy księżyca ponad swoją głową i powoli ruszyła do południowego miasta. Było tam w miarę bezpiecznie, dlatego nie zabrała ze sobą żadnej broni. Nic bardziej nie mogło zepsuć Chryseis tego dnia. O ile zdążyła przywyknąć do trudnych warunków i brudu, to nie mogła zignorować pulsującej bólem rany. Toteż zaraz pojawiła się w kanałach, gdzie przesiąknięta promieniotwórczymi substancjami woda nadawała się do spożycia. Może druga głowa jej nie urośnie. Uniosła lekko materiał bluzki, wchodząc po kolona do rynny. Woda nie pachniała zbyt przyjemnie, ale według zapewnień ludzi z jej obozu nie była trująca. Rzuciła ubranie na brzeg, była teraz naga od pasa w górę. Włosy dziewczyny zwieszały się wokół jej twarzy jak złota kurtyna, gdy pochyliła głowę, by obmyć zadrapanie. Nagle zamarła, słysząc kroki niosące się w tą stronę. Miała zbyt mało czasu, żeby doskoczyć do bluzki i wciągnąć ją na swoje ociekające wodą ciało. Skuliła się tylko w cieniu, ściszając oddech.

Jimś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz